Rozdział Trzeci

4.1K 304 80
                                    

- Jesteście kompletnie popieprzeni. - wymamrotał Harry po kilku minutach. Pod ich stopami rozgrywała się prawdziwa rzeź, a oni jedynie patrzyli, jak śmierciożercy zabijają walczących miejscowych. Wyciągają ich za ubrania lub włosy z domów i rzucają na ulice. Budynki palili, choć ten, na którym akurat był nie uległ jeszcze zniszczeniu. Być może dlatego, że bliźniacy zabezpieczyli go jakimś zaklęciem, które pochłaniało wszystkie czary.

- Hej, ty sam czasem lubisz poznęcać się nad innymi! - prychnął Maxim potrząsając głową z uśmiechem. Na nogach nadal miał założone rolki, które choć były rozpięte z wszystkich zacisków, jednak nie spadały z jego stóp na wysokości, na której siedzieli. Blondyn mimo swojej drobnej budowie miał dużo siły i starał się nadrobić swój marny wygląd bezdomnego szczeniaka luźnym stylem bycia.

- Tak... Ale tylko tych złych. - czarnowłosy zmrużył oczy patrząc w dół na śmierciożerców stojących w wąskiej uliczce pomiędzy dwoma budynkami. Nie robili kompletnie nic - tylko stali i obserwowali, jakby wyszukując kogoś w tłumie miejscowych czarodzieji - i dlatego tak bardzo wydali się Harry'emu podejrzani.

- Hah, a czym ci zawiniał ten facet z Nokturnu? - zachichotała Yoland.

Na zdziwione spojrzenie szatyna odpowiedział Maxim.

- Widzieliśmy ogłoszenie w Proroku...

- Zamawiacie to ścierwo?

- ...I domyśliliśmy się, że to ty, bo przecież uwielbiasz robić przedstawienia. No i cały dzień chodziłeś nabuzowany, bo twoje wujostwo znowu się na ciebie wyżywało. - dokończył blondyn z westchnięciem i otarł niewidzialną łezkę wzruszenia, jakby przypominał sobie stare dzieje.

- I dla twojej wiadomości, Harry, nie mieszkamy w magicznym świecie, tylko mugolskim, a musimy wiedzieć, co się tam dzieje. - dokończyła rudowłosa podając swoją deskorolkę, którą do tej pory trzymała w ręce, Maximowi, przez co Harry musiał odchylić się do tyłu, bo oboje siedzieli po jego dwóch, różnych stronach.

- Cóż, najwyraźniej lubię jeszcze zabijać, gdy jestem zły. Tak, myślę, że to właśnie przez to.

Wszyscy zaśmiali się na jego odpowiedź.

Harry jeszcze raz rozejrzał się po całym polu bitwy i dostrzegł, że dwie osoby, które wcześniej kryły się pod nimi jedynie obserwując, teraz podchodzą do tych ciężej rannych śmierciożerców i ich leczą. Zastanowił się jeszcze raz i doszedł do wniosku, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Być może są jakimiś nowymi medykami w zastępach Voldemorta, choć Uzdrowiciele ogólnie nie popierają go w wojnie, ale... Oni nie mogą być nowi, bo Czarny Pan nie miałby wtedy do nich takiego zaufania, jakim najwidoczniej darzy te osoby, że pozwala im leczyć swój Wewnętrzny Krąg.

Drugą rzeczą jaka zastanawiała Harry'ego było to, dlaczego nikt ich jeszcze nie zauważył. Cóż, szóstka nastolatków gadająca ze sobą i śmiejąca się, jak jest w przypadku Jazona, jest dość zauważalna.

I jak na zawołanie kilku śmierciożerców wysłało w ich stronę kolorowe klątwy. Podczas gdy wszyscy zerwali się z miejsc Maxim spadł z murku w nagłym odruchu, by w odchylić się w tył. Na szczęście klątwa przeleciała nad nim, ale ten obił sobie porządnie czaszkę. Yoland za to już po kilku krokach potknęła się o własne stopy (najwyraźniej była przyzwyczajona do obcasów, a dziś wyjątkowo ubrała płaskie trampki, by wygodnie jeździło jej się na desce. Reszta odbiegła na bezpieczną odległość zostawiając ich leżących na ziemi, ale gdy tylko zauważyli ich leżących zatrzymali się. Reakcje były różne: Jazon zaczął klaskać zaśmiewając się z nich do łez, a bliźniacy mamrotali na nich przekleństwa i teksty takie jak "I to mają być czarodzieje?", "Obraz nędzy i rozpaczy" lub nawet "Szybka ucieczka według magów, nie ma co". Harry jedynie załamał ręce.

Pożądany | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz