Can I just turn back the clock, forgive my sins,
I just wanna roll my sleeves up and start again .
Dawno nie doświadczyłam uczucia opuszczania własnego ciała. Wrażenia, że unoszę się gdzieś pod sufitem i obserwuję wszystko z góry, że moja skóra nie jest moją skórą, a wypowiadane słowa rodzą się w głowie kogoś zupełnie innego. Minęło chyba pięć lat, odkąd zdarzyło mi się to po raz ostatni i teraz boleśnie przypomniałam sobie, jak bardzo tego nienawidzę. Braku kontroli nad własnym ciałem, nad wypowiadanymi zdaniami. Zbyt ostrego postrzegania szczegółów, pulsowania krwi w uszach i pustki w głowie.
Chociaż... być może w tamtej konkretnej chwili dawno zapomniany mechanizm ucieczki mnie uratował. A gdyby nic takiego się nie wydarzyło, a ja po prostu straciłabym przytomność, właśnie tam, na środku wielkiej redakcji, przy moim świeżo upieczonym szefie...
Tuż przed mężczyzną, którego kiedyś zdarzyło mi się tak bardzo kochać.
Obserwowałam go obcymi oczami. Bo jak inaczej mogłabym dostrzec tak wiele szczegółów bez najcichszego szlochu? Tak wiele się w nim zmieniło. Tak wiele pozostało takie samo. Ciemne włosy, dawno temu przystrzyżone, z platynowym puklem zawadiacko zwisającym nad czołem, teraz były trochę dłuższe, jednolicie czarne. Rysy twarzy wyostrzyły się, tracąc chłopięcą miękkość. Kiedyś gładkie policzki pokrywał teraz gęsty zarost, z uszu zniknęły kolczyki, za to na odsłoniętych przedramionach pojawiło się kilka nowych tatuaży. Tylko jedna rzecz pozostała niezmienna – jego oczy. Złotobrązowe, wielkie, okolone firaną ciemnych, długich rzęs. Nadal można było wpatrywać się w nie godzinami. Nadal znałam je zbyt dobrze, aby nie być w stanie rozpoznać uczuć, które się w nich pojawiły.
Usłyszałam głos Harry'ego, dochodzący jakby z przeciwległego końca bardzo długiego tunelu. Mówił coś, coś na pewno bardzo istotnego, ja jednak potrafiłam tylko patrzeć. Na człowieka, który pięć lat temu zostawił mi na brudnej podłodze głupi liścik z zaledwie dwoma wyrazami. Na człowieka, który był całym moim światem, pierwszą miłością, irracjonalną nadzieją na bycie tą ostatnią. Człowieka, który mówił, że nikt nigdy nie nauczył go mówić o uczuciach, ale nagle pojawiłam się ja i dokonałam niemożliwego. Który teraz zbladł, znieruchomiał z ręką uniesioną w pół ruchu i szeroko otworzył oczy. Nie chciałam widzieć emocji, które się w nich kłębiły, nie chciałam ich interpretować. W tamtej chwili miałam osiemnaście lat i jedyne, czego pragnęłam to zwinąć się w kłębek na łóżku, przykryć kołdrą i zniknąć.
Poczułam dotknięcie na swoim ramieniu. Nie wiem, skąd wzięłam siłę na to, by oderwać spojrzenie od Zayna i skupić je na wyraźnie zaskoczonym i lekko zaniepokojonym Harrym. Zaczęłam wracać do rzeczywistości i wcale nie byłam z tego powodu zadowolona. W moim ciele narastała panika i wiedziałam, że jeśli nie ucieknę stamtąd w ciągu kolejnych pięciu minut, to wydarzy się coś bardzo, bardzo złego.
- Ellie, wszystko w porządku? Bardzo zbladłaś. – Zdezorientowany Styles wodził oczami pomiędzy mną a Zaynem. Zobaczyłam, jak za jego plecami Niall zerka porozumiewawczo na Christinę, lekko wzrusza ramionami, po czym oboje taktowanie wracają do swoich zajęć. W tamtej chwili byłam im szalenie wdzięczna, chociaż przeczuwałam, że prędzej czy później i tak stanę się obiektem plotek. – Czy wy... skądś się znacie?
- My... - wykrztusiłam, czując, jak moje serce niebezpiecznie przyspiesza, a ręce pokrywa warstewka zimnego potu. Jak niby miałam mu to wytłumaczyć?
CZYTASZ
love me blue. I z.m.
FanfictionEllie po pięciu latach wraca do rodzinnego miasta, aby uczcić zamążpójście przyjaciółki z czasów liceum. Czuje, że jest gotowa stawić czoło miejscom, w których przeżyła zarówno chwile najpiękniejsze, jak i te najgorsze. Bo przecież teraz, kiedy skoń...