Dzień pierwszy
- Będziesz przez cały dzień siedzieć w bibliotece? - doszedł mnie głos Bena Goldwilda.
Był moim chłopakiem od niedawna.Mierzył około metr osiemdziesiąt osiem co przy moim marnym metrze szcześdziesiąt osiem było wielką różnicą. Miał ciemne blond włosy i miodowe oczy. Miał słodkie usposobienie. Grał w baseball i był lubiany w szkole. Nie mogłam narzekać od momentu, gdy zaczęłam z nim chodzić. Wszyscy mówili mi 'cześć' i machali mi na powitanie. Tak właśnie było w Butler High School. Ben był bardzo miły i rozumiał mnie i moje zainteresowania. Jedyne czego nie lubił to mojego przesiadywania w bibliotece.
Cóż lubiłam i książki i tajemnice i ciszę.
- Więc?
- Co więc, Ben?
- Chodzi o to, że wszyscy mówili...
- Wszyscy to nie my, Ben - przypomniałam mu.
Ben liczył się ze zdaniem innych. Nawet częściej niż ze swoim. Chciałam wyplenić z niego te głupie zasady.
- Wiem, Lou - wyszeptał i zamknął przede mną egzamplarz książki do przyrody.
- Czy to konieczne? Będzie jeszcze tyle i tyle imprez - skrzywiłam się.
- Przynajmniej o tym pomyśl, okej?
Skinęłam potakująco głową. Gdy Ben prosił mnie, żebym cokolwiek przemyślała zazwyczaj i tak nie udawało mu się mnie przekonać.
- Idziemy do Dairy Queen. Tam z nami pójdziesz, prawda?
Ścisnął mnie mocno za rękę czekając na potwierdzenie.
- W sumie, jestem trochę głodna - powiedziałam wiedząc, że uczyni to na jego twarzy uroczy uśmiech.
Nie przepadałam za jego towarzystwem, ale fakt byłam głodna a na potwierdzenie moich słów zaburczało mi a brzuchu.
- Za mało jesz - skarcił mnie.
Wstałam i zebrałam swoje rzeczy. Książkę do przyrody specjalnie skryłam pod stołem na krześle wyścielanym pluszem.
Dairy Queen było knajpką najszczęściej odwiedzaną przez uczniów naszej szkoły. Ludzie zawsze chcieli tam pracować, bo dostawali wtedy wielkie zniżki. Mając takiego znajomego jadło się dwa razy taniej.
Szliśmy właśnie New Castel Road, gdy zaszedł nad od tyłu cały korowód przyjaciół z drużyny Bena. Każdy przywitał się ze mną całusem w policzek, a z nim wymieniając piątki i parę słów.
Zupełnie nie znałam się na baseballu, nie uczestniczyłam w meczach Bena, chyba że tego wymagali inni. W naszym małym miasteczku Butler w stanie Pensylwania oddalonym o 35 mili od Pittsburgha każdy znał każdego, a najlepszym stypendium jakie mogło być nam zaoferowane było stypendium sportowe. Jedyne o czym marzyłam to wyrwać się z uścisku małej miejscowości i wszystkich znanych mi osób.
Ben pojawił się nagle. Nigdy nie zakładałam, że w moim ostatnim roku w liceum przygotowywując się do zakończenia szkoły będę miała chłopaka. Jednak zapełniał mi zbędny czas, którego nie przeznaczałam na naukę.
Nasi ojcowie mieli własną kancelarie prawniczą. Gold&Wish. Między innymi dlatego znaliśmy się od dawna, ale Ben zwrócił na mnie uwagę dopiero kiedy moje ciało stawało się coraz bardziej kobiece. Między innymi w czasie gdy urosły mi cycki.
Ben miał wielu znajomych. Jednak miał też dwójkę najlepszych przyjaciół. Tak naprawdę tylko ich kojarzyłam z większości.
- Eloiz, hej - gdy weszliśmy do DQ i podeszliśmy do słynnego stolika baseballistów jedna z dziewczyn zaczęła żywo machać w moją stronę. Nazywała się Yvone i usilnie starała się ze mną zaprzyjaźnić. Jej optymizm był dość deprymujący, ale i tak sądziłam że to jedyna osoba, która ( oprócz Bena) tak naprawdę darzy mnie sympatią.
CZYTASZ
Nazywał się William Enuarby
Novela JuvenilHistoria jest prosta. Znasz go 97 dni licząc od pierwszego spotkania. Wasza relacja jest skomplikowana, zagadki są na poziomie dziennym, a tajemnice zawarte w jego opowieściach uważasz za dobry kawał. Jest ci z nim dobrze. Idylliczny związek jak z b...