- Stateczniki nie działają! Nie dam radyyy... - wycharczał pilot, starając się utrzymać w miarę prosty tor lotu. Niestety ciężko uszkodzona maszyna nie reagowała na polecenia i z ogromną prędkością zmierzała ku powierzchni planety.
- Silnik nam się fajczy! Ile tutaj dymu! - rozległ się krzyk z maszynowni, jaki po chwili zmienił się w głośny kaszel.
- To użyj gaśnicy, młotku! - w odpowiedzi wydarła się trzecia załogantka, nerwowo wybijając sobie palce. W takiej sytuacji nie mogła pomóc swoją rozległą wiedzą na temat minerałów, a tylko zdać się na umiejętności pilota.
- Żyroskopy oszalały! Będę teraz leciał bez systemów wspomagających – mężczyzna za sterami doskonale zdawał sobie sprawę, iż tymi słowami na pewno nie uspokoi reszty. Miał rację.
Pani naukowiec na widok ognistych języków na iluminatorach wydała krótki pisk. Na nic zdałoby się tłumaczenie, że to tylko efekt wchodzenia w atmosferę z nadprogramową prędkością. I tak by nie uwierzyła, więc pilot nawet nie strzępił języka.
Statkiem znów wstrząsnęło, tym razem gwałtowniej, by po chwili wpadł on w korkociąg. Nietrudno było stwierdzić co spowodowało taki stan rzeczy, ponieważ kokpit został zalany kaskadą czerwonego światła z ostrzegawczych lampek. Jakby ktoś nie dowierzał komunikatom, albo tak jak zestrachana kobieta ich nie widział, to na potwierdzenie raportów odezwał się trzeci z pasażerów:
- Prawe skrzydło się urwało.
Pani naukowiec zemdlała.
Maszyna wpadła w korkociąg i nawet pilot nie mógł już nic zrobić. Jedyne co pozostało załodze, to przygotować się na uderzenie i błagania, by przetrwali je w jednym kawałku.
- A to miała być zwykła misja badawcza – rzucił z przekąsem Chagrian, który na swoich rękach miał jeszcze ślady piany gaśniczej. Najwyraźniej akcja strażacka nie do końca mu się udała.
- Nie taka zwykła – zwrócił uwagę siedzący za sterami mężczyzna, którego bujna, kruczoczarna broda świadczyła o dojrzałym wieku. W istocie urodził się niedługo po przekształceniu Republiki Galaktycznej w Imperium.
- Taaa, wiem. Mieliśmy wyruszyć na zbadanie tej planety, bo podobno ma bogate złoża surowców mineralnych – poprawił się rogaty obcy, po czym ziewnął.
- I teraz pewnie zginiemy. Ciekawe co zrobią bez naszych informacji – odezwał się trzyoki Gran, w międzyczasie uciszając gestem ręki pilota, który od razu chciał się wtrącić. - Czy odważą się wysłać drugi zespół, czy też spiszą tą planetę na straty i będą dalej rozpaczliwie szukać nowego źródła surowców? - melancholijny ton humanoidalnej istoty najwyraźniej nie przypasował pozostałej dwójce załogantów,którzy zaczęli się nerwowo kręcić. A może takie zachowanie spowodowane było tym, że do powierzchni globu było jeszcze niecałe trzysta metrów?
Uderzenie było nagłe i silne. Statek najpierw mocno zarył w ziemię, by po kilkudziesięciu metra chtarcia, przewrócić się na grzbiet, w międzyczasie gubiąc części.W niczym nie przypominał już maszyny zwiadowczej MRX-BR Pacifier, a raczej zgniecioną puszkę. Rozerwany w wielu miejscach kadłub odsłaniał wnętrzności statku, płyny chłodzące wyciekały ze zbiorników, a fragmenty poszycia i części były porozrzucane po okolicy. A tak właściwie po polu, na którym do tej pory rosło zboże. Do tej pory, bo teraz urodzajna gleba razem z tym, co wcześniej ją porastało, zamieniła się w pobojowisko.
Pięćdziesięcioletni mężczyzna ocknął się, siedząc tam gdzie wcześniej, czyli zanim stracił przytomność. Od razu poczuł ból z tyłu głowy, a także coś mokrego spływającego mu z czoła. Przetarł je ręką i wtedy zauważył na swojej dłoni krew. Nie mógł jednak ocenić, czy była to posoka z czoła, bo krwawiła także rana na palcu. Nieco oszołomiony pilot odpiął pasy i wstał na równe nogi.Początkowo lekko mu się trzęsły, ale sprawność szybko powracała. Także niewyraźny dotąd wzrok się wyostrzył, a częstotliwość mrugania znacznie spadła.Tylko ten nieznośny ból potylicy nie dawał mężczyźnie spokoju. Wokół roznosił się niezbyt miły odór spalonych kabli, płynów chłodniczych i dymu.Dlatego też pilot w pierwszej chwili zapomniał o swoich towarzyszach i instynktownie ruszył w poszukiwaniu wyjścia z wraku.Nie było to trudne, bo dwa metry dalej rozpruty kadłub tworzył spory otwór. Wystarczyło tylko lekko się schylić, przejść parę kroków i już był na zewnątrz. Od razu oślepiło go słońce,które nic sobie nie robiąc ze zbliżających się chmur, świeciło mu prosto w oczy. Mężczyzna lekko się uśmiechnął, gdy pełną piersią wdychał świeże powietrze. I choć czuć było jeszcze trochę woń spalenizny, to w niczym mu to nie przeszkadzało.
Niestety sielanka nie trwała zbyt długo, bo pilot usłyszał podejrzane dźwięki. A gdy tylko słońce przestało go razić, dostrzegł zbliżające się do niego sylwetki.Dotychczasowe odprężenie i radość zniknęły, a zamiast nich pojawił się niepokój i rozdrażnienie.
- Nie ruszajcie się! - zakrzyknął mężczyzna, natychmiastowo wyszarpując z kabury blaster. Postacie znieruchomiały, najwyraźniej na widok broni. Pewnie tylko groźnie połyskujący DL-18 powstrzymywał napastników przed zaatakowaniem pilota. Co nie zmieniło faktu, że jego położenie było nieciekawe.
- Nazywam się Aray Poll i razem z moimi towarzyszami... – mężczyzna przełknął ślinę, bo zawstydził się tym, że dopiero teraz przypomniał sobie o reszcie załogi. A co jeśli byli ciężko ranni i już nie żyją, bo nie udzielił im pierwszej pomocy? - Przybyliśmy na tą planetę, by ją zbadać – Poll miał przeczucie, że mówi to na darmo, a napastnicy pewnie nie rozumieją jego słów. Ale nie miał innego wyjścia, niż dalej przemawiać. Przynajmniej to utrzymywało ich w miejscu.
- Nie chcemy z wami walczyć, a tylko zebrać dane na temat tego globu – to co mówił mężczyzna było prawdą, ale w głowie już rozważał swoje szanse na wystrzelanie milczących postaci. On nie miał rozmawiać z ewentualnymi mieszkańcami planety, bo to zadanie Grana. Lecz cóż za pech.Możliwe, że leży on martwy, lub nieprzytomny we wraku, albo poza nim i nie pomoże pilotowi.
- „Odezwijcie się" – zaczął błagać w myślach Aray, coraz bardziej rozdrażniony złowrogim milczeniem napastników.
- Tak jak mówiłem nie chcemy z wami walczy... - nie dokończył, bo poczuł tylko mocne uderzenie w tył głowy, tam gdzie odczuwał ból już wcześniej, a przed oczami zaczęły latać mu mroczki. Ale cios kijem nie pozbawił go całkowitej przytomności, a tylko oszołomił. Mężczyzna upadł na kolana i wypuścił z ręki blaster. Chciał walczyć. Chciał wiedzieć, dlaczego został zdradziecko zaatakowany od tyłu. Ale nie mógł, bo ciało odmawiało posłuszeństwa, chociaż mózg zalany falą adrenaliny wymyślał coraz więcej możliwych scenariuszy ataku, obrony i ucieczki.
Nagle zdał sobie sprawę, że to nie oni byli napastnikami, a on sam. I ta napaść od tyłu, to sposób unieszkodliwienia intruza. Nie miał okazji, aby o to zapytać, bo drugi, lepiej wymierzony cios zadziałał tak jak miał zadziałać pierwszy i spowodował utratę przytomności przez Araya. Ciemność zalała mu oczy, mózg i mięśnie. A na końcu również świadomość.
CZYTASZ
Resztki Imperium
Science FictionTrzydzieści cztery lata po bitwie o Endor nie ma już Imperium Galaktycznego utworzonego przez Palpatine'a. Na fundamentach zburzonego gmachu starej władzy powstał Najwyższy Porządek, na którego czele stanął Snoke. Złowroga organizacja postawiła sobi...