Na początku było święte Chao.

366 31 13
                                    

"Stała się światłość i wyłonił się z niej Destiel. Najświętszy ship na całej planecie. Gejoza jaka płynęła ze świętego źródła homoseksualnej różowej pyry pokłoniła się przed tym shipem i złożyła najświętsze dary w postaci ciasta i hamburgera. Od tej pory Destiel był wielbiony przez pokolenia yaoistów i yaoistek." - Biblia pokarmu, księga recepty na pierogi, strona 14 wers 26.

Tak oto drogie dzieci powstał Destiel. Przejdźmy może teraz do prawdziwych zdarzeń, które miały miejsce w bunkrze.

Pewnego pięknego dnia Castiel postanowił wstać wcześniej i zrobić śniadanie. Niestety biedaczek zapomniał, że nie umie gotować więc poprosił Gabriela o pomoc. Gabe jak zawsze nie był zachwycony ale postanowił, że mu pomoże ten jeden raz. Gotowali przez jakąś godzinę a i tak wszystko poszło w pizdu i zdążyli zrobić tylko parówki. Cas podziękował bratu i przyozdobił parówki ketchupem. Nie wiedział jaki najbardziej lubi Dean więc wybrał ten po lewej od masła, które stało obok mleka, które stało przed cebulą, która jakimś cudem lewitowała w powietrzu. Jako, że anioł nie miał jakiegoś specjalnego talentu do rysowania to postanowił zrobić z parówek motylki. Oj jak bardzo to nie przypominało motylków.
-Cóż, artystą nie jestem ale może Dean doceni moje starania.- Powiedział sam do siebie bo Gabriel zdążył już się teleportować w miejsce, które nie jest jakkolwiek powiązane z bunkrem. Castiel był przygotowany, miał serwetki złożone w trójkącik (illuminati), sztućce i oczywiście talerz z parówkami, które miały być motylkami a tak na prawdę to przypominało upośledzone kutasy. Czekał i czekał, i czekał, i czekał, i czekał aż w końcu z sypialni wyłonił się... Sam. 
- Sam, gdzie jest Dean? -Zapytał z przejęciem Cas. 
-Oh, myślę, że jeszcze nie wstał. Wczoraj wrócił późno z polowania. -Krzyknął Sam z kuchni nastawiając wodę na kawę. Nagle do pokoju znikąd wpada Baltazar.
-HEY! -Krzyknął.
-BYE! -Odkrzyknął Cas i go dźgnął.
-NIEEEEEEE!!! -Z daleka słychać było stłumiony krzyk rozpaczy Nellie. 

Wiewiórka w końcu wyłoniła się ze swojej dziupli. Dean cały zaspany przywitał się ze swoim niedoszłym mężem i poszedł do kuchni po kawę. Spokojnie zalał sobie kawusię i zasiadł do stołu kiedy Castiela tak bardzo męczyły hemoroidy. 
-Cas, co się dzieje? -Zapytał Dean zobaczywszy nerwowe dupopląsy anioła. 
-Zrobiłem ci parówki. -Powiedział Cas i podał mu talerz. Dean wypluł kawę na twarz Castiela.
-Czy ty mi coś sugerujesz? -Rzucił podejrzliwie Winchester. 
-Nie, ja tylko chciałem zrobić z nich motylki, wiesz, klimacik itp. -Powiedział Cas po czym troszkę się speszył.
-Przepraszam, nie jestem dobrym artystą. -Stwierdził po czym za nim pojawił się Gabriel.
-No w końcu się przyznałeś. Poza tym to nie on robił te parówki tylko ja. On był zajęty gaszeniem tostera. -Powiedział Gabe obchodząc dookoła brata. Dean miał wszystko w dupie i delektował się smacznymi, chociaż troszkę chłodnymi parówkami. Nagle coś poczuł i wypluł jedzenie.

-Cas, coś ty dodał do tych parówek?! -krzyknął.
-Ketchup, ten po lewej od masła, które stało obok mleka, które stało przed cebulą, która jakimś cudem lewitowała w powietrzu. A co? -Zapytał całkiem niewinnie Cestiel.
-To nie był ketchup, to trupia krew idioto! -Dean pognał do łazienki haftować swetry podczas gdy Gabe zwijał się ze śmiechu. 

--------------------------------------------------------------------------------

Koniec części pierwszej. Może jak się nie zabije w między czasie to będzie część druga. 
PS byłam głodna jak to pisałam

BOOYAH

Destiel, Sabriel i inne shipyWhere stories live. Discover now