Rozdział 48

282 10 6
                                    

Słuchając jednej z piosenek Tokio Hotel, siedzę na łóżku i czytam książkę Niny Reichter "Ostatnia Spowiedź". Nie wiem ile czasu mija, zanim przyjemną lekturę, przerywa mi dzwoniący od kilkunastu sekund dzwonek do drzwi.

- Kto mi, kurwa, przerywa czytanie?!

Ubrana w domowe dresu i z roztrzepanymi na wszystkie strony włosami, udaję się na dół, aby zobaczyć, kto dobija się do drzwi. Gdy tylko pociągam za klamkę, moje oczy rozszerzają się do wielkości pięciozłotowych monet, a szczęka dosłownie opada.

- Po pierwsze, zamknij buzię, bo Ci mucha wleci. - mówi Calum, opierając się o futrunę. - Po drugie, może byś Nas wpuściła do środka. A po trzecie, to wszystkiego najlepszego, Maggie.

Nie mogąc za bardzo wydusić z siebie słowa, rzucam się na bruneta, tylko po to, aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.

- Przepraszamy, ale my tutaj też jesteśmy. - przerywa nam Ashton, opierający się o filar ganku.

- My też. - wturują mu Mike, Luke i... ARZAYLEA?!

- Cześć, jestem.... - zaczyna brunetka, a ja unoszę prawą dłoń do góry, aby ją uciszyć.

- Doskonale wiem, kim jesteś. I nie będę owijała w bawełnę. - wcinam jej się w zdanie - Może i kiedyś miałam Cię za zadufaną w sobie idiotkę, ale po tym, co zrobiłaś w sprawie kobiet umieszczonych w zakładach karnych, pokazałaś, że masz serce i od tamtego momentu jesteś dla mnie wzorem godnym naśladowania. - mówię i wyciągam dłoń w jej kierunku - A tak poza tym, to jestem Maggie.

- Nie spodziewałam się usłyszeć tyle miłych słów na swój temat od fanki chłopaków. - mówi brunetka, ściskając podaną przeze mnie dłoń.

- Cóż. Nie jestem psychofanką-stalkerką, która spędza noce i dnie na poszukiwaniu chłopaków po hotelach i arenach, tylko po to, aby móc ich zobaczyć po raz tysięczny czy też dotknąć. - wzruszam ramionami. - Wchodźcie do środka i rozgośćcie się, a ja w tym czasie przyniosę coś do picia.

W akompaniamencie krzyków i śmiechów, udaję się do kuchni, gdzie wyjmuję z lodówki cztery butelki piwa, karton soku pomarańczowego i dwie szklanki.

Wracając do salonu, podaję chłopakom butelki, a szklanki wraz z sokiem stawiam na ławie.

- Czemu przyniosłaś tylko dwie? - Arzaylea wskazuje palcem na szklanki, kiedy rozsiadam się wygodnie na kanapie.

W tym czasie w pokoju roznosi się głośne beknięcie.

- Michael, mógłbyś chociaż zamnkąć gębę! - oburza się moja towarzyszka, na co wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu, wybuchają gromkim śmiechem.

- Dlatego właśnie ich nie przynosiłam. - mówię, zanosząc się śmiechem.

- Myślałem, że po pół roku trasu, przywykłaś do naszego zachowania, ale jednak się myliłem. - mówi Luke, rozsiadając się na miejscu obok niej.

- Czemu jesteście tutaj? Przecież mieliście udzielać wywiadu i grać koncert w Stanach! - pytam chłopaków, upijając łyk soku.

- Cóż, widocznie Twoje urodziny są dla mnie dużo ważniejsze niż jakiś koncert. - mówi Calum, siadajac obok mnie, tylko po to, aby wciągnąć mnie na swoje kolana i zatrzymać w swoich objęciach. - Nie przyjechałbym tutaj, nie wiedząc, że mój kwiatuszek obchodzi osiemnaste urodziny. - rzecze, wkładając mi za ucho pasemko włosów.

calpal96 • calum hood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz