Rozdział 2 - Facet z hamburgerem

192 23 9
                                    

  May wiedziała, że jej sytuacja jest beznadziejna. Miała świadomość, jak to może się dla niej skończyć. Jednak postanowiła nie dawać swoim napastnikom satysfakcji – bez względu na to, co się za chwilę miało stać, chciała pozostać silna, niewzruszona i dumna. Nie będzie płakać lub błagać o litość. Stanęła naprzeciw bandy postawnych Supervirów, mierząc każdego po kolei wzrokiem. Dźwięki pracującej maszynerii jedynie wzmagały rosnące napięcie.

- Patrzcie, jaka groźna! - zaśmiał się ich wychudzony lider. - Po co ta agresja? W bardzo kulturalny sposób zadamy ci tylko kilka krótkich pytań.

Podeszła wolnym krokiem, jednak niezbyt blisko. Ukradkiem zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby jej uciec. Z wielu maszyn wydostawała się para, więc może udałoby się jej uszkodzić coś, co odwróciłoby uwagę napastników i zyskać kilka sekund czasu na ucieczkę? Jednak nie widziała żadnego słabego punktu, w który mogłaby uderzyć jednym, sprawnym ruchem, uzyskując upragniony efekt bez zbędnego łamania sobie kości.

- Nie kombinuj, Mayghar, tylko spójrz na mnie. - ton głosu chłopaka stał się oschły. May wyniośle wbiła wzrok w jego skośne, czerwonawe oczy. Jakby zniesmaczona, wydęła usta. - Masz świadomość, z kim rozmawiasz i kim dla mnie jesteś, ludzka smarkulo?

- Już widzę tę „kulturalną rozmowę"... Z kim mam przyjemność i skąd znasz moje imię, jeśli można wiedzieć? - wyrzuciła z siebie, spokojnie oraz pretensjonalnie. Niech ten oprych wie, że jego pogarda wobec May jest wzajemna.

Chłopak aż napuszył się, wziął głęboki oddech. Z jakiegoś powodu wszyscy jego kompani się skrzywili. May miała się zaraz przekonać, dlaczego.

- Jestem David Harry Landon Drake Noah Lucas Scar Blake Jake, numer S0-24, powstały w Północnym Laboratorium, władający mocami...
- String! - wykrzyknął błagalnie jeden z jego podwładnych. Był to na tyle małej postury blondyn, że dotychczas May nawet go nie zauważyła. Jego barczyści ziomkowie aż odskoczyli, wyraźnie przerażeni patrząc to na swojego szefa, to na chłopaka, który śmiał się odezwać. - Szefie, po prostu powiedz, że nazywasz się String.

Jego szef, David Harry Land... lub po prostu – String, nieśpiesznie odwrócił się w stronę chłopaka.

- Blaze. - zaczął nienaturalnie łagodnie. - Tym razem ci wybaczę, ale jeśli to powtórzy się chociaż raz...

- Szefie, i tak nikt nie pamięta tych wszystkich imion! - blondyn rozłożył ręce, jakby nieświadomy, że właśnie naraził się swojemu guru.

- To może zapamiętasz chociaż, że za nazywanie mnie tym... przezwiskiem oraz przerywanie mi możesz stracić trochę więcej niż swoje marne życie?

Blaze skulił się w sobie jak zbite szczenię.

- Przecież Supervira nie można zabić...
- DOŚĆ!

Powietrze zadrżało, a niewidzialna siła w mgnieniu oka odrzuciła Blaze'a na jeden z syczących pojemników. Lśniąca powłoka została co najmniej uszkodzona, a gdyby chłopak był zwyczajnym człowiekiem – zapewne resztę życia spędziłby na wózku. Teraz jedynie z cichym jękiem osunął się na ziemię, jednak zrezygnował ze wstawania.

- Ktoś chce jeszcze coś dodać? - ciche pytanie Stringa sprawiło, że każdy z jego przydupasów potulnie zaczął wpatrywać się we własne buty. - Jak miło, dziękuję.

Ponownie zwrócił się do May, która w międzyczasie zdążyła cofnąć się o kilka kroków. Chciała wykorzystać zamieszanie i zniknąć, ale sama była w niemałym szoku. Widząc, że String przypomniał sobie o jej istnieniu, przystanęła. Obdarzył ją podejrzanie ciepłym uśmiechem.

K-2080 projectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz