Rozdział 47

2K 89 14
                                    

     - Kochanie - usłyszałam cichy szept tuż przy swoim uchu, który wyrwał mnie z rozmyślań.

     Podskoczyłam delikatnie na krześle i popatrzyłam zła na szatyna, który szczerzył swoje idealnie równe i bielutkie zęby, w szerokim uśmiechu.

     - Nie mów tak do mnie - fuknęłam wściekła, krzyżując ramiona na piersi.

      - Daj spokój, Martina, nie obrażaj się - zachichotał cicho, pociągając mnie do pionu. 

     Chwycił mnie w talii i przytulił do siebie, abym mogła utrzymać równowagę. Nie byłam w stanie sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej słyszałam chichot mojego chłopaka. Mówiąc szczerze, zszokował mnie tym. Mi niestety w ogóle do śmiechu nie było. Szybko odsunęłam się od niego. 

     - Teraz "nie obrażaj się"? - prychnęłam. - Kilka godzin temu zachowywałeś się jak obcy. Krzyczałeś na mnie, a ja tak na prawdę nic nie zrobiłam. 

     - Przepraszam - jego ramiona ponownie oplotły mnie mocno jakby bał się, że mu za chwilę ucieknę. 

     Westchnął, ukrywając twarz w moich potarganych włosach. Również westchnęłam i niepewnie do niego przylgnęłam. Jego nastrój wciąż mnie dekoncentrował. Zmieniał się co kilka chwil i to mnie w nim najbardziej irytowało. Ale nie potrafiłam się na niego dłużej gniewać. Potrzebowałam go jak powietrza. Był najważniejszą osobą w moim życiu. Tak bardzo chciałam mu wyznać ile dla mnie znaczy, że kocham go całą sobą. Jednak bałam się. Bałam się, że przestraszy się tych wszystkich uczuć i mnie zostawi. 

     - A teraz mi powiedz, co zrobiłaś z ręką - powiedział, odsuwając mnie minimalnie od siebie, aby móc zobaczyć mój opatrunek.

     Ujął delikatnie mój nadgarstek i uniósł, dokładnie go oglądając. Zadrżałam, gdy tylko mnie dotknął. Nie mogłam uwierzyć, że wciąż tak silnie na mnie działa. 

     - Wypadek - szepnęłam, unosząc niepewnie drugą dłoń. 

      Przesunęłam opuszkami palców po jego policzku, na którym widniał seksowny, kilkudniowy zarost. Szatyn pod wpływem mojego dotyku przymknął powieki, rozchylając delikatnie swoje pełne wargi, które aż prosiły się o moją uwagę. Wspięłam się na palcach i przybliżyłam usta do jego twarzy. Przejechałam językiem po jego rozchylonych ustach, pieszcząc je dokładnie. Jęknął i zatopił palce w moich włosach, przyciągając moje usta do jego. 

     - Może byśmy pojechali do mnie? - wychrypiał, pomiędzy pocałunkami. 

     - Nie mam nic przeciwko.


***


     - Wchodź - rzucił i pociągnął mnie w głąb mieszkania, w którym ostatni raz byłam przed wyjazdem do jego rodziców. 

     - Chcę, żebyś tu dzisiaj przenocowała. 

      - Nie mam nawet swoich ubrań. Nie mówiąc o innych rzeczach typu szczotka do zębów. 

     - Zawsze możesz użyć mojej - powiedział, uśmiechając się szelmowsko. - A ubraniami się nie martw. Wpadniemy do twojego mieszkania rano i wtedy się przebierzesz. Spać możesz w jednej z moich koszulek - przyciągnął mnie do siebie i oparł podbródek na czubku mojej głowy. - Bardzo chciałbym, żebyś ze mną została, Tini.

     - Ja też bym tego chciała. Potrzebuję być blisko przy tobie - powiedziałam, rozpinając guziki jego koszuli. 

     Gdy już z wszystkimi się uporałam, wsunęłam pod nią dłonie i zaczęłam pieścić jedwabną skórę jego twardych pleców. 

Amor es lo que sientoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz