Wszyscy wiedzieli, że Mayghar nigdy nie daje sobie w kaszę dmuchać, ale biorąc pod uwagę jej temperament, ognisty jak piaski jej rodzinnej Savy, była wątpliwym kandydatem na dowódcę tak ważnej misji. Nie było łatwym do określenia, czy taka piękność jak ona będzie się rzucać w oczy, czy raczej rozpraszać. Jednakże ta młódka, w wieku nawet nie dwudziestu lat, miała już pewne doświadczenie i pragnęła zdobyć go jeszcze więcej. To nie tak, że nikt nie kwestionował jej decyzji, a ona nie popełniała błędów, jednak legenda, jaką zasłynęła wśród ludzi dawała jej sławę i poważanie. Mało kto był w stanie napyskować Supervirom, uciec im i ujść z życiem, jednocześnie narażając ich na ogromne straty. O tak, w pewnym sensie Mayghar de Sava była wyjątkowa.
Jeśli powiedziała, że się uda, to tak będzie. Na sto procent.
Tak więc świecąc przykładem, dumnie i pewnie wkroczyła na pełną szalejących świateł salę, nie zważając na ogłuszające rytmy dyskotekowej muzyki. Nikt nie rozpoznałby, że jest przeciętnym człowiekiem, a nie Supervirem. Główną wizualną różnicą między oboma gatunkami był szary i biedny ubiór homo sapiens oraz pstry i rażący w oczy styl Supervirów. Agresywne makijaże, wymyślne fryzury, płaszcze w odblaskowych kolorach z drogich i trudno dostępnych tkanin – wszystko to sprawiało, że Nadludzie byli widoczni na kilometry jak latarnie morskie. Ale jako, że misja wymagała wmieszania się trójki ludzi w taki kolorowy tłum, trzeba było się dostosować. May już dawno zrzekła się swojego naturalnego brązu na rzecz srebrnych i lśniących jak ziemski Księżyc włosów, a także udało się jej znaleźć odpowiednie odzienie. Mimo, iż była dziewczyną z biednej pasterskiej rodziny, miała w sobie dostatecznie dużo gracji i elegancji, by wpasować się w nową rolę bogatej dziewczyny z „lepszej klasy". Obcasy nie były jej straszne i poruszając się powoli przez roztańczoną bandę, ruchami swego ciała przyciągnęła wzrok niejednego z Supervirów. Starała się nie zwracać na to uwagi i przedostać pod ścianę.
Gdy wreszcie udało jej się oprzeć o stumetrowy, tytanowy filar, który oprócz wyświetlanymi na bieżąco informacjami był pokryty zbereźnym graffiti, dyskretnie przyłożyła dłoń do ucha.
– Tutaj 01, na pozycji. - powiedziała spokojnie. W słuchawce w jej uchu zaszumiało, po czym wyraźnie, mimo panującego hałasu, usłyszała dwa męskie głosy.
– 02, również na pozycji.
– 03 zajął miejsce.– Bardzo dobrze. Teraz zmierzam do bocznego wyjścia i...
– Moi drodzy! - zabrzmiał na sali potężny, lecz nieco ochrypły głos, który jednocześnie przerwał Mayghar w pół zdania. Rozejrzała się, nieco zirytowana, a cała wrzawa oraz muzyka ucichły.
Przy konsoli dostrzegła mężczyznę, chudego jak tyczka oraz o cerze w niezdrowym odcieniu żółci, chociaż to mogła być jedynie wina oświetlenia. Na jego szemranej twarzy gościł zawadiacki uśmiech.
– Miałem dla was długą, nudną przemowę – ciągnął, a chociaż nie używał żadnego sprzętu wzmacniającego, słychać go było aż nadto dobrze – gdyż dziś, w piękną noc Święta Zwycięstwa, jak co roku bawimy się w najlepsze... Ale żadne durne słowa nie są w stanie naszej wyrazić radości! Krzyczcie, tańczcie, aby te ludzkie ścierwa usłyszały i poczuły nasze emocje!
Ta krótka przemowa była jak wyssana z palca, jednak fala euforii oraz nowe uderzenie muzyki zalały całą halę.
- „Ludzkie ścierwa"... Co za cham. - syknęła May pod nosem, ponownie przykładając dłoń do ucha. - 01, odbiór! Zmierzam do bocznego wyjścia, wy staniecie na straży.
Niespiesznym krokiem zaczęła przemieszczać się w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszła. W wielkim wejściu do hali nadal było ciasno, ale przy małym, niepozornym wyjściu ewakuacyjnym nie było żywej duszy. Nie musiała się śpieszyć. Nie musiała się denerwować. Da sobie radę.
CZYTASZ
K-2080 project
Science FictionW odległej przyszłości ludzie zostali zmuszeni do opuszczenia Ziemi, którą własnoręcznie doprowadzili do zagłady. W przestrzeni odnaleźli nową planetę: pełną życia oraz zieleni. Jednak żyjące tam już organizmy nie były wobec ludzi przyjazne, a broń...