Rozdział 20

3.2K 154 7
                                    

~Jace~

Narada trwa już godzinę. Zjawiło się wielu przedstawicieli. Wilkołaki, czarownicy tylko Clary nie przyszła. Nie mogę się na niczym skupić. Ciągle o niej myślę. W ogóle nie słucham tego co mówią. Nagle usłyszeliśmy jak ktoś szarpie za drzwi. Wstaliśmy i spojrzeliśmy w tamtą stronę. Zobaczyłem Jessicę, Colina razem z Michaelem Waylandem, Jocelyn oraz kilkunastu strażników.

-Nie sądziłem, że do tego dojdzie-oznajmił Michael.

-Co wy tu robicie? Jak się dowiedzieliście?-krzyknęła wściekła Maryse.

-Jesteś mało ostrożna-prychnęła Jocelyn.

-Zabrać ich-rzekł Michael do strażników.

Strażnicy zaczęli do nas podchodzić. Nie mieliśmy przy sobie broni więc nie mieliśmy jak zaatakować.

-Jakie to żałosne-usłyszałem tak dobrze znany głos.

Wszyscy spojrzeliśmy w jej kierunku. Wyglądał zupełnie inaczej ale i tak była piękna. Jej twarz nie wyrażała żadnej emocji. Jej uśmiech nie był tak piękny jak zawsze, ten był pełen pogardy. W jej oczach można było dostrzec ból, cierpienie, determinację oraz wściekłość. Nagle dostrzegłem na jej brzuchu znamię w kształcie gwiazdy. Nic z tego nie rozumiałem.

-Clarissa?-krzyknęła Jocelyn cofając się.

-Witaj matko-warknęła.

Spojrzałem na pozostałych w szoku. Jak to możliwe, że ona jest córką Jocelyn? O co tu chodzi? Wymieniłem z Aleciem i Isabell zaniepokojone spojrzenie.

Po chwili za jej plecami zaczął tworzyć się portal. Kiedy portal był gotowy wyszli z niego dwaj Morgensternowie, ojciec i syn. Jonathan miał na sobie zbroję natomiast jego ojciec garnitur. To było naprawdę dziwne.

-Widzę, że panujesz nad sytuacją, siostrzyczko-uśmiechnął się zadziornie i objął Clary.

-Jak? To jest twoja córka?-spytała zdenerwowana Maryse.

-Oczywiście, że to moja córka. Jej znamię mówi samo za siebie. Nie powinnaś mieć takich wątpliwości moja droga Maryse. Chociaż nie ukrywał, że jestem zawiedziony twoją postawą-rzekł wyniosłym głosem Valentine.

-Jak przeżyłeś?-spytał wściekły Michael.

-Myślałeś, że dam się zabić? Jakie to niedorzeczne. Zawsze byłem mądrzejszy i ZAWSZE byłem krok przed tobą. Myślałeś się, że się nie dowiem co planujesz? Na początku chciałem zrobić zupełnie coś innego ale potem zdałem sobie sprawę, że lepiej będzie zrobić to co chcecie. Odszedłem może nie w taki sposób jaki byście chcieli ale odszedłem. Upozorowanie śmierci było bardzo łatwe. Wystarczyło tylko podłożyć 3 ciała. Byliście tak głupi, że nawet nie zamierzaliście tego sprawdzić-oznajmił jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

-Jak uciekłeś z posiadłości? Była zabezpieczona czarami tak aby nikt nie wyszedł-krzyknęła Jocelyn.

-Jestem Morgensternem. Uwielbiam tajemnice. Jedną z nich był ukryty pod posiadłością portal. Tylko ja o nim wiedziałem-mruknął Valentine.

-Dlaczego przysłałeś Clarissę?-spytał Magnus Bane.

-Musiałem mieć lepszy wgląd w tę całą sytuację. Nie byłbym sobą gdybym tego nie zrobił.  A Clarissa jak pewnie zauważyliście idealnie się do tego nadała. Nie mógłbym powierzyć czegoś tak ważnego byle komu. Sami wydaliście takie zarządzenie, więc to wykorzystałem. Jestem jednak zawiedziony tym jak się w stosunku do niej zachowywaliście. Takie zachowanie nie przystoi Nafilim-powiedział.

Cały czas patrzyłem na Clary. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Teraz to już na pewno jej nie odzyskam. Cały czas widzę z jaką wściekłością patrzy na mnie jej brat. A ona ani razu na mnie nie spojrzała. Nie dziwię jej się.

~Jonathan~

Byłem szczęśliwy a za razem przerażony. Clary wyglądała strasznie. Wiem, że chciała wszystkich oszukać udając, że wszystko jest dobrze ale ja wiem, że tak nie jest. Ani razu nie spojrzał na tego blondyna. On jej coś zrobił, jestem tego pewny. Cały czas go obserwowałem. Patrzył z bólem i poczuciem winy na Clary. Ona natomiast wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. Wiedziałem, że ona nie chce tu dłużej być. Trzymałem ją blisko siebie i czułem jak jej ciało drży. Ciągle dręczyło mnie pytanie co mogło doprowadzić ja do takiego stanu? Zawsze wolała wyglądać ładnie ale teraz? Nie podobne do niej także używanie bicza. Zawsze sobie z nim świetnie radziła ale nie przepadała za nim a teraz ma go założonego na ręce.

-Tato list do pani konsul. Daj jej go-wyszeptałem podchodząc do mojego ojca.

Spojrzał na Clary z troską. Wiedziałem, że zrozumiał. Wyciągnął i podał mi kopertę. Na jego twarzy malował się niepokój. Sam nie byłem pewny jak Clary będzie się zachowywać kiedy tylko wrócimy do domu.

-Widzę, że nie chcesz tu być. Dostarcz ten list pani konsul. Tylko tak żeby cie zauważyli. Potem możesz wrócić do domu-wyszeptałem jej do ucha.

Delikatnie się uśmiechnęła. Chwyciła za kopertę i spojrzała na nią a potem na tego blondyna. Wydawał się zdziwiony tym gestem. Wyciągnęła stelę i narysowała jakąś runę na ręce. Po chwili rozpłynęła się w powietrzu. Wszyscy spojrzeli na mnie w szoku nawet tata.

-To nie moja wina. Łamie twoje zasady a nie moje-prychnąłem.

-To się kiedyś źle skończy. Co jej powiedziałeś?-spytał zdenerwowany. Widziałem jak pozostali patrzą na tą całą sytuację ze strachem w oczach.

-Żeby wróciła do domu kiedy już skończy zwracać na siebie uwagę-zaśmiałem się.

Usiadłem na krześle tak aby mieć widok na całe to zgromadzenie. Wyciągnąłem miecz i zacząłem się mu przyglądać. Byłem ciekaw ich reakcji na moje zachowanie. Spojrzałem na tego całego Jace'a wydawał się poruszony. Spojrzałem także na tę czarnowłosą piękność i posłałem jej szarmancki uśmiech na co się zarumieniła.

-Jonathanie co ty wyprawiasz?-spytał tata.

-Daję temu blondasowi do zrozumienia, że jeden niewłaściwy ruch i go zabiję. Chyba jasno się wyraziłem mówiąc co spodka tego, który skrzywdzi moją małą Clary-wysyczałem.

Wszyscy zebrani wydawali się przestraszeni moimi słowami. Nawet strażnicy odsunęli się. Uśmiechnąłem się zadziornie.

-Nefilim, wilkołaki, czarownicy takie potężne rasy a boją się 19-latka. No dalej nie przeszkadzajcie sobie-rzekłem zirytowany.

-Jak ty go wychowałeś?-krzyknęła moja nieszczęsna matka.

-Naprawdę cie to interesuje?-warknął tata.

-Nie pora teraz na rodzinne kłótnie-wtrącił się jakiś wilkołak.

-Ta kobieta nie należy do rodziny. Jeśli nie macie już żadnych pytań radzę skończyć tą śmieszną naradę. Nic i tak nie zdziałacie. Zaraz i tak pewnie zjawi się tu pani konsul-powiedziałem wstając.

Patrzenie na nich było naprawdę śmieszne. A już zwłaszcza ten blondyn. Wyglądał tak jakby nad czymś się zastanawiał. Cały czas jednak obserwował każdy mój ruch. Pewnie czekał kiedy wymierzę mu karę. Jednak najpierw muszę dowiedzieć się co się stało?



Oto tak długo wyczekiwany rozdział. Przepraszam, że tak długo to trwało.

Czytasz zostaw po sobie ślad :)

City Of HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz