Rozdział 5.4

37K 2.8K 719
                                    

Po wypiciu całego szampana wyrzuciłam butelkę do śmietnika. Czułam, że nieźle szumi mi w głowie. W sumie to ja wypiłam większą część i James musiał zadowolić się kilkoma łykami. Wstaliśmy z ławki i poszliśmy wolno ścieżką przed siebie, nawet nie wiedziałam już, gdzie byliśmy. W parku było ciemno i cicho, słychać było wyraźnie szum liści poruszanych wiatrem. Co kilka metrów stały latarnie, ale ich światło było słabe i kiepsko oświetlały ścieżkę przed nami.

Szliśmy, rozmawiając na błahe tematy i co chwila wybuchając śmiechem. Oboje byliśmy pijani, ale i zadowoleni z tego powodu. Zapomniałam, że go nie znosiłam. Pijany Sheridan był świetnym kompanem.

— Paliłaś kiedyś trawkę? — zapytał James i wsunął dłoń do kieszeni spodni.

Wyciągnął z niej gotowego jointa oraz zapalniczkę.

— Nie. Jakoś nigdy nie miałam okazji — przyznałam, spoglądając z ciekawością na jointa znajdującego się w jego dłoni.

Przypominał z wyglądu skręconego papierosa, ale zamiast samego tytoniu znajdowała się w nim także marihuana. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do próbowania rzeczy tego typu. Jednak w sumie nie miałam żadnych obiekcji. W końcu konopie nie były znowu aż tak złe. W kilku krajach były całkowicie legalne, a nawet uważane za lek. Poza tym chciałam spróbować czegoś nowego.

James zapalił jointa. W ciemności panującej wokół nas żarząca się końcówka była świetnie widoczna. Zaciągnął się mocno. W powietrzu zaczął unosić się biały dym o dziwnym, intensywnym, słodkawym zapachu. Po kilku sekundach trzymania dymu w płucach mężczyzna wypuścił go z ust.

— To teraz będziesz mieć okazję. Chcesz spróbować? — Podał mi jointa i spojrzał na mnie z wyzywającym uśmiechem. — A może stchórzysz?

Prychnęłam na takie przypuszczenie. Ja miałabym stchórzyć?

A w życiu.

— Dawaj to. Przyjmuję wyzwanie — oznajmiłam i wyciągnęłam rękę.

Podał mi jointa, a kiedy wzięłam go w palce, James złapał mnie za ramię i wskazał na ławkę znajdującą się metr dalej.

— Może lepiej usiądź.

Spojrzałam nieco podejrzliwie na ławkę. Mój wzrok wędrował naprzemiennie z jointa na Jamesa i na ławkę.

— Tam jest strasznie — stwierdziłam w końcu. — Nie chcę tam siedzieć.

Wzniósł oczy ku niebu i potarł dłonią twarz. Podszedł do mnie bliżej, jakby uważał, że mogę się przewrócić. Niedoczekanie jego.

Z buntowniczą miną uniosłam brodę i wsunęłam jointa w usta. Nigdy w życiu nie paliłam niczego, nawet papierosa, i nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać. Dym unoszący się z drugiego końca szczypał mnie w oczy, zaczęłam gwałtownie mrugać. Wzięłam wdech, starając się zaciągnąć, ale gryzący dym, który dostał się do moich ust, zaczął mnie drapać w gardło i dostałam ataku kaszlu. Sheridan zaczął się ze mnie śmiać jak jakiś wariat.

— Wiedziałem, że tak to się skończy. Jesteś uparta jak osioł. — Zaśmiał się, kręcąc głową, po czym podszedł do mnie i zabrał mi jointa. — Oddychaj ustami, słońce, kaszel zaraz przejdzie.

Pokazałam mu środkowy palec, po czym zastosowałam się do jego rady i zaczęłam oddychać głośno przez usta. Drapanie ustało i po chwili przestałam kaszleć jak nałogowy palacz. Oddałabym wiele za szklankę wody. Albo cokolwiek innego, co zwilżyłoby moje gardło.

— Trzeba było mnie ostrzec — mruknęłam i potarłam oczy, bo nadal trochę szczypały od głupiego dymu.

— A posłuchałabyś? — Uniósł brew i zaciągnął się. Po kilku sekundach wypuścił dym z ust, kształtując białe kółka. — Nie sądzę.

Dance, Sing, Love. Miłosny układOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz