1.

31 2 1
                                    

Destiny była sierotą. Strata rodziców jeszcze bardziej pogorszyła jej relacje z ciotką, z którą musiała spędzić kolejne sześć lat. Nie wytrzymując już presji z jej strony, uciekła z domu do którego nie zamierzała nigdy wracać. Chciała całkowicie odciąć się od rodziny. Planowała upozorować własną śmierć, jednak zwykła ucieczka wydawała jej się najrozsądniejszym wyjściem. Nie chciała ciągle słuchać „Przykro mi z powodu z Twoich rodziców". To ją jeszcze bardziej przygnębiało. Nawet gdy uciekła, nawet po tym jak zmieniła się tak bardzo, jak nabrała nienawiści do wszystkich ludzi, ciągle o myślała o rodzicach i była to jedyna myśl która potrafiła ją uspokoić. Gdy czuła, że zaraz wybuchnie ze złości, zamykała się w pokoju, podkulała nogi i z zamkniętymi oczami wyobrażała sobie momenty w których słuchała rad swojej mamy. Tak. Jej rady były najlepsze. Nawet gdy jej nie było czuła jej bliskość. Czuła jej rękę na swoim ramieniu i miły ton głosu, uspokajający ją w trudnym dla niej momentach. Tego jej brakowało. Czułości, której nie potrafił okazać jej nikt poza rodzicami.
Po tak trudnych zdarzeniach, musiała uciec. Wpadła, zdaniem innych, w bardzo złe towarzystwo. Jej jednak podobało się nowe życie. Uważała to za nowy początek. Jej przyjaciele: Max, Eddy i Vicky okazali się być lepszymi przyjaciółmi niż ludzie z którymi się przyjaźniła przed tą nieszczęsną tragedią. Nie przejmowali się nią. Czasami spytali co u niej, nie bardzo zważając na to co odpowiadała. Jakby jej w ogóle nie słuchali. Destiny jednak trzymała się z nimi, bo w końcu należała do najlepszej paczki w szkole. Była popularna. Cieszyła się tym i nie zważała zbytnio na relacje z pozostałymi.
(M)- Destiny! Szybciej, nie mamy zbyt dużo czasu!
Kolejna ucieczka. Tym razem napad na mały sklep spożywczy. Musieli z czegoś żyć.
- Spokojnie! - krzyknęła pakując do torebki banknoty z kasy. Obserwowała przy tym sprzedawczynię w podeszłym wieku skuloną przy ścianie oddychającą szybko ze strachu. Rozglądała się na wszystkie strony, jakby nie wiedziała co się dzieje i gdzie się znajduje. Można powiedzieć, ze Destiny trochę jej współczuła. Nienawidziła tego uczucia.
- Już idę. - mruknęła jakby do siebie i zarzuciła torebkę na ramię odgarniając wychodzące z pod maski czerwone kosmyki. Wybiegła szybko ze sklepu po drodze łapiąc pudełko z batonami. Max spojrzał na nią i przewrócił oczami.
(M)- Serio? - spytał z zażenowaną miną.
- No co? - wzruszyła ramionami i ruszyła biegiem chcąc jak najszybciej oddalić się od sklepu. Dotarli do umówionego wcześniej miejsca. Było to ich tymczasowe schronienie poza miastem. Stary opuszczony budynek, który nie wyglądał przyjaźnie. Destiny weszła do środka i z uśmiechem na twarzy rzuciła torebkę w stronę Vicky.
- Udało się! - krzyknęła szeroko rozstawiając ramiona. - Zresztą, jak zawsze. - Przycupnęła obok niej na starej kanapie i oparła się wkładając ręce za głowę. Ciągle się uśmiechając przymknęła oczy.
(V)- Musimy teraz znaleźć nową kryjówkę. Na pewno nas szukają. - mruknęła bez entuzjazmu jakby nie cieszyła się z nowej zdobyczy. Z twarzy Destiny zniknął uśmiech a pojawiło się zaciekawienie. Otworzyła oczy i spojrzała na Vicky.
- To prawda. Ale jutro. Dzisiaj jeszcze przeczekamy tutaj. Jestem zmęczona.
(E)- Racja. - odezwał się w końcu Eddy wychodząc z pomieszczenia obok. Było bardzo ciemno, więc ledwo co zauważyła jego sylwetkę. - Nasza ostatnia noc tutaj. - dodał i stanął przy oknie opierając się o parapet.
- Co Wam dzisiaj się stało? - zmarszczyła brwi próbując dokładniej przyjrzeć się Eddy'iemu.
(E)- Nic. - mruknął nie zmieniając pozycji. Destiny nie chcąc się kłócić, znowu, odpuściła dalszych pytań.
Tego wieczoru wszyscy położyli się w ciszy. Destiny nie mogła spać, więc około 2 w nocy wyszła ze starego budynku i oparła się o ścianę obserwując całkiem pustą ulicę.

One dayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz