Świetlista Skóra pędziła z jednej strony swojej podziemnej nory, gdzie w ścianie idealnie ułożone zostały różne zioła, na drugą stronę, by wyleczyć męczące się z zielonym kaszlem koty. Wycieńczone chorobą osobniki, wychudzone i oddychające bardzo płytko, Świetlista Skóra odizolowała od tych silniejszych, w większości młodych wojowników, którzy mieli bardzo duże szanse, by wyjść z nory medyka po dwóch lub trzech wschodach słońca. Kocięta oraz starszyzna zwykle spędzali z medyczką nawet ćwierć księżyca, dając jej możliwość obserwowania, czy wracają do zdrowia. Czasami jednak zostawali z nią aż do śmierci. Niektórzy okazywali się zbyt słabi i nie udawało im się pokonać zielonego kaszlu.
Świetlista Skóra nie mogła jednak pozwolić na śmierć żadnego z chorych. Nie wtedy, gdy po śmierci na niewierzące w Klan Gwiazd koty czekała niepewna przyszłość. Czy nad takimi wojownikami zlitują się gwiezdne koty i wezmą je pod swoje łapy, pomimo brakującej wiary? A może po prostu pozwolą im zniknąć? Tego Świetlista Skóra bała się najbardziej. Zniknięcia swoich najbliższych. Rozpłynięcia się w czerni nocnego nieba.
Świetlista Skóra zacisnęła zęby na patyku, na którym umocowała liść wypełniony kocim ziołem. Kotka z niepokojem stwierdziła, że zapasy się kończą. Zastanawiała się od dłuższego czasu nad poproszeniem Rybiej Stopy, medyka Klanu Ognia, o przysługę w postaci podzielenia się zapasami roślin. Nie była jednak pewna, czy kot, który nie podąża ścieżką Gwiezdnego Klanu, będzie wiedział, że medyków nie obowiązują te same reguły co wojowników. Medyków wciąż ograniczały granice terytoriów jeśli chodziło o polowanie terenie innego klanu, jednak jeżeli potrzebna była pomoc od strony medycznej, zwykle mogli dzielić się zapasami. Świetlistej Skórze nie chciało się jednak wierzyć, że Rybia Stopa, w przeciwieństwie do swojego mentora - Wilczego Liścia - w ogóle wie o istnieniu Gwiezdnego Klanu. Była pewna, że Wilczy Liść tłumaczył swojemu uczniowi zasady działania medyków, jednak młody umysł ukształtowała prawdopodobnie opinia większości. A większość nie wierzyła. Większość wybrała zgubną ścieżkę.
- Gwiezdny Klanie, co ja mam zrobić? - szepnęła do siebie, widząc niknące w oczach liście kociego zioła, które podawała właśnie Utraconemu Oku, pochylając się nad starą kotką i obwąchując jej chudnące ciało. Nie oczekiwała odpowiedzi na trudne pytanie, jakie zadawała sobie każdego poranka. Nie tylko czuła się sama, ale wręcz wierzyła, że nie ma już dla niej pomocy na tej ziemi pozbawionej ochrony gwiazd.
- A ty, Świetlista Skóro, znowu miauczysz o Gwiezdnym Klanie? To bajki dla dzieci!
Obróciła głowę w kierunku wejścia do nory, choć wcale nie musiała tego robić. Wiedziała doskonale, kto ją odwiedził. Żmijowy Kieł, olbrzymi czarny potwór, jak medyczka zwykła na niego mówić, stał niedaleko młodej kotki, Cętkowanego Futerka, jednej z chorych w lepszym stanie, i wyraźnie był niezadowolony z przebiegu uzdrawiania młodej wojowniczki.
- Żmijowy Kle, prosiłam, żebyś tu nie wchodził! - Świetlista Skóra poderwała się na równe nogi i podeszła gwałtownie do wojownika, który, zaskoczony agresją medyczki, wycofał się o dwa kroki. - Nie zamierzam spędzać z tobą choćby jednego wschodu słońca, jeśli zachorujesz, ani wysłuchiwać żalów na ten temat, bo zarazisz się z własnej winy. Dlatego odwróć się i zniknij mi z oczu. Cętkowane Futerko jest już wojownikiem, nie potrzebuje mentora, który będzie ją stresował, bo trening czeka! Wynocha!
Świetlista Skóra, machając wściekle ogonem, wypchnęła czarnego wojownika na zewnątrz jednym pewnym ruchem i nie oglądając się, czy wykonał rozkaz, podeszła ponownie do zwitku z kocim ziołem i zaczęła podawać przygotowaną z nich papkę chorym starszym. Następnie zajęła się kociętami, a na koniec wojownikami, oszczędzając rośliny na tyle, na ile pozwalał jej stan zdrowia chorych.
CZYTASZ
Wojownicy: Wizje nieba || Tom I
FanfictionPięć legendarnych klanów odeszło na zawsze, a pozostałe po nich koty, nowe generacje, zdają się nie rozumieć, jak ważny jest Kod Wojownika i wiara w Gwiezdny Klan. Te koty, które pamiętają o czci, jaką należy oddawać przodkom, prawie zniknęły. Pozos...