Rozdział I

132 8 4
                                    


Selena POV

Co się działo ze mną przez ostatnie tygodnie? Nie wiem. Po prostu siedziałam zamknięta w swoim pokoju. Tak naprawdę nikt nie potrafił do mnie dotrzeć. Jennifer próbowała, ale na marne. Nawet Ross, który jest moim przyrodnim bratem, zaczął się martwić. Trzeba przyznać, że nie było to do niego podobne.

- Kochanie, jak się czujesz? - zapytała Jenny, wchodząc do mojego pokoju. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się ironicznie.

- Jakby banda idiotów zastrzeliła miłość mojego życia, dzięki, że pytasz - bezwładnie na poduszki.

- Wiem, że tęsknisz za Justinem. To co go spotkało jest... - zatrzymała się, by dobrać słowa.

- Do dupy, wiem coś o tym - dokończyłam za nią - W zasadzie cale lato się tak czułam. Zgaduję, że jesteś tu nie bez powodu, racja? Ostatnio przychodzisz żeby namówić mnie na jakieś durne sesje u psychologa. Moja odpowiedź nadal brzmi nie, Jennifer - powiedziałam

- Nie chodzi o żadną sesję, Sel. Chociaż wciąż myślę, że ta jest ci naprawdę potrzebna. Chodzi o szkołę. Zaczyna się nowy rok szkolny i nie możesz go zawalić od początku. Wiesz, że nauczyciele nie byli zadowoleni, że opuściłaś ostatni miesiąc zajęć, ale byli na tyle wyrozumiali, że cię przepuścili. Teraz zaczynasz od nowa, bez żadnej taryfy ulgowej – mówiąc to, głaskała mnie lekko po głowie.

- Nie mogę po prostu rzucić jej w cholerę? Po o mi ona potrzebna?

- Kochanie, teraz tak myślisz, ale za kilka miesięcy, może lat mogłabyś tego żałować. Nie pozwolę ci się zmarnować - odpowiedziała, przyglądając mi się uważniej niż zwykle - Musisz być jednak przygotowana na różnego rodzaju pytania. Chyba rozumiesz o czym mówię, prawda? - zapytała, a kiedy jej nie odpowiedziałam, jedynie pokręciła głową zrezygnowana i wyszła z mojego pokoju.

Okazało się, że powrót do szkoły był o wiele trudniejszy niż myślałam i już po trzech dniach wyleciałam z niej. Jeszcze nigdy nie widziałam Jennifer takiej zawiedzionej. To nie była moja wina, to po prostu się stało.

Czy chcę to jakoś wytłumaczyć? Nie.

- Wróć się młoda panno, mamy do porozmawiania - Jenny chyba miała inne zdanie na ten temat.

- Powodzenia, matka się wkurzyła - szepnął Ross, klepiąc mnie po ramieniu. Powolnym ruchem ruszyłam w stronę kuchni, w której na mnie czekała.

- Myślałam, że skończyłyśmy.

- Selena, my nawet nie zaczęłyśmy. Dlaczego złamałaś tej dziewczynie nos? Przecież się przyjaźnicie, co się z tobą dzieje? – zapytała, krzyżując ręce na piersiach. Nie była zadowolona. - Nie wiem jak mam ci pomóc kochanie, bardzo chcę, ale stawiasz wokół siebie ogromny mur, którego nie dam rady pokonać w pojedynkę - powiedziała.

- Chcesz wiedzieć, dlaczego złamałam tej suce nos? Może jej zapytasz? – odpowiedziałam, opierając dłonie o drewniany blat. Na wzmiankę o murze jedynie prychnęłam - To było tandetne, Jenny – powiedziałam, podając jej tłuczek do mięsa - Zawsze możesz próbować go przebić. Jeśli to wszystko, pójdę do siebie - mruknęłam pod nosem i ruszyłam do swojego pokoju. Usłyszałam za sobą tylko ciche westchnięcie. Po wejściu do pokoju bezwładnie opadłam na swoje łózko.

Szłam korytarzem, kiedy usłyszałam swoje imię. Co miałam zrobić? Odwróciłam się i zobaczyłam długonogą blondynkę. Szczerze mówiąc, nie znałam jej.

- Tak, do ciebie mówię, powiesz nam jak to było? To prawda, że twój kochaś dał się zabić przez dragi? A może był dilerem, a ty ćpunką, która oddawała mu wszystko w naturze - zaśmiała się.

- Zamknij się, nic o nim nie wiesz - wycedziłam. Nie chciałam reagować na podobne zaczepki, ale ta suka przekroczyła każdą możliwą granicę.

- Wiem, że był niezły w łóżku. Powinnaś wiedzieć, że wie to większość dziewczyn ze szkoły, prawda Taylor?- zapytała, uśmiechając się do niej. Automatycznie przeniosłam wzrok na swoją przyjaciółkę, szukając jakiegoś zaprzeczenia.

- Ja, ja miałam ci powiedzieć. To nie było nic poważnego - mówiła, ale ja w tej chwili nie chciałam jej słuchać.

- Nie wierzę, że spałaś z Justinem! Jesteś zwykłą dziwką Taylor – powiedziałam, nie panując
nad słowami. Miałam w dupie czy ją zabolały. Mnie bolała zdrada, z obu stron. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę szkolnego ogrodu.

- Selena, zaczekaj! - wołała, ale nie słuchałam jej. Dopiero, kiedy zaczęła łapać mnie za rękę, zatrzymując w ten sposób, wybuchłam. W jednej chwili moja pięść wylądowała na jej twarzy. Nie przejęłam się nawet widząc krew, która automatycznie zalała jej lico.

- Z rozkwaszoną buźką ciężko ci będzie się puścić – mruknęłam, mierząc ją przy tym wzrokiem - Dla mnie jesteś nikim – dodałam, spluwając jej w twarz, odchodząc i zostawiając ją w ogromnym szoku.

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi - Mogę? - usłyszałam pytanie Rossa. Chłopak nie czekał na moje pozwolenie i już po chwili siedział na moim łóżku.

- Zawsze wiedziałem, że drzemie w tobie niegrzeczna dziewczynka - uśmiechnął się.

- Zasłużyła sobie na więcej niż ten nos - mruknęłam, podnosząc się z łóżka.

- Mam dla ciebie propozycję - uśmiechnął się zbyt przebiegle, nawet jak na niego.

- Nie wpakujesz mnie w większe bagno – powiedziałam, popychając go lekko. On jedynie poszerzył swój uśmiech.

- Selena, pozwól mi coś wytłumaczyć. Masz ładną buźkę, możemy to wykorzystać – mówiąc, pozwolił sobie nawet na położenie ręki na mojej nodze.

- Nie masz na co liczyć, Ross. A teraz wyjdź z mojego pokoju, bo i tobie złamię nos – odpowiedziałam, natychmiast zrzucając jego rękę ze swojego uda.

- Po prostu pomogłabyś mi w zarobieniu paru dolców.

- Co ty mi proponujesz? - zapytałam, nie do końca rozumiejąc intencje blondyna.

- Szybki zarobek, nie bądź cnotką, Sel - zaczął tłumaczyć - Oczywiście nie chcę zrobić z ciebie dziwki czy coś - dodał po chwili, widząc, że totalnie mnie zatkało - Zaraz ci wszystko wyjaśnię - powiedział.

Tym oto sposobem wstąpiłam do gangu Rossa. Małe włamania, kradzieże, naciąganie. Czy to coś złego? Zapomniałam chyba wspomnieć o naszej przeprowadzce. Zaczęłam naukę w innej szkole i póki co nie znalazłam tam zbyt wielu przyjaciół. Jedna dziewczyna była strasznie natrętna i przesadnie miła, dlatego ją spławiłam. Nie potrzebowałam nikogo.

Deszcz bębnił o parapet, wystukując w ten sposób znaną mi już melodię. Praktycznie każdego ranka budził mnie jego dźwięk. Kiedy w końcu otworzyłam oczy, spojrzałam w stronę zegarka, który znajdował się na mojej szafce nocnej. Siódma. To może oznaczać jedynie tyle, że za chwilę muszę wstać. Odpuściłabym sobie, ale gdybym to zrobiła istniało duże prawdopodobieństwo, że wyleciałabym z kolejnej szkoły, a co za tym szło? Byłby to następny zawód dla Jennifer.

Kobieta przy śniadaniu poinformowała mnie, że zepsuł się jej samochód i zapytała czy będę potrafiła dojść do szkoły sama. Okej, może i ostatnio sporo się działo, ale nie jestem dzieckiem, a droga do niej naprawdę nie jest taka trudna, jakby się mogło wydawać. Przytaknęłam i ruszyłam do wyjścia. Tak jak wcześniej wspomniałam, to nie było nic trudnego, w szkole byłam piętnaście minut później. Na moje nieszczęście pierwsza była chemia, a ja byłam spóźniona, ale kogo by to obchodziło? Weszłam do klasy i usiadłam w ławce na końcu pomieszczenia. Zanim jednak to zrobiłam, zdążyłam przechwycić nienawistne spojrzenie nauczycielki. Nie cierpię tej wiedźmy.

- Gomez, znowu spóźniona! Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - zapytała - Zadałam ci pytanie młoda damo, a kultura osobista nakazuje ci na nie odpowiedzieć - dodała po chwili ciszy.

- Jakie to szczęście, że tydzień temu powiedziała pani, że nie mam jej za grosz. W tym wypadku chyba nie obowiązuje mnie ta zasada, racja? - zapytałam.
Klasa oczywiście się zaśmiała, a nauczycielka zamilkła. Resztę lekcji starała się mnie ignorować, co nie przeszkadzało mi zbytnio.

Nastał czas przerwy na lunch. Nie byłam jakoś specjalnie głodna, dlatego udałam się na dach. Usiadłam na brzegu i zaczęłam spoglądać na ludzi spacerujących po chodnikach. Nie byłam wysoko, ale najważniejsze dla mnie było to, że byłam z dala od nich. To mi odpowiadało. Z jakiegoś powodu nie lubiłam być blisko nich. Ludzie są fałszywymi istotami i chcąc nie chcąc potrafią jedynie krzywdzić. Dlaczego tak myślałam? To już zostawię dla siebie. Jedyne czego chciałam w tym momencie to chwili dla siebie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Dlaczego to wszystko musiało do mnie wracać? Już prawie zapomniałam jak przystojny był. Może gdyby nie władował się w to bagno byłby tutaj teraz ze mną?

- Znudzi ci się to kiedyś? - usłyszałam znajomy głos. Uśmiechnęłam się i powoli odwróciłam w stronę mojego rozmówcy.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz, Jerry - wzruszyłam ramionami

- Harry.

- Słucham?

- Mam na imię Harry, nie Jerry - odpowiedział wyraźnie zniesmaczony.

- Co za różnica? – zapytałam, wywracając oczami. Nie rozumiałam, po co tutaj przyszedł i czego tak naprawdę ode mnie chciał - Po co tu przylazłeś?

- Zastanawiam się, kiedy w końcu odpuścisz pani Brooks. Co ona ci takiego zrobiła? - słysząc to pytanie, nie mogłam zrobić nic innego jak zaśmiać mu się w twarz.

- Żartujesz sobie, racja? - zapytałam.

- Dlaczego jesteś taką suką, Sel? - zaśmiałam się. Nie bolały mnie jego słowa, słyszałam o wiele gorsze rzeczy.

- Skończyłeś? Bo jedyne co robisz to ośmieszanie się - odwróciłam się i znów wpatrywałam się w ludzi przede mną. Co zrobił Harry? Westchnął i po chwili siedział już obok mnie. Nic już nie powiedział, milczał. Tak było lepiej, nie tylko dla mnie, ale i dla niego. Czas mijał tu naprawdę bardzo szybo, a ja musiałam przyznać, że kochałam wpatrywać się w kołyszące się na wietrze drzewa.

- Pójdziesz ze mną na imprezę? – usłyszałam pytanie wydobywające się z ust bruneta.

- Żartujesz sobie? - zmarszczyłam lekko brwi - Nawet mi się nie podobasz – mruknęłam, odwracając od niego wzrok.

- Spoko, ty mi też nie. To był pomysł Camz żeby cię zaprosić - wyjaśnił, a ja pokiwałam lekko głową. Mogłam się domyślić, że to sprawka tej cukrowej laleczki, która za wszelką cenę chciała się ze mną zaprzyjaźnić. Problem w tym, że ja już nie wierzę w przyjaźń.

- Przyjdę z chłopakiem – oznajmiłam, wstając z murku i kierując się w stronę wyjścia ze szkoły. Po co wymyśliłam sobie faceta? I dlaczego się tym przejmowałam? Przecież i tak nie znam czasu i miejsca tej imprezy.

Od: Nieznany

Zapomniałaś zapytać o miejsce. Impreza jest u mnie o 20. Adres wyślę ci później. Mam nadzieję, że nie stchórzysz.
Harry.

Sama nie wiem dlaczego, ale podobała mi się myśl o tej imprezie. Idąc do swojego pokoju wpadłam na Rossa i już wdziałam, że będzie moim "chłopakiem" na ten wieczór. Nawet nie musiałam go jakoś specjalnie przekonywać. Zapowiadał się naprawdę ciekawy wieczór.

My last chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz