Wszyscy na mnie patrzyli. Lustrowali wzrokiem moje czerwone włosy, ciężkie buty i wyzywający strój. Wbijali we mnie zaciekawione spojrzenia, nawet się nie kryjąc, jakby po raz pierwszy widzieli kogoś takiego jak ja. I być może tak było.
Ale byłam przyzwyczajona. Za każdym razem, kiedy pojawiałam się w nowym miejscu zwracałam na siebie uwagę wszystkich. I naprawdę to lubiłam. Wtapianie się w tło nigdy nie było moją bajką. Tyle, że to nie był nowy klub, który poszłam odwiedzić ze znajomymi. To była nowa szkoła, w której miałam spędzić dwa następne lata.
Tak więc postawiłam na wielkie wejście. Moja pewność siebie poprowadziła mnie przez ten tłum nijakich dzieciaków i sprawiła, że przez najbliższe kilka tygodni miałam być na ustach wszystkich. A już zwłaszcza Christophera. Uśmiechnęłam się do siebie. To była improwizacja, ale nie mogłam się powstrzymać. Zawsze dostawałam to czego chciałam i ten chłopak nie miał być wyjątkiem.
Z łatwością znalazłam swoją szafkę. Była pusta i bezosobowa, a ja z czułością pomyślałam o tej w starej szkole: pełnej zdjęć, biletów z koncertów, starych zeszytów, opakowań po gumie do żucia i żelkach. Obiecałam sobie, że jutro zarzucę ją śmieciami najlepiej jak umiem. I może wtedy poczuję się jak w domu.
Nie zrozumcie mnie źle, nie byłam jedną z tych dziewczyn rodem z filmów i książek dla nastolatek, które nienawidzą rodziców i skarżą się na niesprawiedliwy los. Owszem, musiałam się pożegnać z przyjaciółmi, ale hej! Poznam nowych. Miałam zacząć coś nowego i przeżyć przygodę. Kto by tego nie chciał?
Więc bez zbędnego gadania, trzy tygodnie temu wsiadłam do samochodu i opuściłam Branwell*. No i teraz byłam tutaj. Zatrzasnęłam szafkę i wzięłam głęboki oddech. Czas zacząć show.
Pierwsza była biologia, której nie znosiłam. Właściwie nie znosiłam wielu przedmiotów, co było doskonale widoczne na moim świadectwie z zeszłego roku. Ojciec i dziadkowie musieli wpłacić kupę kasy żeby tylko mnie tu przyjęto. A ja miałam się tylko postarać, żeby mnie nie wywalono. Mogło być trudno, zważywszy na snobizm ściekający po ścianach.
Weszłam do klasy, a wszystkie rozmowy natychmiast ucichły.
- Cześć, wam – uśmiechnęłam się, odrzucając czarno-czerwone włosy na plecy. Nie odpowiedzieli. Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się za wolnym miejscem. Jedno obok jakiegoś napakowanego kolesia z obleśnym spojrzeniem. Nie. Jedno obok nijakiej dziewczyny w okropnym tęczowym swetrze i okularach. Nie. Jedno obok niepozornego, ale uroczego chłopaka z typu „tych miłych”. Niech będzie.
Z nonszalancją rzuciłam swój plecak kostkę obok krzesła i usiadłam, nie pytając o pozwolenie. Zawsze robiłam to co chciałam.
- Jestem Alex – wyciągnęłam rękę. Czarny lakier na moich paznokciach zalśnił w słońcu.
- Eee…Cześć…yyy…Dan – chłopak coś rysował i wydawał się być tym bardzo pochłonięty. Zapewne nawet by nie zauważył, że usiadłam, tkwiąc w swoim własnym wyimaginowanym świecie. Zerknęłam do jego szkicownika. Tak jak sądziłam. Super bohaterowie i potwory.
- Niezłe – to trzeba było przyznać. Chłopak zaczerwienił się i szybko zamknął zeszyt.
- Dzięki. Nikomu tego nie pokazuję.
- A powinieneś. Jaki jest sens w robieniu czegoś, jeśli potem się tym nie chwalisz?- uniosłam do góry jedną brew. Dan zaśmiał się i pokiwał głową.
- Jeśli tak uważasz…Więc jesteś nowa? – skinęłam głową. – I jesteś tu od…- szybki rzut oka na zegarek. –Dziesięciu minut, a już stałaś się gwiazdą. Ja chodzę tu od trzech lat, a nikt nie wie, że istnieję- przewrócił oczami. Pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech. Widać było, że mu to nie przeszkadza, ale bawi. Był outsiderem z własnego wyboru, od towarzystwa ludzi woląc szkicownik i ołówek.
CZYTASZ
Będziesz mój!
Teen FictionZAWIESZONE! Alex Hopes uwielbia łamać zasady, pakować się w kłopoty i dostawać to czego chce. A od pierwszego dnia w Greenville High School chce Christophera Blake'a. Problem w tym, że Chris ma dziewczynę. Jo Vreeland jest kapitanem cheerliderek, id...