Rozdział szósty

3K 126 0
                                    

- W najbliższych dniach powinna przyjść do mnie paczka, więc proszę, przechowaj ją. Sama po nią przyjdę. - powiedziałam do recepcjonistki, która uśmiechnęła się serdecznie. Jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo obydwie usłyszałyśmy głośny pisk, a nagle coś, a właściwie ktoś rzucił się na moje plecy. Po perfumach od razu rozpoznałam osobnika, przytulającego się do moich pleców.

- Anto! - jęknęłam, z trudem wyswobadzając się z jej uścisku. Odwróciłam się twarzą w jej kierunku, a ona ponownie się we mnie wtuliła. - Dzień dobroci dla zwierząt, czy co?

Zaśmiała się, w końcu odsuwając się ode mnie i otoczyła mnie ramieniem.

- Właśnie sama po sobie pojechałaś, Smerfetko. - spojrzała na mnie z góry, a ja naprawdę się do niej uśmiechnęłam. To prawda, dzisiaj robiłam za smerfa, bo miałam płaskie buty, ale to tylko dlatego, że porobiło mi się tyle pęcherzy, że ledwo chodziłam. - Nie chwaliłaś się, że masz tu tylu przystojniaków. - zniżyła głos, mówiąc mi nad uchem i wskazała brodą w kierunku grupy mężczyzn stojących niedaleko wyjścia. Każdy z nich trzymał w ręce sportową torbę.

- Zmartwię cię, ale dzisiaj już się odmeldowują. - odparłam, wykrzywiając usta w podkówkę, na co jęknęła zawiedziona. Dźgnęłam ją łokciem w żebra. - A co z twoim Romeo?

Wzruszyła ramionami.

- Romeo nie jest już moim Romeo. 

Zagryzłam wargę.

- Mówi się trudno. Przynajmniej obie będziemy starymi pannami, Mari. - dodała niby wesoło, ale widziałam, że jeszcze nie do końca się z tym uporała. Ale nie ma się co dziwić, mi to zajęło sześć miesięcy. - Czy to Sergio Ramos? - zapytała nagle, a właściwie krzyknęła. Ów mężczyzna, który okazał się być kolegą Cristiano, od razu odwrócił w naszym kierunku głowę i pomachał nam. Anto oczywiście nie była dłużna i zrobiła to samo. 

- Czy ty naprawdę masz dwadzieścia sześć lat? - mruknęłam zniesmaczona i wyswobodziłam się z jej ramienia. W odpowiedzi usłyszałam tylko jej śmiech.

- Kobieto, to Real Madryt. Ten Real Madryt. 

Przewróciłam tylko oczami.

- I co z tego, kobieto?

Westchnęła głośno, patrząc w sufit.

- Boże, z kim ja żyję. - mruknęła w momencie, kiedy przed nami jakby z ziemi wyrósł Pan Idealnie Uczesany. Mina mi od razu zrzedła, zaś Anto była wniebowzięta. Czekałam tylko, aż rzuci się mu w ramiona. 

- Cześć. - powiedział, unosząc jeden kącik ust do góry. To było dziwne, ale patrzył tylko na mnie, jakby rudowłosa nie stała tuż obok. Mój żołądek związał się w supeł. Tylko, dlaczego się pytam?

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Anto mu przerwała, szybko mówiąc "hej". Mentalnie walnęłam się w czoło. Zaś on z rozbawieniem spojrzał na nią, ale już po chwili ponownie patrzył na mnie. 

- Wczoraj wygraliśmy mecz. - uśmiechnął się do mnie, ale nie zareagowałam. Boże, oni zawsze się tak szczerzą, żeby później kopnąć w dupę i powiedzieć, że się tobą znudzili. - I tak się składa, że robimy małą imprezę. Może wpadniesz? Znaczy się wpadniecie? - odchrząknął nerwowo, bawiąc się ramiączkiem sportowej torby, którą przewiesił przez ramię. Już chciałam otworzyć usta, żeby stanowczo odmówić, jednak moja ukochana przyjaciółka mnie ubiegła. 

- Jasne, że przyjdziemy. - wypaliła, a ja miałam wrażenie, że zaraz zacznie skakać z radości. Byłam na nią wściekła i automatycznie wyłączyłam się z rozmowy. Patrzyłam tylko jak wyciąga karteczkę, na której był pewnie adres, gdzie mamy się zjawić. Skurczybyk był przygotowany, jakby wiedział, że nie odmówię, nawet po tym co zrobiłam wczoraj. Pomachał tylko niepewnie i dumnym krokiem odszedł od nas, udając się do swoich kolegów z drużyny.

Popatrzyłam z mordem w oczach na Anto, śliniącą się na samą karteczkę. 

- Lepiej stąd spieprzaj, bo coś ci zrobię. - mruknęłam, a ona tylko roześmiała się głośno i pobiegła do mojego gabinetu. Kręcąc z niedowierzaniem głową, ruszyłam za nią. 

Let me love you | C.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz