Był świt. Wychodziło słońce. Sułtan wychodził właśnie na miasto w przebraniu. Założył czarny kaftan oraz czarny turban. Pod kaftanem ukrył mały sztylet do samoobrony. Oczywiście za nim szli strażnicy również w przebraniu. Wyszli z pałacu. Poszli na targ. Podeszli do stoiska piekarza.
- Jak idzie handel? - spytał sułtan piekarza.
- Niestety za duże podatki. Wielki wezyr nie ma dla nas litości.
- To prawda - powiedział człowiek sprzedający ryby w stoisku obok. - Ten cały Mehmed Sokollu to drań.
- Ale podobno uratował sułtankę Nurbanu. - Wtrącił się piekarz.
- To chyba jedyne co zrobił dobrze. - odparł człowiek ze stoiska obok, w którym sprzedawał owoce oraz warzywa.
- Co sądzicie o sułtance Nurbanu? - zapytał sułtan.
- To wspaniała, piękna, inteligętna i hojna kobieta. Nie wiem jak może zadawać się z tym draniem Sokollu.
- Na razie dawała złoto dla ubogich. Ale powiedziała, że zamierza utworzyć szkołę dla ubogich, stołówkę i meczet. Ale ciekawe skąd znajdzie tyle milionów.
- Przecież to bogata kobieta i na pewno sułtan jej da jakąś ładną sumę.
- Też tak sądzę. A co do tego drania to sułtan powinien już kogoś innego dać na jego miejsce.
- Ja też tak sądzę.
- I ja!
- Ja również!
Kupcy wyrazili swoje zdanie. Sułtan wziął sobie to do serca. Na pewno da swojej matce pieniądze na cele dobroczynne. I pomyśli co z tym Mehmedem Sokollu. Tymczasem w haremie w komnacie sułtanki matki. Przyszła Canfeda, którą wezwała sułtanka.
- Pani wzywałaś.
- Tak. Podejdź.
Służąca podeszła. Sułtanka wzięła do ręki czerwony, mały worek, który leżał na kanapie obok sułtanki. Wręczyła go słudze i powiedziała
- Od teraz ty zostajesz główną zarządczynią haremu.
- Dziękuję pani.
Canfeda wzięła pieczęć, uklęknęła i ucałowała szatę sułtanki. Później wstała, ukłoniła się i poszła do haremu.
- Destur! Canfeda hatun! Hazretleri!
Służące ustawiły się i schyliły głowy. Canfeda zaczęła przemowę.
- Od dzisiaj według rozkazu wydanego przez sułtankę Nurbanu ja jestem główną zarządczynią haremu. Możecie się rozejść.
Niewolnice i zarządcy rozeszli się, a Canfeda szła do swojej nowej komnaty. Weszła i oglądała ją. Była mniej okazała niż dla sułtanem ale i tak ładna i przede wszystkim duża. Rozpakowała się. Chwilę później przyjechały nowe nałożnice. Canfeda wyszła je zobaczyć. Wybrała kilka najpiękniejszych. Dziewczęta poszły do hamamu porządnie się umyć, ponieważ ( jak każda przybyła niewolnica ) były bardzo brudne. Później dostały koszule nocne. Były to luźne białe sukienki. Położyły się spać i zasnęły. Rano sułtan wezwał do siebie swoją matkę. Sułtanka poszła do syna.
- Co się stało synu?
- Słyszałem na targu, że chcesz wybudować szkołę dla biednych, stołówkę i meczet.
- To prawda.
- W takim razie dostajesz ode mnie 10 razy po 100 tysięcy na ten cel charytatywny. - Sułtan pokazał ręką na dwa kufry pełne złota.
- Dziękuję synu.
Sułtanka kazała strażnikom wziąć te kufry do swojego skarbca. Tam trzyma swoje kosztowności, a ma ich naprawdę wiele. Poszła obejrzeć nowoprzybyte niewolnice. Podeszła do jednej brazowowłosej kobiety. Była szczupła i miała kształtną twarz oraz lekko zadarty nos.
- Jak Ci na imię?
- Izabella pani.
- Canfeda!
- Tak pani?
- Ta kobieta ma dzisiaj iść do alkowy
- Tak jest pani.
- Aha i przyszykuj mi powóz.
- Tak jest pani.
Sułtanka poszła do komnaty i przyszykowała się do wyjazdu. Kiedy była gotowa weszła do powozu i udała się na targ. Weszła do pokoju architekta. Za nią szli strażnicy z czterema kuframi pełnymi złota.
- Witaj architekcie.
- Witaj pani.
Architekt wstał i ukłonił się.
- Chciałabym wybudować szkołę dla ubogich, stołówkę oraz meczet. Mam tu 20 razy po 100 tysięcy akce. Tyle wystarczy?
- Tak. Zrobię projekt i moi ludzie wybudują te obiekty najszybciej jak mogą.
- Dziękuję.
Sułtanka zostawiła kufry i wróciła do pałacu. Wieczorem Izabella szła do alkowy. Miała na sobie niebieską sukienkę, ozdobę na głowę, kolczyki i naszyjnik do kąpletu. Weszła do komnaty władcy, uklęknęła. Sułtan podszedł do niej i gestem ręki pozwolił jej wstać. Ona wstała. Murad złożył na jej ustach pocałunek. Spodobała mu się kobieta. Położyli się i kochali się. Kiedy skończyli chwilę rozmawiali i zasnęli. Rankiem po śniadaniu Izabella poprosiła Murada żeby dał jej islam. On dał jej go. I nazwał ją Sahihuban. Później kobieta opuściła alkowę. Jak wracała widziała ją Safiye. Od razu poszła do sułtanki Nurbanu.
- Jakim prawem jakaś kobieta poszła do alkowy!
- Tak mówią zasady. Nie możesz tam chodzić tylko ty.
- Właśnie, że ja bo to ja jestem jego żoną!
- Dość tego! Wyjdź!
Safiye niechętnie odeszła i udała się do sułtana.
- Witaj panie.
- Witaj Safiye co cię tutaj sprowadza?
- Chciałabym spędzić z tobą czas.
- Teraz czeka mnie rozmowa z Mehmedem Sokollu. Przyjdź wieczorem.
- Dobrze.
Safiye ukłoniła się i wyszła. Po chwili pojawił się Mehmed Sokollu.
- Witaj panie.
- Witaj. Chciałem z tobą porozmawiać o podatkach. Ludzie w mieście się żalom. Dlatego odsuwam cię ze stanowiska.
Mehmed oddał pieczęć i odszedł.
YOU ARE READING
Murad & Safiye
FanfictionOpowieść Murad & Safiye to kontynuacja mojej wcześniejszej opowieści czyli Nurbanu vs Selimiye. Akcja toczy się w XVI wieku w latach 1574-1595. Opowiada o panowaniu sułtana Murada III. Sułtan miał 7 żon: Safiye, Sahihuban, Semsiruhsar, Nazperver, Mi...