4.Proszę, uważaj na siebie.

651 52 4
                                    

Trrrrrrrrrrrrrrrr....

Energicznie otwieram swe powieki, zrywam się do siadu i nagle...

Au!

Mam bliższe spotkanie z podłogą.

Jak zwykle, przez mój nieszczęsny alarm spadłam z łóżka. Głupi budzik! Wstaję obolała z podłogi i idę do okna. Zwykle puste w niedzielę ulice są pełne samochodów. Na dworze widać piękne promienie słońca. Ale... jest ono dość nisko. Patrzę na telefon. Godzina 5:37. Dlaczego zadzwonił tak wcześnie? I dlaczego dzisiaj zadzwonił? Przecież jest weekend.

Kładę się ponownie do łóżka. Nie zastanawiając się nad odpowiedzią na pytania, po prostu idę spać. Nie mam teraz ani ochoty, ani siły myśleć nad tym i zastanawiać się nad tą sytuacją. Po chwili świat zaczyna wirować przed moimi oczami, a chwilę później udaję się w objęcia Morfeusza...


- Panienko Cassie! Panienko Cassie! Dlaczego jeszcze nie wstałaś? - budzą mnie krzyki Eleny. O co jej chodzi?

- Co? - bełkoczę pod nosem zasypanym głosem. - Która godzina?

- 7:34!

- No właśnie. Po co mam tak wcześnie wstawać. Nawet w niedzielę nie mogę pospać - obracam się na drugi bok, a głowę zasłaniam poduszką.

- Jaka niedziela?! Jest poniedziałek! A za dwadzieścia sześć minut rozpoczyna ci się lekcja! - wykrzyczała Elena.

Jak to możliwe? Przecież wczoraj tata przyjechał!

Albo... ups, chyba jednak się pomyliłam.

W sobotę odbyła się wielka bitwa na poduszki, a potem była jeszcze cała jedna doba! Po wczorajszym cudownym dniu spędzonym w rodzinnym gronie, straciłam poczucie czasu. Minął on bardzo szybko. Zrywam się na równe nogi. Po drodze daję buziaka w policzek Elenie i krzyczę:

- Dziękuję Ci!

Biegnę do łazienki. Zaczynam od umycia zębów. W mgnieniu oka nakładam delikatny makijaż. Nie należę do osób, które się mocno malują. Nie jestem "tapeciarą". Po prostu lubię delikatnie podkreślić swoje rzęsy tuszem, a usta nawilżyć balsamem lub pomalować błyszczykiem. Gdy makijaż już mam nałożony, to zabieram się za włosy. Długie blond pasma czeszę i układam. Mam naturalnie falowane. Czasem nie wyglądają tak, jak powinny i muszę im poświęcić więcej czasu, ale na szczęście dzisiaj nie są bardzo złe.

Udaję się do swojego pokoju. Otwieram szafę. Dzisiaj nie mam czasu zastanawiać się nad tym, co ubrać. Biorę pierwszą lepszą bluzkę i czarne rurki. Spoglądam w lustro.

Hmm... nawet nie taka zła ta koszulka. Klasyczny biały T-shirt z kieszonką. Na to nakładam szary sweterek, a na nogi czarne vansy. Biorę czarną torbę na ramię i pośpiesznie opuszczam pokój.

7:49

Do szkoły mam 15 minut pieszo. Lekcja zaczyna się o 8! Spóźnię się!

Idę do kuchni. Elena podaje mi śniadanie do ręki.

- Jak nie zjesz, to nie pozwolę Ci piec ze mną kolejnego ciasta - próbuje mnie zaszantażować i udaje jej się. Nie mogłabym odpuścić tej frajdy, jaką jest pieczenie z Eleną.

- No dobrze. Niech Ci będzie, ale zjem już w szkole, bo teraz nie mam czasu -uśmiecham się do niej serdecznie, na co ona odwzajemnia się tym samym. - A nie wiesz może czy pan Smith jest w domu?

Pan Smith to mój szofer. Zawozi mnie i odbiera ze szkoły. Bardzo go lubię. Zawsze wita mnie szerokim uśmiechem na twarzy. Jest około sześćdziesięcioletnim mężczyzną. Zawsze ubiera się elegancko, zachowuje, jak prawdziwy dżentelmen, nie tylko w godzinach pracy. O 7:30 od poniedziałku do piątku czeka na mnie przed domem. Następnie jedzie do innego mieszkania odwieźć kolejną dziewczynę do szkoły. Teraz jest już 7:51. Na pewno już wyjechał.

Nie ufaj nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz