14. Dam sobie radę sama.

404 40 5
                                    

CASSIE:

Wstałam dzisiaj dość wcześnie. Słońce dopiero wychodzi zza horyzontu, a przyroda budzi się do życia. Nie mogę spać. Za dużo myśli krąży w mojej głowie. Wczoraj (a raczej już dzisiaj) zasnęłam około 4 nad ranem, a na moje oko jest koło 5, więc spałam około godziny.

To wszystko jest takie trudne. Z każdą sekundą nasuwa się nowe pytanie, na które nie umiem sobie odpowiedzieć. Tyle niewiadomych to dla mnie zdecydowanie za dużo. Nie wiem, kim są ci ludzie. Nie wiem, jak się tu znalazłam i gdzie ja w ogóle jestem. Nie wiem, dlaczego akurat JA tu trafiłam. Nie wiem właściwie NIC o tym miejscu.

Jedyne, co wiem, to to, że ktoś próbuje mnie zabić. I nie jest to na pewno jakiś amator, nie są to głupie żarty. Tej osobie prawie się to udało i jestem pewna, że za wszelką cenę będzie chciała osiągnąć swój cel.

Jedynie Lucas wzbudza moje zaufanie. Wczoraj wierzyłam mu w każde słowo. Wszystko, co powiedział o tym, że przy nim jestem bezpieczna, było tak przekonywujące, że faktycznie uwierzyłam mu i poczułam się tak. Ale... teraz, gdy siedzę w sali na razie sama i mam dużo czasu na rozmyślanie, to dochodzę do wniosku, że o nim też nic nie wiem. Może faktycznie chce dla mnie dobrze. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Zostałam porwana. Nie chcą mi odpowiedzieć na żadne pytania. Nie wiem nic. Może po prostu chce mnie zbajerować, a potem oddać w ręce mojego niedoszłego mordercy? A może nawet to on próbował mnie zabić?

Nie mogę mu ufać... Nie mogę ufać nikomu.

Za to wiem jedno.

Muszę stąd uciec.

Rozmyślając tak nad tym, co ja tutaj robię oraz jak się stąd wydostać, nasuwają się mi na myśl kolejne pytania.

Co teraz dzieje się z rodzicami? Co dzieje się z Florą? Czy jest bezpieczna?

Bardzo za nią tęsknię. Jest młodsza o 3 lata, ale spokojnie mogłaby jakąś osobę nawet w moim wieku nauczyć dojrzałości. Kocham ją strasznie i boję się o nią. Była w końcu na tym samym jachcie, co ja. Z nią mogło się stać dokładnie to, co ze mną. Mogła, jak ja, zostać porwana, wywieziona w jakieś miejsce i przetrzymywana. Ją również może ktoś próbował zabić...

Na samą myśl o tym, łzy napływają mi do oczu. Mam ochotę rzucić się na łóżko i zacząć płakać. Czuję się bezradna. Nawet gdybym chciała uciec, to nie mam pojęcia gdzie jest wyjście z tego obozu, jak duży jest i jakie ma zabezpieczenia.

Ale... muszę być silna. Dla niej.

Dowiem się, gdzie jestem, pojadę do domu i nie odpuszczę, dopóki nie upewnię się, że Flora jest cała i zdrowa.

Rozglądam się po pomieszczeniu. Obchód lekarski mam dokładnie za dwie godziny. Jestem sama na sali. Lucas na pewno do mnie nie przyjdzie, bo kto normalny przychodziłby do kogoś w odwiedziny o 5? Mam więc idealne pole do manewru.

Zaczynamy.

Najpierw odłączam od siebie te wszystkie urządzenia. Z klatki piersiowej odpinam elektrody, a z ręki wypinam kroplówkę. Siadam na boku łóżka i spuszczam z niego nogi. To chyba największy ruch jaki miałam od wielu tygodni. Próbuję wstać, ale robię to zbyt szybko i przed oczami od razu pojawiają się mroczki, a obraz zaczyna rozmazywać. Opadam na łóżko. Zamykam na chwilę oczy i powoli, trzymając się poręczy przy łóżku próbuję stanąć na nogi. Udaje mi się to. Dziwne uczucie. Mam wrażenie, jakbym już była wolna. Niestety tak nie jest. Do wolności jeszcze długa droga.

Otwieram szafkę znajdującą się przy moim łóżku i szukam jakiś swoich rzeczy. Jednak niestety, nic nie znajduję. Błagam, żebym chociaż znalazła jakiś telefon lub portfel. Bez tego nie mam jak zadzwonić po pomoc, kupić jakiejś wody, ani jedzenia, a czeka mnie długa droga. Podchodzę do szafy stojącej w rogu. Po kolei otwieram każdą szafkę, ale one również są puste. W ostatniej znajduję jakieś czyste ubrania. Są to spodnie, jakaś koszulka i o wiele na mnie za duża, czarna, cienka bluza z kapturem. Lepsze to, niż nic. Z przybornika pielęgniarki zabieram gumkę recepturkę i wiążę włosy w niskiego, niestarannego koka. Na głowę narzucam kaptur, a ręce chowam do kieszeni.

Nie ufaj nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz