When all is shaken, be my safety
In a world uncertain, say you'll be my stone.Dam radę. Dam radę. Jestem dziennikarską piranią. Nie, nie piranią. Rekinem. Mam pióro ostre jak brzytwa. Jak samurajski miecz. Nie powinnam się martwić. Dlaczego w ogóle się przejmuję? Przecież sam cholerny naczelny dostrzegł mój potencjał. Pójdę tam na pełnym luzie i z uśmiechem na ustach. Nie dam się zagiąć.
- Ellie, jeszcze chwila, a będę musiał cię reanimować. Nie zmuszaj mnie, nie mam jeszcze nawet dyplomu.
Dobra. Chyba jednak nie dam rady.
Od piętnastu minut grzebałam w misce płatków i nadal nie poczyniłam zbyt wielkich postępów. Mdliło mnie z nerwów od samego rana, a na myśl o tym, że miałabym jeszcze wcisnąć w siebie śniadanie, prawie biegłam do toalety. Moja twarz przybrała niezdrowy, kredowobiały kolor, dłonie co chwila wycierałam o dżinsy. Modliłam się tylko, aby Harry przypadkiem nie zdecydował się na uściśnięcie którejś z nich. Skończyłoby się to katastrofą.
Pierwsze dwanaście godzin przeżyłam w stanie zupełnej euforii i permanentnego zmęczenia. Po weselu wyszarpałam dla siebie marne trzy godziny snu, po czym musiałam wstać i biec na uroczysty obiad, zorganizowany już tylko dla najbliższych. Mało brakowało, a usnęłabym z twarzą w popisowej karkówce pani Thompson. I dopiero wieczorem zdałam sobie sprawę, co właściwie czeka mnie następnego dnia o dziewiątej. Tą myślą właściwie dostałam po twarzy. Eric musiał znieść wymienianie potencjalnych katastrof, które mogą wydarzyć się w drodze do siedziby portalu i prawdopodobnych wpadek już na miejscu. Oczywiście, miałam być ich główną bohaterką. Dziwiłam się, że nie zwariował albo mocno mną nie potrząsnął w trakcie tego wydłużonego aktu autodestrukcji. A jeśli tego chciał – cóż, dość umiejętnie tę chęć ukrywał.
Spojrzałam na niego przez dzielący nas kuchenny blat. Widziałam, że jest lekko zaniepokojony, ale w dużej mierze rozbawiony moją histerią. W tym momencie uparcie wpatrywał się w leżący przed nim podręcznik, ale po drgających kącikach ust zorientowałam się, że wcale aż tak nie koncentruje się na nauce. On, w przeciwieństwie do mnie samej, był wręcz przekonany o moim sukcesie. Nawet nie brał pod uwagę innej opcji.
- To – oskarżycielsko wskazałam na niego łyżką – wcale nie jest zabawne. Umieram ze strachu.
- Cóż – jego głos drżał, jakby próbował stłumić wybuch śmiechu – technicznie rzecz biorąc, wcale nie umierasz. Wszystkie czynności fizjologiczne są zachowane, więc...
- Jeśli próbujesz mnie rozbawić, to wyjątkowo ci to dzisiaj nie wychodzi. – Mruknęłam, z plaskiem odkładając łyżkę na szczyt góry rozmiękłych płatków kukurydzianych z mlekiem i wbijając w nie oskarżycielskie spojrzenie.
Usłyszałam westchnięcie i szuranie stołka po podłodze. Chwilę później dłonie Erica wylądowały na moich barkach i delikatnymi, okrężnymi ruchami zaczęły je rozmasowywać. Wbrew sobie przymknęłam oczy i odchyliłam głowę, pozwalając, aby obdarzył mnie kilkoma krótkimi pocałunkami. Mógł tak od razu, a nie bawi się w jakieś głupie drwiny.
- Słuchaj, Archer – powiedział cicho, układając brodę w zagłębieniu mojej szyi – nie wiem, ile razy mam ci powtarzać, że jesteś najlepszą możliwą kandydatką na to stanowisko. Nawet, jeśli trochę z przypadku. – Zachichotałam i położyłam jedną dłoń na jego własnej, znacznie większej. – Dlatego pójdziesz tam, będziesz tak samo cięta i błyskotliwa, jak w sobotę, a Styles będzie dziękował Bogu za pomysł, jaki mu podsunął. Ale jeśli jeszcze chwilę dłużej będziesz siedzieć i się nad sobą rozczulać, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że zaliczysz pierwsze spóźnienie. A chyba byś tego nie chciała, no nie?
CZYTASZ
love me blue. I z.m.
FanficEllie po pięciu latach wraca do rodzinnego miasta, aby uczcić zamążpójście przyjaciółki z czasów liceum. Czuje, że jest gotowa stawić czoło miejscom, w których przeżyła zarówno chwile najpiękniejsze, jak i te najgorsze. Bo przecież teraz, kiedy skoń...