Błądziłam uliczkami Monachium w nadziei, że w końcu trafię do centrum. Po drodze napotykałam przeróżne budynki, które swoim stylem dawały do wiadomości, że stoją tam już dość długo, ale mimo wieku imponowały wyglądem. Wmieszana w ruch uliczny spokojnym krokiem pokonywałam kolejne odległości zapatrzona w architekturę tego pięknego miasta. W końcu udało mi się znaleźć drogę na rynek. Pewnym chodem weszłam do jednej z kawiarni, a po krótkim namyśle zamówiłam czarną kawę i kawałek ciasta z malinami. Podczas czekania na jedzenie, zajęłam miejsce przy jednym ze stolików. Obserwowałam ludzi wchodzących do lokalu. Nagle zauważyłam znajomą twarz, a po krótkiej chwili zorientowałam się, że należała ona do Marco. Już wyciągałam rękę żeby mu pomachać i otwierałam usta chcąc się przywitać, jednak w porę ugryzłam się w język. Przecież mnie nie zna... A przynajmniej nie w takiej postaci. Chwilę później, kelner wręczył mi zamówienie, a ja zabrałam się za konsumpcję.
W drodze powrotnej udało mi się zobaczyć stadion na którym za niedługo będę miała okazję rozgrywać mecze. Alianz Arena zawsze imponował mi swoim wyglądem, a także swoją wielkością, gdyż nigdy wcześniej nie miałam okazji do zagrania na tak dużym obiekcie.
- Wróciłam! - zawołałam zamykając za sobą drzwi wejściowe.
Nie otrzymałam jednak żadnej odpowiedzi. Po sprawdzeniu pomieszczeń w domu, okazało się, że jestem sama. Skierowałam się w stronę swojego pokoju, a przechodząc przez kuchnię wzięłam z lodówki owocowy jogurt, bo od rana nie miałam nic w ustach.
Usiadłam na łóżku i otworzyłam swojego laptopa. W wyszukiwarkę wpisałam: "praca w Monachium", a już po chwili pojawiły się tysiące wyników. Zaczęłam przeglądać oferty, a te które wydawały mi się interesujące otwierałam. Po ponad godzinie poszukiwań natrafiłam na ciekawą propozycję fotografa ślubnego. Od dziecka oprócz piłki, interesowałam się także fotografią, więc bez większych namysłów znalazłam numer do właściciela firmy i zadzwoniłam.
Po trzech sygnałach odezwał się gruby, męski, ale i znudzony głos:
- Witam, agencja fotograficzna Monachium, w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, Gina Lewandowska z tej strony. Dzwonię w sprawie ogłoszenia z internetu, w którym piszecie państwo o osobie do pracy. Czy jest to dalej aktualne?
- Oh, oczywiście! Dosłownie spadasz nam z nieba! Miałaby pani czas jutro, aby omówić szczegóły umowy? - Głos mężczyzny widocznie się ożywił.
- Jak najbardziej, gdzie spotkanie miałoby się odbyć?
- Adres i godzinę wyślę pani w wiadomości.
- W takim razie dziękuję bardzo! Do zobaczenia - szczęśliwa, że udało się już podczas pierwszego telefonu, nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Zapewne zadajecie sobie pytanie: Po co mi praca, skoro będę grać w jednym z najlepszych klubów w Niemczech? Już wam tłumaczę. Otóż pierwszą wypłatę dostanę dopiero po pierwszym miesiącu grania w drużynie, a pieniądze na utrzymanie potrzebne mi są tak naprawdę od zaraz. I to tak naprawdę tylko o to mi chodzi, a po pierwszym miesiącu chciałabym się zwolnić i mam nadzieję, że szef zgodzi się na tak krótkotrwałą umowę. W innym przypadku dalej będę musiała czegoś szukać.
Leżałam na kanapie w salonie i przełączałam kanały szukając czegoś co by mnie zainteresowało, kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Pewna, że to Lewandowscy wrócili, bez wahania otworzyłam, jednak to nie oni stali w progu. O framugę opierał się blondyn, przeczesujący swoje włosy:
- Oo! Cześć Marco! - zawołałam wesoło.
- Em... My się znamy?
~~~~~~~~
Cześć!
Witam was (o ile ktoś tu jeszcze zagląda) po... no nie ukrywajmy długiej przerwie, jednak teraz zostaję już na stałe i rozdziały będą na pewno częściej.
Nie będę tłumaczyć swojej nieobecności, bo jest to bez sensu i raczej nikogo to nie interesuje. Ale pozostawmy ten wątek i cieszmy się nowym rozdziałem! xd
Jak wam się podoba? ;D
Do napisania!
Wasza Pati ;)
CZYTASZ
I Hate U //M. Reus
Fanfiction- Ty naprawdę myślałaś, że nigdy się nie dowiem? Że nie wiem co się dzieje? Że jestem aż tak ślepy? Myślałem, że jesteś inna. Inna niż wszyscy, wyjątkowa. Ale myliłem się. Zawiodłem się na Tobie, Gi. - Ja po prostu... Nie chciałam... - Nie pogrążaj...