rozdział II Sahihuban

253 13 0
                                    

Był świt. Wychodziło słońce. Sułtan wychodził właśnie na miasto w przebraniu. Założył czarny kaftan oraz czarny turban. Pod kaftanem ukrył mały sztylet do samoobrony. Oczywiście za nim szli strażnicy również w przebraniu. Wyszli z pałacu. Poszli na targ. Podeszli do stoiska piekarza.

- Jak idzie handel? - spytał sułtan piekarza.

- Niestety za duże podatki. Wielki wezyr nie ma dla nas litości.

- To prawda - powiedział człowiek sprzedający ryby w stoisku obok. - Ten cały Mehmed Sokollu to drań.

- Ale podobno uratował sułtankę Nurbanu. - Wtrącił się piekarz.

- To chyba jedyne co zrobił dobrze. - odparł człowiek ze stoiska obok, w którym sprzedawał owoce oraz warzywa.

- Co sądzicie o sułtance Nurbanu? - zapytał sułtan.

- To wspaniała, piękna, inteligętna i hojna kobieta. Nie wiem jak może zadawać się z tym draniem Sokollu.

- Na razie dawała złoto dla ubogich. Ale powiedziała, że zamierza utworzyć szkołę dla ubogich, stołówkę i meczet. Ale ciekawe skąd znajdzie tyle milionów.

- Przecież to bogata kobieta i na pewno sułtan jej da jakąś ładną sumę.

- Też tak sądzę. A co do tego drania to sułtan powinien już kogoś innego dać na jego miejsce.

- Ja też tak sądzę.

- I ja!

- Ja również!

Kupcy wyrazili swoje zdanie. Sułtan wziął sobie to do serca. Na pewno da swojej matce pieniądze na cele dobroczynne. I pomyśli co z tym Mehmedem Sokollu. Tymczasem w haremie w komnacie sułtanki matki. Przyszła Canfeda, którą wezwała sułtanka.

- Pani wzywałaś.

- Tak. Podejdź.

Służąca podeszła. Sułtanka wzięła do ręki czerwony, mały worek, który leżał na kanapie obok sułtanki. Wręczyła go słudze i powiedziała

- Od teraz ty zostajesz główną zarządczynią haremu.

- Dziękuję pani.

Canfeda wzięła pieczęć, uklęknęła i ucałowała szatę sułtanki. Później wstała, ukłoniła się i poszła do haremu.

- Destur! Canfeda hatun! Hazretleri!

Służące ustawiły się i schyliły głowy. Canfeda zaczęła przemowę.

- Od dzisiaj według rozkazu wydanego przez sułtankę Nurbanu ja jestem główną zarządczynią haremu. Możecie się rozejść.

Niewolnice i zarządcy rozeszli się, a Canfeda szła do swojej nowej komnaty. Weszła i oglądała ją. Była mniej okazała niż dla sułtanem ale i tak ładna i przede wszystkim duża. Rozpakowała się. Chwilę później przyjechały nowe nałożnice. Canfeda wyszła je zobaczyć. Wybrała kilka najpiękniejszych. Dziewczęta poszły do hamamu porządnie się umyć, ponieważ ( jak każda przybyła niewolnica ) były bardzo brudne. Później dostały koszule nocne. Były to luźne białe sukienki. Położyły się spać i zasnęły. Rano sułtan wezwał do siebie swoją matkę. Sułtanka poszła do syna.

- Co się stało synu?

- Słyszałem na targu, że chcesz wybudować szkołę dla biednych, stołówkę i meczet.

- To prawda.

- W takim razie dostajesz ode mnie 10 razy po 100 tysięcy na ten cel charytatywny. - Sułtan pokazał ręką na dwa kufry pełne złota.

- Dziękuję synu.

Sułtanka kazała strażnikom wziąć te kufry do swojego skarbca. Tam trzyma swoje kosztowności, a ma ich naprawdę wiele. Poszła obejrzeć nowoprzybyte niewolnice. Podeszła do jednej brazowowłosej kobiety. Była szczupła i miała kształtną twarz oraz lekko zadarty nos.

- Jak Ci na imię?

- Izabella pani.

- Canfeda!

- Tak pani?

- Ta kobieta ma dzisiaj iść do alkowy

- Tak jest pani.

- Aha i przyszykuj mi powóz.

- Tak jest pani.

Sułtanka poszła do komnaty i przyszykowała się do wyjazdu. Kiedy była gotowa weszła do powozu i udała się na targ. Weszła do pokoju architekta. Za nią szli strażnicy z czterema kuframi pełnymi złota.

- Witaj architekcie.

- Witaj pani.

Architekt wstał i ukłonił się.

- Chciałabym wybudować szkołę dla ubogich, stołówkę oraz meczet. Mam tu 20 razy po 100 tysięcy akce. Tyle wystarczy?

- Tak. Zrobię projekt i moi ludzie wybudują te obiekty najszybciej jak mogą.

- Dziękuję.

Sułtanka zostawiła kufry i wróciła do pałacu. Wieczorem Izabella szła do alkowy. Miała na sobie niebieską sukienkę, ozdobę na głowę, kolczyki i naszyjnik do kąpletu. Weszła do komnaty władcy, uklęknęła. Sułtan podszedł do niej i gestem ręki pozwolił jej wstać. Ona wstała. Murad złożył na jej ustach pocałunek. Spodobała mu się kobieta. Położyli się i kochali się. Kiedy skończyli chwilę rozmawiali i zasnęli. Rankiem po śniadaniu Izabella poprosiła Murada żeby dał jej islam. On dał jej go. I nazwał ją Sahihuban. Później kobieta opuściła alkowę. Jak wracała widziała ją Safiye. Od razu poszła do sułtanki Nurbanu.

- Jakim prawem jakaś kobieta poszła do alkowy!

- Tak mówią zasady. Nie możesz tam chodzić tylko ty.

- Właśnie, że ja bo to ja jestem jego żoną!

- Dość tego! Wyjdź!

Safiye niechętnie odeszła i udała się do sułtana.

- Witaj panie.

- Witaj Safiye co cię tutaj sprowadza?

- Chciałabym spędzić z tobą czas.

- Teraz czeka mnie rozmowa z Mehmedem Sokollu. Przyjdź wieczorem.

- Dobrze.

Safiye ukłoniła się i wyszła. Po chwili pojawił się Mehmed Sokollu.

- Witaj panie.

- Witaj. Chciałem z tobą porozmawiać o podatkach. Ludzie w mieście się żalom. Dlatego odsuwam cię ze stanowiska.

Mehmed oddał pieczęć i odszedł.

Murad & SafiyeWhere stories live. Discover now