Prolog

334 31 15
                                    

 Możemy się zastanawiać, czy to przeznaczenie, zbieg okoliczności lub kumulacja naszych błędów zdefiniowały nasze życie, czy też świadomie dążyliśmy do upadku. Może tak miało być, może wszystko zostało postanowione już dawno, dawno temu? Kiedy ludzkość nadal się nad tym głowiła, jej „potomkowie" już dawno zapomnieli o tym gdybaniu. Było im nadto dobrze, by tracić czas na takie bzdury.

Scenariusz był przewidywalny i beznadziejny w swej prostocie: Ziemia przestała nadawać się do życia, a homo sapiens musieli znaleźć sobie nowe miejsce w Wszechświecie. Na szczęście technologia pozwalała im na takie podróże, a także mieli na oku kilka kandydatów na następcę ojczystej planety. Było kijowo, ale stabilnie. Tak sobie wmawiali, lecz tylko do czasu.

Ta konkretna, pokryta gęstymi lasami tropikalnymi oraz niezliczonymi zbiornikami czystej wody planeta, była pełna życia. Dzikiego, agresywnego i nieprzychylnego ludziom życia. Na przykład, możemy wyobrazić sobie wściekłego szczura – by mieć porównanie, musimy go powiększyć do rozmiarów nosorożca – lub oślizgłe, gigantyczne robactwo, roznoszące nieznane nam choroby. Można wyliczać do woli, lecz w skrócie – fauna raczej nie polubiła nowych mieszkańców. Wojskowi, mimo najlepszego sprzętu, nie zawsze byli w stanie obronić cywili, a też nie każda broń nadawała się do tej walki. Każdy człowiek, który samotnie oddalił się od swoich, był skazany na śmierć – w pojedynkę nie miał najmniejszych szans. Budowy nowych baz oraz miast były, delikatnie mówiąc, utrudnione.

Ktoś jednak wpadł na pomysł. Profesor, którego nazwisko teraz widnieje w każdej z baz danych, jakie przyswaja sobie każde dziecko.

– Ulepszmy ludzkie ciało. Uczyńmy je zwinniejszym w walce, silniejszym i wytrzymalszym.

Taki był pomysł. Szalony, może wykonalny. Jednak późniejsze lata dość bestialskich prób na „ochotnikach" – skazańcach i tym podobnych – dały jednoznaczne wyniki: nie jesteśmy w stanie ulepszyć czegoś, co już istnieje. Żaden z „obiektów" nie przeżył owych rozpaczliwych prób uczynienia go nadczłowiekiem.

Pojawiła się kolejna myśl.

– Stwórzmy człowieka. Od zera. Idealnego.

Czy było to trudne? A jakże. Czy bardziej owocne od prób na żyjących już ludziach? Owszem.

Gdy pojawiły się pierwsze udane embriony, profesorzy i doktorzy oszaleli z zachwytu. Gdy nowo powstałe istoty były w stanie funkcjonować jak normalny człowiek, popłakali się ze szczęścia. Gdy okazało się, że są nadludzko silne i wytrzymałe, alkohol lał się strumieniami. Jednak również wszyscy drżeli ze zgrozy.

Istoty przewyższały ich pod każdym względem, dlatego dla pewności tworzono je z uprzednio wypranym mózgiem – bezwolne i uległe. Nikt nie chciał, by ta nowa rasa obróciła się przeciw starej. Jednak ten sam profesor, do którego głowy wpadła idea stworzenia nadludzi, poczuł się zobowiązany by w tajemnicy stworzyć dziecko cudowne, wolne i nieprzeciętnie inteligentne. Tak oto powstał nadczłowiek o numerze seryjnym A-000, samodzielnie myśląca i czująca istota ludzka, jednak o sile pozwalającej unosić dziesiątki ton oraz wykazująca ciekawe umiejętności parapsychiczne.

To był jeden z tych błędów. Koszmarnych błędów.

A-000 wraz z ubiegającymi latami uświadomił sobie, jaki los został przeznaczony jego braciom. Wszyscy oni byli jak maszyny, które ktoś ubrał w ludzkie ciała jak w kombinezony. Tak nie mogło być. Mimo szacunku dla swojego „ojca" uznał, ze jako rasa lepsza od starych, zużytych i durnych homo sapiens, powinni przejąć nad nimi władzę. Nie wiadomo, jak mu się to udało, czy może zahipnotyzował naukowców, jednak jakimś cudem czy sztuczką zmusił ich do produkcji nowych i nowych braci i sióstr, którzy w przeciągu kilkunastu lat całkowicie zdominowali panujących dotychczas ludzi, a już po jednym stuleciu zdziesiątkowali lub zniewolili ich do cna.

Kolejną cechą dającą wyższość nowej rasie, zwanej  Supervirem, była długowieczność. A-000 przetrwał te stulecie, i kolejne oraz kolejne. Tak jak jego niezniszczali bracia przeżył wiele tysiącleci – dostatecznie wiele, by napawać się władzą i tyranią, którą wprowadził.

Także uznał, jakoby nazywanie Supervirów samymi numerami było obraźliwe i zniżające ich do poziomu automatów, tak więc na wzór ludzki nakazał każdemu nadać sobie imię.

Tak oto nad planetą Secundum, nowym imperium Superviru, zapanował A-000, znany także jako Alexander.

K-2080 projectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz