Rozdział 4 - Nie taki diabeł straszny, jak go malują

207 19 2
                                    

Ogarnięcie myśli zajęło dziewczynie dłuższą chwilę. Uświadomiła sobie, że jej kompani prawdopodobnie nie żyją. Co prawda, nie znała ich zbyt dobrze, jednak każda ludzka śmierć była ogromną stratą. Dodatkowo wszystko pogarszał fakt, iż przed domniemanym zgonem mogli coś powiedzieć, wypaplać. Sypnąć. Mayghar wzdrygnęła się na myśl o torturach, jakich zapewne doznali. Jeśli to, czego się obawiała było prawdą, nigdzie nie było dla niej bezpiecznie. Nie miała gdzie wracać. Postanowiła się więc skupić na obecnej sytuacji, na „tu i teraz".
Nie czuła się dobrze w przeszklonym salonie, skąd widoczna była panorama znienawidzonego miasta. Samo pomieszczenie było tak minimalistycznie urządzone, iż prawie wywoływało w dziewczynie agorafobię. Zawinięta w koc i ze szklanką zimnego soku przeniosła się do kuchni, gdzie bez słowa usiadła przy stoliku. Zaczęła ją zastanawiać kolejna rzecz. Co prawda Axis był wobec niej wybitnie miły, jednak ta uprzejmość zdawała się być co najmniej podejrzana. Tym bardziej, że ufność wobec dowolnego Supervira to skrajna głupota. Ale coś sprawiało, że darzyła chłopaka sympatią. Nie była w stanie stwierdzić, czy on naprawdę jest takim debilem, czy po prostu wydurnia się podczas gotowania tylko po to, by ją rozweselić. Cokolwiek Axis próbował upichcić, zdążył to rozgotować, przypalić, rozsypać, wylać i wszystko inne. Był szablonowym przykładem mężczyzny, który powinien się trzymać z dala od garów. W tamtej chwili May była gotowa przysiąc, że ten jeden jedyny Supervir nie może być taki zły.

W końcu wszystko wyrzucił do niszczarki śmieci i bezradnie rozłożył ręce.

- Prawie wyszła mi broń biologiczna! Tym czymś można by potruć całe wojsko. - zaśmiał się. - Edgar się chyba u mnie nie naje.

Z wnęki w rogu pomieszczenia wyłonił się automatyczny odkurzacz i począł skrupulatnie sprzątać bałagan powstały na skutek kulinarnych herezji. Mayghar dolała sobie soku i znienacka przypomniała sobie coś, co o co dawno już powinna się była zapytać.

- Co zrobiłeś, tam na górze? - zwróciła się do Supervira, który nieco nieudolnie starał się pozbyć z siebie resztek składników niewydarzonego dania. - Co to był za błysk?

Chłopak na chwilę zmarszczył brwi, próbując zrozumieć, czego dotyczyło pytanie. Gdy doznał oświecenia, uniósł dłoń i pstryknął, a spomiędzy grubych palców wystrzeliło kilka roztańczonych iskier. May mimowolnie odskoczyła.

- Było to coś w tym stylu, tylko większe. O wiele większe. - wyjaśnił z szerokim uśmiechem. - Każdy Supervir ma jakąś tam moc, a mnie akurat wypadła umiejętność robienia iskier, błyskawic i innych takich wyładowań. Mogę również odciąć pół miasta od zasilania – w tym momencie światło zamigotało – ale to byłoby już trochę chamskie wobec mieszkańców. No nie?

- Czyli po prostu spowodowałeś jeden wielki wybuch elektryczności? - zapytała Mayghar, a Axis przytaknął, dumny ze swojego wyczynu. Prychnęła z dezaprobatą. - Mogłeś mnie usmażyć, kretynie!

- Przecież nic ci się nie stało, prawda? - wzruszył ramionami. - To był wybuch kontrolowany.

- W kontrolowany sposób to mogę ci przywalić! - May pogroziła mu pięścią. - A co się stało z tamtymi? Czy coś takiego może zranić Supervira?

- Oczywiście, że nie może! - chłopak starł z twarzy zapomniany kawałek tego, co zapewne miało być jadalne, ale kilkadziesiąt minut wcześniej wybuchło mu w rękach. - Ale trochę się zdziwili... String nie lubi, gdy szpanuję swoimi sztuczkami, i dlatego właśnie to zrobiłem. Tak przy okazji – wyszczerzył się – zauważyłaś jego fryz?

May niespecjalnie miała czas, by przyjrzeć się cechom szczególnych jej napastników, jednak wizerunek Stringa dość mocno wbił jej się w pamięć. Lewą stronę głowy miał wygoloną do zera, prawą zakrywały gładko uczesane, przydługie włosy.

K-2080 projectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz