Rozdział 3.1

43.6K 3.4K 314
                                    

Nie wiedziałam, jak długo tańczyłam. Czas stanął dla mnie w miejscu. Istniała tylko muzyka płynąca przez moje ciało, tylko rytm synchronizujący się z biciem mojego serca. Alkohol ułatwił mi skupienie się tylko i wyłącznie na tańcu. Nie rejestrowałam zmieniających się kawałków, didżej sprawnie miksował utwory. Co jakiś czas czułam na swoim ciele dotyk obcych dłoni, ale wtedy bez otwierania oczu kazałam właścicielowi łap odwalić się ode mnie i zmieniałam miejsce.

Moje serce biło szybko z powodu wysiłku fizycznego. Na mojej rozpalonej skórze pojawiły się kropelki potu. W klubie było duszno, znajdował się pod ziemią i nie było okien. Klimatyzacja nie wyrabiała. Setki ciał poruszało się wraz ze mną do tego samego bitu, jak w transie. Cudowne uczucie, uwielbiałam to.

Jak tylko pojawiał się jakiś remix znanej mi piosenki, śpiewałam głośno, zdzierając sobie gardło, zresztą nie tylko ja.

Co jakiś czas wędrowałam do baru, aby wypić drinka, bo zaczynało mnie suszyć i chciało mi się piekielnie pić. Odpuściłam już sobie jednak whisky. Byłam wystarczająco pijana i istniała szansa, że urwie mi się film. Jednak jakoś zupełnie się tym nie przejęłam.

Nogi mi się plątały, gdy szłam z baru na parkiet po raz kolejny. Nie liczyłam, ile w końcu wypiłam drinków, na pewno wystarczająco dużo, aby mój portfel mocno ucierpiał, kiedy tylko je spłacę przed wyjściem z klubu. Powinnam niby płacić od razu po odejściu od baru, ale moja torebka znajdowała się przy barmanie, wiedział więc, że mu nigdzie nie zwieję.

Po wciśnięciu się w tłum na parkiecie ponownie zaczęłam poruszać się w rytm dudniących basów. Coraz ciężej było mi utrzymać równowagę i się nie przewrócić, starałam się więc tańczyć w miarę w miejscu i stabilnie. Co nie było trudne, zważywszy na masę ludzi otaczających mnie i napierających na mnie ze wszystkich stron.

Nagle poczułam czyjeś dłonie na swoich udach, przesunęły się wyżej, ku mojej talii. Czyjś tors przywarł do moich pleców. Zesztywniałam i próbowałam odepchnąć od siebie upierdliwego faceta. Nie było nic gorszego niż pijany, napastliwy mężczyzna. Gdy go odpychałam, złapał mnie za talię mocniej i zaczął ciągnąć poza parkiet, w stronę ściany. Zaczęłam wierzgać, krzycząc włoskie przekleństwa naprzemiennie z angielskimi.

Nie poddam się bez walki!

— Uspokój się, bo zaraz wydrapiesz mi oczy!

Usłyszałam tuż przy swoim uchu i momentalnie się uspokoiłam.

To był tylko Sheridan. Albo AŻ Sheridan. Jednak przynajmniej nie żaden potencjalny gwałciciel albo zabójca.

Podczas chodzenia nogi plątały się pode mną, bo miałam poważne kłopoty z równowagą. Nadepnęłam mu na stopę. Na jego szczęście miałam sandały bez obcasów.

— Jak tam schadzka? — wybełkotałam, po raz kolejny depcząc mu palce swoimi sandałami.

Nie żebym robiła to specjalnie, samo tak się stało. Nie panowałam nad swoimi ruchami. Jednak mimo to byłam zadowolona, że trochę go podeptałam. Mogłam z czystym sumieniem zwalić to na upojenie alkoholowe i przy okazji troszkę się zemścić za jego chamstwo.

— Jasna cholera... Uważaj, jak chodzisz. — Syknął z bólu.

Nieźle musiał się wkurzyć, bo złapał mnie mocniej w pasie i podniósł. Wyniósł mnie z parkietu, przeciskając się przez tłum tańczących jak w transie klubowiczów. Postawił mnie dopiero tuż obok schodów prowadzących do drzwi wyjściowych. W tamtym miejscu, poza salą klubową, muzyka była cichsza, tłumiona przez grube wyciszające dźwięk ściany. Panował lekki półmrok, ale nie było ciemno jak na parkiecie. Było także dużo chłodniej, co było przyjemne.

Dance, Sing, Love. Miłosny układOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz