Rozdział 61

1.6K 96 21
                                    

- Co z Jorge? - zapytała Mercedes od razu, kiedy zatrzymała się tuż przed nami.

     - Jeszcze nie wiedzą - odpowiedziałam, wstając z krzesła.

      - Gdzie idziesz? - zapytał Clement.

     - Do toalety.

      - Pójdę z tobą - zaproponował Diego, na co kiwnęłam głową.


     Obok łazienki stał automat z napojami, do którego podszedł mężczyzna, a ja w tym czasie weszłam do łazienki. Oparłam obie ręce na umywalce, bojąc się spojrzeć w lustro. Jednak nie miałam wyboru.

     Kobieta naprzeciwko mnie była przerażająca. Jej blada twarz niemal chorobliwie kontrastowała z popuchniętymi oczami, pod którymi rysowały się niemałe czarne plamy - mieszanka łez i tuszu do rzęs.  Sięgnęłam po mydło, nie mając nic innego pod ręką i starannie umyłam twarz. Gdy już jakoś wyglądałam wyszłam do Diego, który stał przed drzwiami z dwoma kubkami herbaty.

     - Lepiej ci już? - zapytał, podając mi jeden z nich.

      Pokręciłam przecząco głową, ogrzewając dłonie o parujący kubek.

      - Dlaczego? - zapytałam, pozwalając by parę łez spłynęło do napoju. - Diego, dlaczego jemu coś się stało? I to wtedy, kiedy dowiedział się, że został ojcem.

       Jeśli zaskoczyła go moja wiadomość, doskonale to ukrył. Zamiast zacząć pytać o szczegóły, przygarnął mnie do swojej piersi, na tyle blisko, na ile pozwalało mu gorące naczynie.

     - Tini, nie płacz - wytarł kciukiem łzę, spływającą mi po policzku. - Nic mu nie będzie. To twardy mężczyzna.

      Podziękowałam mu lekkim uśmiechem za dodanie mi otuchy i razem wróciliśmy do reszty.

     - Czy nikt z was nie widzi co tu się dzieje? - usłyszałam wściekły głos Blair, gdy wychodziliśmy zza zakrętu. - To jej wina! - powiedziała, odwracając się w moją stronę. - Gdyby nie ona, nie byłoby go tutaj!

      - Blair, przestań.

     - Och, Clement daj spokój - prychnęła pod nosem, przekręcając jednocześnie oczami. - Nie mów, że ty też dałeś się jej omotać.

      - Powiedziałem dosyć!
 

     - Nie rozumiem dlaczego miałaby to być moja wina - dodałam gorzko, nie rozumiejąc skąd w niej tyle nienawiści do mojej osoby.

      I ignorując wszelkie zasady, ruszyłam do drzwi sali 207. Usłyszałam jak Clement przeklął pod nosem i poszedł za mną.
 

    - Jorge?! - zawołałam w drzwiach, wiedząc, że i tak mnie nie usłyszy. Wewnątrz znajdowało się tylko jedno łóżko, którego jednak nie mogłam w pełni dostrzec, przez dwie zasłaniające go pielęgniarki.

      - Nie możesz... - zaczęła jedna z nich, ale druga uciszyła ją gestem dłoni.

     - Może będę miała przez to kłopoty, ale... - podeszła do drzwi, ciągnąc za sobą koleżankę. - Nie mogę ci tego zrobić. Widzę jak cierpisz - ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem i wyszła.

      Stałam przez chwilę skołowana, dopóki Clement nie powiedział:

     - Będę pilnował drzwi, żeby nikt Ci nie przeszkadzał.

Amor es lo que sientoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz