1.

94 13 0
                                    

Miesiąc wcześniej...

- Sophie! Chodź na śniadanie! - usłyszałam z dołu krzyk mamy.

Westchnęłam tylko i postanowiłam się ubrać. Po piętnastu minutach byłam już gotowa. Dzisiaj pierwszy dzień szkoły. Na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze. Byłam w drugiej klasie liceum i uczyłam się dość kiepsko. Łapałam najczęściej dwóje, zdarzały się jedynki, jednak za bardzo się tym nie przejmowałam, bo nie sądziłam, że to jakaś tragedia.

Zeszłam do kuchni, gdzie krzątała się mama. Uwielbiała gotować i całkiem nieźle jej to wychodziło. Podeszłam do blatu, na którym były naszykowane gofry. Wiedziała, że lubię jeść i chyba zrobiła je, aby poprawić mi humor, który był już od rana zepsuty z powodu końca wakacji.

- Smacznego - odezwała się.

- Dzięki, ty nie w pracy? - zapytałam zdziwiona.

- Będę się zaraz zbierać, bo tata czeka na mnie w samochodzie - powiedziała z uśmiechem, przytuliła mnie szybko i wyszła z kuchni - Miłego dnia w szkole! - krzyknęła z innego pomieszczenia, śmiejąc się przy tym.

- Na pewno taki będzie - mruknęłam z sarkazmem, bardziej do siebie niż do niej.

Usłyszałam trzask drzwi, a po chwili odgłos odjeżdżającego samochodu. Jadłam ostatniego gofra, kiedy rozległ się dźwięk przychodzącego sms-a.

Nieogar : Będę za 5 minut :)

Ja : Okay xx

Nieogar : Tylko nie zemdlej z wrażenia :*

Ja : Taa jasne

Szybko odpisałam, orientując się, że moje włosy przypominają gniazdo. Z przerażeniem wypisanym na twarzy pobiegłam do łazienki i błyskawicznie wyprostowałam moje dość długie, brązowe włosy, parząc się przy tym kilka razy.

Tak to jest, gdy Sophie Connors się śpieszy.

Z natury były proste, ale przeważnie i tak używałam prostownicy przed wyjściem. Założyłam buty i wybiegłam z domu, zamykając poprzednio drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam opartego o czarny samochód Jacoba. Szeroko się uśmiechnęłam biegnąc do niego, po czym rzuciłam mu się na szyję.

Przyjaźniliśmy się od początku gimnazjum. Ludzie bardzo często mówili, że jesteśmy parą, ale najwidoczniej w ogóle się na tych sprawach nie znali. Ja i on? No błagam... Zresztą jest zakochany w Madeline. To dla mnie jedna z najważniejszych osób na świecie i nie wyobrażam sobie jej stracić. Ale wracając do Jacoba, nie widzieliśmy się przez całe wakacje i muszę przyznać, że cholernie się za nim stęstkniłam. Brakowało mi jego durnych pomysłów i wyciągania nas na imprezy.

- Czyżby ktoś tu się za mną stęsknił? - zapytał, szczerząc się jak głupi.

- Pfff, chciałbyś! - powiedziałam, udając oburzoną.

- Ja i tak wiem swoje - puścił do mnie oczko. - Pogadamy w samochodzie, bo zostało kilka minut do rozpoczęcia lekcji, a niezbyt chciałbym spóźnić się na biologię z tą wredotą - skrzywił się.

W drodze do szkoły śmialiśmy się jak chorzy umysłowo i rozmawialiśmy na różne tematy. Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam budynek. Westchnęłam.

- Nie tylko ty nienawidzisz tej budy - zaczął się śmiać. - Twój wyraz twarzy jest bezcenny.

- Cicho siedź - roześmiałam się głośno.

Szliśmy w stronę wejścia, gdy nagle usłyszałam za sobą pisk. To nikt inny jak Madeline. Odwróciłam się i zobaczyłam jak biegnie w moją stronę. To aż przerażające, że osoba, której ciężko sięgnąć po pilot od telewizora, robi to z taką prędkością. Mocno mnie uścisnęła.

- Boże, co ty jadłaś?! Masz tyle energii, co kilku sportowców razem wziętych - odezwał się z rozbawieniem Jacob, o którym na chwilę zapomniałam.

- Hej kochanie, ja też się cieszę, że cię widzę - pocałowała go delikatnie w usta, w momencie gdy zadzwonił dzwonek.

- Dobra gołąbeczki, koniec tych romansów. Biologia czeka - z uśmiechem przypomniałam chłopakowi o jego koszmarze.

Uwaga! Rozdziały zostały poprawione, więc na nowo je dodaję.

Come Back Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz