03. Mel

709 63 9
                                    

            - Raz, dwa, trzy, cztery…Szybciej…jeszcze raz…Dwa, trzy…Katie, noga wyżej!...Mel, nie rób min!...Trzy, cztery!...Nie! Stop! Wyłączcie muzykę!

            Jo zamachała wściekle rękami. Jedna z bezimiennych jak dla mnie blondynek podbiegła do odtwarzacza i zatrzymała skoczną, beznadziejną piosenkę, do której przyszło nam tańczyć.

- To było żałosne! – zawołała Vreeland. Oparła ręce na biodrach i zmierzyła nas wszystkie ponurym spojrzeniem. – Czy wy w ogóle myślicie?! Rory, kompletnie nie znasz układu! Alice, twoje akrobacje są poniżające. Powinnaś się wstydzić. Mel…Czy tobie w ogóle zależy?!

            Przez chwilę wahałam się czy naprawdę mam ochotę jeszcze bardziej ją zirytować.

- Co za głupie pytanie, Jo – uśmiechnęłam się sztucznie, niczym prawdziwa cheerliderka. – Oczywiście, że nie!

            Vreeland zacisnęła usta w wąską linie. Cóż, na zirytowanie pani kapitan zawsze znajdę ochotę.

- No to lepiej niech zacznie, bo cię wykopię i będę miała gdzieś swojego braciszka.

- Najprawdopodobniej to ja będę go dzisiaj gdzieś miała – wyszczerzyłam się radośnie. Pozostałe cheerliderki wydały cichy chichot, który był naprawdę irytującym dźwiękiem.

- Nie obchodzi mnie co ty i ta zakała rodziny robicie. Masz się poprawić, jasne?!

            Zamachałam lekceważąco ręką co miało znaczyć „jasne, jasne”. Whatever. Tak naprawdę nigdy nie chciałam być cheerliderką. Ale przynosiło to wiele profitów, no i cóż, wszyscy mieli do nich słabość. Nawet Marc, mój popieprzony, cudowny, rockowy chłopak, uważał że ten uroczy uniform to plus dwadzieścia do seksowności.

            Jo zaczęła się rozkręcać, a ja przestałam jej słuchać. Zawsze tak było: swoje problemy z Chrisem przerzucała na nas. Treningi po ich kłótniach były prawdziwymi torturami. W najbliższym czasie miało nie być nic lepiej. Odkąd Alex przekroczyła próg szkoły, Vreeland była niczym bomba i wystarczyło jedno słowo, aby wybuchła.

            I marzyłam, żebym to ja mogła ją do tego doprowadzić.

            Rozległ się warkot silnika i czarny, lśniący motor zaparkował tuż obok naszej drużyny. Wstałam i nie przejmując się Jo, która nadal coś mówiła, podeszłam do chłopaka. Marc był tak bardzo seksowny. Ciemne włosy, odstawały na wszystkie strony, uroczo rozczochrane, jakby dopiero wstał z łóżka. Czekoladowe oczy błyszczały wesoło i składały rozkoszne obietnice. Usta miał stworzone do całowania. T-shirt z Nirvaną świadczył o jego dobrym guście muzycznym, a  czarne jeansy fantastycznie opinały świetny tyłek. Chodziłam z nim już dwa lata i nadal zakochiwałam się w nim coraz bardziej.

- Cześć, Mel – mruknął kusząco, a ja rzuciłam mu się na szyję. Zawsze byłam ponad to, ponad takie dziewczyńskie, tandetne zachowania, dopóki na horyzoncie nie pojawił się on. Przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Usłyszeliśmy chrząknięcie Jo, ale nie odrywając się od Marca pokazałam jej tylko środkowy palec.

- Marc! – syknęła blondynka, więc niechętnie się od siebie odsunęliśmy.

- Czego?

- Rujnujesz nam trening! Właśnie zwracałam Melanie uwagę, że nie przykłada się do ćwiczeń!

- Masz moje słowo, że osobiście z nią poćwiczę – uśmiechnął się nonszalancko. – Jeśli wiesz o co mi chodzi – mrugnął do swojej przybranej siostry. Przytuliłam się do jego boku i zaśmiałam się cicho w skórzaną kurtkę.

Będziesz mój!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz