Rozdział 8

233 18 17
                                    

Hope

Zdjęłam z rąk rękawiczki i rzuciłam je na łóżko. Otworzyłam szufladę, wyciągając z niej ramkę ze zdjęciem moim i Francis'a.

- Pewnie to jest ta twoja wielka miłość.

Usłyszałam nagle nad uchem, aż podskoczyłam ze strachu w miejscu.

- Nie słyszałam cię, Kol.

- Wiem - odpowiedział, obejmując mnie lekko w pasie. - Byłaś nie miła dla tego chłopaka.

- Nie budzi mojego zaufania.

- Jak większość osób tutaj - zauważył, gdy lekko ściągnęłam jego dłoń ze mnie i usiadłam na skrawku łóżka.

- Co masz przez to na myśli?

- Gdy cię nie było przez te parę godzin, dowiedziałem się kilka rzeczy o Lady Hope Mikaelson.

- Tak?

- Jest to niezwykle mądra i pogodna dziewczyna z niedzisiejszymi manierami, ale pogubiła się po śmierci swojego ukochanego. W dodatku jest chora i nie widzę, aby chciała wyzdrowieć.

- Nie jestem chora - przerwałam mu, zakrywając usta, abym mogła odkaszleć. Po czym dodałam. - Gorzej się czuję od pewnego czasu nic więcej.

- Dalej chcesz mi zaprzeczać?

- O czym mówisz?

- Spójrz ma swoją dłoń.

Powiedział, gdy posłałam mu niezrozumiale spojrzenie. Na jednej z dłoni miałam fragmenty krwi.

- Mówiłaś, że chcesz zarządzać Clarence w przyszłości. Jak myślisz? Ile ci zostało tej przyszłości?

Pytał, a ja czułam jak do moich oczu napływają łzy. Poderwałam się z łóżka i podeszłam do drzwi, otwierając je.

- Myślę, że powinieneś wyjść.

Oznajmiłam stanowczo, a ten zmierzając w kierunku wyjścia, zatrzymał się jeszcze na chwilę obok mnie.

- Gaśniesz w oczach, Lady Hope.

***

Nademną były drzewa, wiele drzew. Ciężko mi się oddychało. Dopiero po chwili zorientowałam się, że leżę na leśnej sciółce. Rozejrzałam się wokół, gdy zauważyłam blondyna, który się mnie przyglądał.

- Żałuję, że już nie mogę cię ochronić.

- Francis... O czym ty mówisz?

- To co bym powiedział... Sprowadziłoby na ciebie śmierć.

***

Następnego dnia Kol z rana przyniósł mi śniadanie, milcząc. Ja również nie zamierzałam się do niego odzywać. Gdy się ubrałam, poszłam do pustego salonu. Widziałam tam niezłą kolekcję książek. Może znajdę tam coś interesującego.
W salonie siedziało prawie całe rodzeństwo Mikaelson; Elijah, Rebekah i Kol.

- Dzień dobry, wszystkim - przywitałam się, ale odpowiedziały mi tylko pierwsza dwie osoby.

Oparłam się o kanapę i zaczęłam przyglądać się książką.

- Pokłóciliście się? - spytała Rebekah.

- Jest mądrejsza niż ustawa przewiduję.

Powiedział Kol, na co się uśmiechnęłam i stwierdziłam.

- Nie skomentuje tego.

- Zatem nie komentuj.

- Mogę rozwiązać wasze problemy.

Young LadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz