; 8

539 59 1
                                    

Zayn poprawił czarny szalik oraz pasek swojej toby i wyszedł przed budynek City of London Police. podmuch lodowatego wiatru uderzył w jego twarz, od razu przyozdabiając policzki rumieńcami. śnieg moczył jego kurtkę oraz włosy, gdy ruszył do pobliskiej restauracji, oddalonej jedynie o przecznicę.

Atma była strategicznym punktem. zawsze, gdy chciał zjeść lunch z Louisem, to umawiali się właśnie tu. czasem, kiedy chłopak nie miał zajęć w porze obiadowej Zayna, spotykali się w tym lokalu. było blisko zarówno do siedziby policji, jak i do szkoły, w której uczył Tomlinson.

gdy Zayn przekroczył próg, wyglądał jak bałwan. brakowało mu tylko marchewki i węgla w miejscu oczu oraz guzików. otrzepał włosy oraz kurtkę ze śniegu. rozejrzał się po wnętrzu, szukając swojego przyjaciela. dostrzegł go przy stoliku pod oknem. przed nim stała kupka papierów i najwyraźniej coś w nich pisał. poprawił mokrą grzywkę, kierując się w jego stronę.

– wiesz co jest najgorsze w byciu stażystą? – odezwał się Lou, na moment przerywając pisanie i biorąc się za swoją sałatkę. on w tym czasie usiadł na krześle obok, z zaprzeczeniem kręcąc głową. – szef wykorzystuję cię do sprawdzania prac dzieciaków, bo sam jest zbyt leniwy by to zrobić.

– tak. to iście syzyfowa praca – przyznał Zayn, a szatyn posłał mu karcące spojrzenie. chłopak zamówił swój obiad i spojrzał na przyjaciela, który wrócił do sprawdzania kolejnych prac.

– sam chciałeś zajmować się dwiema ostatnimi klasami, które przygotowują się do egzaminów. – przypomniał mu, na co Louis westchnął. – wiedziałeś, z czym to się wiąże.

– to uczniowie z pasją, którzy kochają literaturę jak ja. – zaczął nieśmiało, kiedy kelnerka przyniosła obiad bruneta. – wiedzą, że to z nią chcą mieć styczność w przyszłości. w dwóch klasach mam przyszłych pisarzy, recenzentów, znawców Shakespeare'a czy Wilda.

– dzisiejsza młodzież, wbrew pozorom, jest coraz bardziej ambitna. – stwierdził Zayn, biorąc spory kęs kotleta, przygryzając sałatką.

– i to jeszcze jak. – przytaknął szatyn, machając widelcem przed pracą. wziął kolejny kęs i powrócił do pisania kolejnych poprawek.

Zayn nabił na widelec kilka frytek oraz pomidorów z sałatą i spojrzał na sztuciec, po czym wcisnął w usta. rozejrzał się po wnętrzu, a jego spojrzenie padło postać, która weszła do środka. podobnie jak on, otrzepała kurtkę ze śniegu. nachyliła głowę i, zupełnie jak pies, pozbyła się puchu z włosów. uśmiechnął się, gdyż wiedział kto tak robi. w następnym momencie jego brązowe oczy spoczęły na twarzy Noah.

uśmiechnął się lekko i pomachał do niego, gdy ten wyłapał go w tłumie. brunet odwzajemnił jego uśmiech, lawirując między stolikami, by do niech podejść.

– hej! – przywitał się z Zaynem. – nie wiedziałem, że tu jadasz.

– czasem tak – przytaknął. – kiedy chcę się spotkać z Louisem. – wyjaśnił, wskazując na przyjaciela skrytego za sprawdzianami.

chłopak wyłonił się zza niego z widelcem w buzi i dużymi, szeroko otwartymi oczyma, wpatrującymi się w mężczyznę. Zayn spoglądał to na jednego, to na drugiego, po czym w końcu zwrócił się do Noah.

– może się przysiądziesz? – zapytał brunet, a Noah w odpowiedzi przytaknął i zajął miejsce na wprost szatyna. – pamiętasz Louisa?

– tak, pamiętam. – przytaknął. – to on znalazł ciało Stevena. dobrze cię znów spotkać. tym razem w milszych okolicznościach.

tell me it's real | ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz