4. Nowa stara rzeczywistość.

83 10 1
                                    

 Minął tydzień od wyjazdu ciotki do Demokratycznej Republiki Konga. Przyzwyczaiłam się już do tego, że mieszkam sama oraz do częstych wizyt sąsiadki. Wolałam otwierać jej drzwi i posłuchać jej przemyśleń przez te kilka, może kilkanaście minut, niż później mieć problemy z ciotką. Tak, z Jasmine. Christina, co mogłam powiedzieć prawie z pewnością, jakimś sposobem bliżej mi nieznanym poinformowałaby ją o mojej „izolacji". Być może podkolororyzowałaby prawdę o jakąś depresję, więc tym bardziej opłacało mi się przekręcać zamek za każdym razem, gdy ją widziałam przez wizjer pod progiem.

Co do Jasmine – często zastanawiałam się nad motywami jej decyzji o nieinformowaniu mnie o wyjeździe, ale nie mogłam stworzyć żadnej logicznej odpowiedzi. Nie zmieniało to mojego szacunku do niej za wszystkie lata wychowywania mnie. Dlatego też w środę, gdy temperatura zmalała, postanowiłam zadbać o ogród, którego była „królową". Zebrałam wiśnie, przycięłam żywopłot, wykosiłam trawnik, a wieczorem podlałam kwiaty. Byłaby pewnie ze mnie dumna – myślałam. Nie było to dla mnie męczące, a raczej przyjemne – ciotka „zaraziła" mnie pasją do ogrodnictwa. Lubiłam jej pomagać przy rabatach, choć z wiekiem miałam na to coraz mniej czasu. Bałam się jednak gąsienic, czego moja opiekunka kompletnie nie rozumiała, będąc specjalistką od motyli. Nie był to przenikliwy lęk, ale na widok liszek odsuwałam się, jak tylko mogłam. Chyba że widziałam je z bliska. Wtedy piszczałam, choć zdawałam sobie sprawę z dziecinności takiego zachowania.

Dzisiaj natomiast postanowiłam posprzątać w domu. Zawsze milej, gdy na półkach nie ma kurzu, a na dywanie okruszków paluszków jedzonych dwa dni wcześniej. Porządki zaczęłam od salonu. Przetarłam miękką szmatką ekran telewizora, którego dawno nie włączałam. Następnie odkurzyłam i przeszłam do gabinetu ciotki. Pomieszczenie to było większe od jej sypialni, ale mniejsze od salonu i kuchni. Ściany były w nietypowym kolorze grynszpanu. Jedną ścianę wypełniała szafa z dokumentami, a prostopadłą do niej przegrodę, tą z drzwiami, uzupełniały dwie szklane półki z sześcioma trofeami ciotki. Jedynie jedno z nich było złote. Przedstawiało motyla siedzącego na drzewie, na którym widoczne były kontury, jak mi się zdawało, jakiegoś państwa. Na podstawce widniała tabliczka „Lepidopterolog Roku 2010 na Kostaryce". Otarłam je ostrożnie z pyłu, po czym odstawiłam na swoje miejsce. Pozostałe były mniejsze, cztery srebrne, jedno brązowe. Przypadkowo przesunęłam łokciem to ostatnie, za 3. miejsce w plebiscycie Lepidopterologa Roku 2005 w USA. Jak się okazało, pod nim znajdowała się mała, żółta karteczka. Zaintrygowała mnie. Sięgnęłam ostrożnie po nią. Tym samym pismem, którym w moim pamiętniku było zapisane wezwanie do jego prowadzenia, był tam zapisany zwrot: Kłamstwo ma krótkie nogi. Słowa te, powtarzane stosunkowo nierzadko przez wiele osób widniały tam zapisane tym samym pismem, co wezwanie do prowadzenia pamiętnika na jednej z jego kart. Były to litery spod pióra babci Teodory. Do kogo były skierowane? Gdybym miała mniej ważniejszych spraw, pewnie bym się nad tym zastanowiła.

***

Gdy skończyłam sprzątanie w większości pokoi i została mi tylko sypialnia Jasmine, usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że to pewnie Christina, jednak się myliłam. Gdy nie patrząc w wizjer otworzyłam wejście do mojego domu, za progiem ukazał mi się Tom. Tak, ten Tom z drużyny koszykówki, który przez swoją nieuwagę wpadł na mnie, gdy koło wejścia na stołówkę czekałam na Kate. Obecność chłopaka zaskoczyła mnie bardzo. Zaczerwieniłam się i zdołałam jedynie wydukać ciche hej w jego stronę.

– Hej... – odpowiedział, również jakby niezachwycony. – Bo wiesz, wpadłem na ciebie koło stołówki i ten no... Chciałbym cię za to przeprosić. – Mówiąc to, wyglądał na zawstydzonego.
– Ale ja się nie gniewam. – Zdziwiłam się.
– W ramach przeprosin, może pójdziemy w sobotę do parku wieczorem? Moglibyśmy poobserwować gwiazdy, akurat będzie XIII Gastońska Noc Młodych Astronomów*.
– W sumie... Czemu nie? – odpowiedziałam. Nie posiadałam żadnych planów na sobotę, więc dlaczego miałabym się nie zgodzić?
– To super. – Uśmiechnął się. – Przyjdę o ósmej wieczór, okej?
– Jasne. – Odwzajemniłam uśmiech.
– Porządeczki? – zapytał, przekierowując swoją uwagę z mojej twarzy na moją okurzoną bluzkę.
– Tak, już prawie kończę – odpowiedziałam.

Motyle za WodąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz