Rozdział czwarty

3.5K 135 4
                                    

- Sergio zostaw nas, proszę. - mruknął niechętnie Cris, czy jak mu tam było. Unikał mojego wzroku, bo dobrze wiedział, że cała sytuacja zaczynała mnie śmieszyć. Kiedy wyciągnęłam do niego rękę, z zakłopotaniem uścisnął ją, ale sam się nie przedstawił, tylko powiedział coś tak, że nie zrozumiałam ani słowa.

Ten drugi przekazał mu jeszcze coś na ucho i w końcu poszedł, a my zostaliśmy we dwoje. Patrzył na mnie, ja na niego, oczywiście zadzierając głowę, bo był wyższy o jakieś piętnaście centymetrów i tak staliśmy pewnie z minutę. Oczywiście cały czas odciągał od ciała mokrą i klejącą się koszulkę. Widziałam gdzieś za nim śmiejących się z niego, bądź nas kolegów z Realu Madryt, jednak nie obchodzili mnie oni zupełnie.

- Więc? - zapytałam w końcu, mając dość ciszy, a poza tym stopy mi już odpadały. Te szpilki zdecydowanie nie były wygodne. - Zróbmy tak, oddam tą koszulkę do pralni. Może ją uratujemy. Jako zadośćuczynienie jestem w stanie zaoferować darmowy obiad. - powiedziałam to tak firmowym i znudzonym głosem, że aż sama byłam z siebie dumna. Jednak kiedy on chwycił za końce koszulki, mając w zamiarze ją ściągnąć, wybałuszyłam oczy.

- C-co ty robisz? - niemal od razu się odezwałam, a on tylko zwycięsko się uśmiechnął, gładząc po bokach koszulkę. Frajer.

- Nic. 

Zagotowało się we mnie dosłownie. Traciłam nad sobą zupełnie kontrolę, chociaż powinnam trzymać nerwy na wodzy. To wciąż mi powinno zależeć, żeby tu był. 

- Więc sam ją sobie pierz, a kelnerkę masz przeprosić. - warknęłam ze złością i odwróciłam się pośpiesznie, chcąc odejść. Zrobiłam może jeden krok, kiedy się odezwał. 

- Bo co? I za co? Ona we mnie wpadła. - odezwał się, a kiedy spojrzałam na niego przez ramię, kącik jego ust uniósł się zaczepnie. I wiecie co wtedy pomyślałam? Jak głupia nastolatka, stwierdziłam, że mimo wszystko jest przystojny. Jednak zaraz się otrząsnęłam. Chce grać w jakąś pieprzoną grę, której zasady zna tylko on? Niech będzie.

- Tak będzie lepiej dla twojej reputacji... - mierzyłam go wzrokiem, chcąc sobie przypomnieć jego imię, bądź przezwisko, ale za Chiny nie mogłam.  W mojej głowie widniała jedna czarna dziura. Nie powiem, zmieszałam się. 

- Nie wiedząc nawet, jak się nazywam, ciężko ci będzie. - odezwał się i tak po prostu się uśmiechnął, jakby nagle cała złość z niego wyparowała. Teraz to on był na zwycięskiej pozycji, na której jeszcze chwilę temu byłam ja. 

Miałam ochotę zedrzeć mu ten uśmiech z twarzy.

- Znam odpowiednich ludzi. - odwdzięczyłam się, puszczając mu oczko. 

Tak, puściłam mu oczko. Też nie mogłam w to uwierzyć. 

Wzięłam głęboki wdech i zwróciłam wzrok na sufit. Co ja dobrego robiłam. 

- Miłego pobytu, czy coś... Do widzenia. - uśmiechnęłam się sztucznie jak wcześniej i zrobiłam nagle obrót, chcąc stamtąd po prostu uciec. Niestety zapomniałam o tacy pełnej szkła, którą trzymałam w dłoniach i o tym, że jestem w szpilkach. Niebezpiecznie się zachwiałam, a taca zaraz już nie była tak pełna, bo jej zawartość ponownie wylądowała na podłodze, tylko tym razem przede mną. 

- Kurwa. - przeklęłam z emocji i znów się schyliłam, zbierając odłamki. Tym razem jednak nie musiałam robić tego sama, bo przede mną znalazł się on. Znów z tym irytującym uśmieszkiem na twarzy. 

- Nieładnie, kiedy taka kobieta jak ty tak mówi. - odezwał się rozbawiony, wrzucając kolejny kawałek szkła na tacę. 

- Nieładnie, kiedy taki facet jak ty, chodzi w brudnej koszulce. - odcięłam się, ale już po chwili zdałam sobie sprawę, że wcale nie zabrzmiało, to tak jak chciałam. Modliłam się tylko, żeby na moich polikach nie widniały teraz dwa czerwone rumieńce. 

Zaś on wydawał się być w świetnym humorze, gdyż zaśmiał się lekko. Spojrzałam tylko na niego i akurat wtedy on musiał zrobić to samo. Trochę się skrępowałam, ale nie na długo.

- Kurwa. - teraz to on to powiedział, a ja ze strachem spojrzałam na jego palec. Malutki kawałek wbił się w jego skórę. Nic mu nie będzie, więc odetchnęłam z ulgą.

- Nie wiesz, że przy damach się nie przeklina? - odparłam nagle i poprawiwszy torebkę na ramieniu, zabrałam tacę z podłogi. Stając, widziałam, że się uśmiechnął. 

Już nie odwracając się, tym razem stabilnym krokiem, poszłam do kuchni. 



Let me love you | C.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz