; 2

579 71 2
                                    

to nie był dla niego dobry poniedziałek. rozpoczęty przed siódmą; paskudną, czarną kawą i trzema papierosami, wypalonymi pomiędzy wstaniem z łóżka, a założeniem płaszcza, zapowiadał kolejny, wyczerpujący tydzień, w którym znów prześpi góra trzydzieści godzin.

– ciężki weekend? – w przeszklonych drzwiach jego nowego gabinetu pojawiła się głowa Myry. gdyby nie jej staż i fakt, że przez ostatnie kilka lat była jego mentorką, chętnie wytknąłby jej przesadny optymizm, nawet do papierkowej roboty.

– ciężkie pół roku. – westchnął, odkładając na bok zeznania z poprzedniego dnia.

– cena awansu. – kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie. – przyzwyczaisz się. a teraz się zbieraj. macie ciało przy świętego Filipa.

nie było nawet południa! to zdecydowanie nie był dobry poniedziałek.

migotliwe, niebieskie światło lampy, auta z żółto-turkusową szachownicą, taśma ostrzegawcza oraz masa ludzi, krzątających się bez ładu i składu wokół potencjalnych dowodów. sceneria była znajoma, a w głowie niemal automatycznie aktywował mu się wyćwiczony schemat działania.

– cholera Centineo, tylko tym razem staraj się nie ekscytować, jeśli denat nie będzie miał głowy. – rzucił ostrzegawczo przez ramię, stawiając do góry kołnierz płaszcza. – nie chcę się znowu za ciebie wstydzić.

Noah Centineo znajdował się pod jego „opieką" od października. dzieciak miał nosa, upór i wręcz chory entuzjazm. był młodszą, męską wersją Karens i chyba tylko dlatego Liam nie poprosił jeszcze o przydzielenie mu kogoś innego.

– tamta Jane Doe wyglądała jak żywy manekin! – jęknął mężczyzna, pokazując swoją odznakę jednemu z policjantów, nim przeszedł pod taśmą. – poza tym, to była moja pierwsza taka sprawa.

– ta też będzie twoją pierwszą taką. – odezwał się mężczyzna, kucający przy czarnym materiale, okrywającym zwłoki. – Payne.

– Williamson. – mężczyzna grzecznościowo kiwnął głową. – co dla nas macie?

– denat to Steven Benge. znaleźliśmy przy nim dokumenty. – prawo jazdy, dowód osobisty i kartę płatniczą, pełen portfel. można więc wykluczyć napaść na tle rabunkowym.

– stan ciała? – Noah chciał przykucnął przy ciemnym materiale i nieznacznie go podniósł.

– ślady duszenia, przypominające bruzdę strangulacyjną oraz trzy rany kłute. dwie bezpośrednio w tętnicę szyjną, trzecia nieco niżej, nieznacznie nad obojczykiem. najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu jest wykrwawienie, ale póki co nie mogę niczego wykluczyć. stężenie pośmiertne wskazywałoby, że zgon nastąpił pomiędzy dwunastą a pierwszą w nocy.

Payne obrzucił miejsce uważnym spojrzeniem. ciemno bordowa kałuża, oznaczona tabliczką z numerem, odznaczała się na świeżym śniegu. skórzana torba, przyprószona białym puchem, leżała kilka metrów dalej. dookoła walały się luźne kartki, spięty plik dokumentów, kilka długopisów i cała masa nieprzydatnych dla śledztwa śmieci. boczna alejka w zimowym wydaniu nie stanowiła dobrego miejsca do pozyskiwania dowodów.

– chłopcy szukają potencjalnego narzędzia zbrodni, ale jak na razie bezowocnie. okolica i śnieg nie pomagają.

 – a ten chłopak, który go znalazł?

– Louis Tomlinson. – wciął się młodszy detektyw, wskazując na roztrzęsionego chłopaka, opierającego się o jeden z policyjnych wozów.

– Centineo, postaraj się go nie wystraszyć. zwłoki chyba już zrobiły swoje. – mruknął Liam, kiwając w stronę radiowozu, pocierając przy tym pokryty ciemnym zarostem policzek. zdążył już poznać jego niewyparzony język i nie chciał kolejny raz minimalizować strat, związanych z jego niekompetencją.

– jasne, szefie.




chłopak miał śliczną – teraz ściągniętą w przerażeniu – twarz. wyglądał na mniej niż dwadzieścia lat. nerwowo zaciskał drżące dłonie, co chwila strzelając zlęknionym wzrokiem w stronę kręcących się obok policjantów.

– czekaj... – wyciągnął dłoń, łapiąc czarny materiał płaszcza Payne'a. – to znajomy Malika.

– jeśli ten chłopak jest zamieszany w sprawę, to nasz stażysta ciekawie dobiera sobie znajomych. – skwitował cicho Liam, pochodząc do zestresowanego chłopaka. – detektyw Payne, a to detektyw Centineo. pan Tomlinson, zgadza się?

– t-tak.

– to pan znalazł ciało? – Liam bardziej stwierdził niż zapytał, obdarzając go czujnym spojrzeniem ciemnych oczu. może i chłopak wyglądał niewinnie, a jego przerażenie wydawało się autentyczne, ale doświadczenie nauczyło go już, że pozory czasem mylą.

– tak. – szatyn ponownie kiwnął głową, zerkając ponad ramieniem mundurowych w stronę śledczych, fotografujących niemal każdy fragment zaułka.

– co robił pan w bocznej alejce, panie Tomlinson? to raczej nie jest miejsce wybierane na poranne spacery.

kątem oka zauważył, że Centineo zacisnął szczęki, wbijając w mężczyznę przed nimi przenikliwy wzrok. Liam chciał tylko westchnąć. wziął poprawkę na to, iż świadek znał jednego z pracowników laboratorium i był już dostatecznie taktowny jak na własne standardy. gdyby starał się być bardziej delikatny, to musiałby go zacząć podrywać, a to nie stanowiło nawet opcji.

– miałem odebrać książki. – odpowiedział Louis, ale najwyraźniej szybko zdał sobie sprawę, że brzmi absolutnie naiwnie, a policjanci wymagają od niego znacznie szerszej odpowiedzi. – ja znam, znałem Steve'a od gimnazjum. razem przygotowywaliśmy się do egzaminów. mi poszło lepiej i dostałem się na literaturę, on wylądował na bibliotekoznawstwie, ale nadal utrzymywaliśmy kontakt.

– byliście blisko?

– na tyle, by wyskoczyć czasem na mecz. – Tomlinson zwrócił się w stronę Noah, odpowiadając na zadane przez niego pytanie. detektyw lekko kiwnął głową, pozwalając, aby mężczyzna kontynuował. – nic więcej.

– a dziś rano...?

– jestem stażystą w szkole, uczę literatury angielskiej, ale nawet mi ciężko jest zdobywać niektóre tytuły. Steven prowadził antykwariat. ma... to znaczy... miał swoje dojścia i potrafił dotrzeć do naprawdę unikatowych egzemplarzy. – westchnął szatyn, przygarniając ramiona. – wczoraj popołudniu napisał do mnie, żebym wpadł przed pracą, bo ma dla mnie książki, o które prosiłem.

– większość ludzi weszłaby od frontu. – zaznaczył łagodnie Payne.

– chciałem! – odparł momentalnie szatyn. – było zamknięte. próbowałem zadzwonić, ale cały czas zgłaszała się poczta głosowa. pomyślałem, że może tylne drzwi będą otwarte i... – zaciął się.

– spokojnie, panie Tomlinson. – Noah spojrzał na niego pokrzepiająco. – takie fakty mogą człowieka przytłoczyć. bez pośpiechu.

– Centineo, zabierz świadka i spisz zeznania. tylko pamiętaj, o co cię prosiłem. – zaznaczył dobitnie, mając głęboką nadzieję, że jego podopieczny nie przesadzi w żadną ze stron. – liczę na ciebie.

starszy detektyw odprowadził wzrokiem ich obu. miał ochotę zapalić, ale wiedział, że popiół z papierosa mógłby jedynie dodać im pracy. zapowiadał się naprawdę długi tydzień.

tell me it's real | ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz