Rozdział 5 - Inna krew, jedno hrabstwo

203 17 39
                                    

Hope

Wokół było tak pięknie zielono. Ze wzgórza, na którym się znajdowałam było widać las, który znajdował się u dołu.
Leżałam na kocyku w lawendowym kolorze, opierając się o blondyna.

- Tu jest tak pięknie. - stwierdziłam, po czym spojrzałam na chłopaka, który wciąż milczał. Wtedy sobie wszystko przypomniałam. - Przecież ty...

- Wiem, nie żyje. - powiedział, ocierając pierwsze łzy z mojego policzka.

- Ale jak ty...

- Cały czas jestem przy tobie. Wiem, że miałaś ostatnio ciężki czas i chciałem ci dać odpocząć.

- Francis, gdyby nie ja... wciąż byś żył.

- Nie mów tak, kochana. Nigdy tak nie mów.

- Ale przepowiednia... - mówiłam kiedy ujął moją twarz, przerywając mi.

- Gdyby to miało stać się jeszcze raz. Postąpiłbym tak samo. Nie możesz się obwiniać. Spróbuj się zabawić w Nowym Orleanie.

- Nie mogę bez ci...

- Pamiętaj co mówię, zawsze jestem z tobą. Po twojej stronie.

***

- Lady Hope, Lady Hope... - słyszałam szept i czułam trącanie na moim ramieniu. Otworzyłam lekko oczy i oślepiona dziennym światłem, szybko je zamknęłam.

- Mikaelson, zawsze przychodzisz w nieodpowiednim momencie - wyjęczałam.

- Nadal jesteś zła?

- Teraz jestem zła z zupełnie innego powodu, którego nie jesteś godzien poznać.

- Czy ten powód dał ci ten piękny pierścionek? Jesteście zaręczeni.

- Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Prawdą Kol jest to, że nic o mnie nie wiesz.

- Prawda jest taka, że wiesz, iż śmiało mogę cię do tego zmusić, a twój język rozplączę się natychmiast.

- Robisz się nie sympatyczny, Mikaelson.

- Czyli mam sobie iść z tym śniadaniem? No, dobrze jak chcesz.

Wzruszył ramionami, odchodząc z tacą jedzenia, którą dopiero teraz zauważyłam.

- Kol, poczekaj, proszę.

Brunet się zatrzymał i z szarmanckim uśmiechem położył mi tacę na kolanach.

- Mam oczekiwać jakichś niespodzianek?

Spytałam, spoglądając na jedzenie.

- Niespodzianek?

- Typu arszenik, trutka dla szczurów...

- Teraz ty jesteś nie miła.

- No, dobrze - westchnęłam. - Możesz mi podać sukienkę, wisi od wewnątrz na drzwiach, gdy otworzysz szafę.

Gdy Kol wstał z łóżka, rozległ się dźwięk mojego telefonu. Zaczęłam szukać go po całym łóżku, jednak jakim cudem wylądował w rękach Mikaelson'a.

- Aspen? Kto to jest Aspen? - spytał, machając mi urządzeniem przed twarzą.

- Nie ważne, oddaj mi telefon, to ważne.

Młody wuj szybko opuścił mój pokój, przez co mogłam swobodnie porozmawiać z Aspenem.

- Obudziłem cię? - spytał, gdy odebrałam.

- Nie, nie... już nie spałam.

- Mam nadzieję, że dotarłaś do Nowego Orleanu bez przeszkód. Nie miałaś żadnych problemów?

Young LadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz