5

161 37 15
                                    

 - Ej Byungjoo, myślałeś kiedyś o przyszłości?

Podniosłem wzrok znad podręcznika. Hansol siedział po drugiej stronie mojego łóżka i też przeglądał jakąś książkę, będąc tym całkowicie pochłoniętym, choć nawet nie wiem czy umie czytać ze zrozumieniem.

- O przyszłości? Masz na myśli coś typu "Czy w przyszłości będą latające samochody?"?

Blondyn zaśmiał się, zarażając mnie tym od razu.

- Nie! Chodzi mi na przykład o... Czy myślałeś kiedyś o tym, żeby znaleźć sobie kogoś na przyszłość?

- Nie wydaje mi się...

- A ja myślałem. I doszedłem do wniosku, że Yooyeon jest fajna, ale całego życia z nią nie wytrzymam... – Przy tym chłopaku zdecydowanie nie dało się nie śmiać. – Natomiast ty... Ty jesteś moim przyjacielem i nie wiem czy tak wolno...

- Jak wolno?

- No... Kochać przyjaciela na całe życie jako nie-przyjaciela tylko... kochaciela.

Chciałbym, naprawdę chciałbym, żeby matka Hansola zobaczyła jak wspaniałego człowieka porzuciła.

- Oczywiście, że można. Tylko wtedy relacja się zmienia. Ludzie są ze sobą bliżej, stają się przed sobą bardziej otwarci... Są jak dwie połowy, pasujące do siebie...

- O... Jak fajnie... – Zgodziłem się z nim żywym skinięciem głową. – Ej Byungjoo...

Przerwałem rozglądanie się za jednym z notatników i znów na niego popatrzyłem. W oczach Hansola świeciły radosne iskierki, a policzki były zaróżowione.

- Chcesz być moim kochacielem?

Moje usta zostały prawie przerwane przez promienny uśmiech, cisnący się na nie.

- Chcę –odpowiedziałem szeptem.

***

Hansol, tak samo jak i ja, był bardzo zadowolony, że zostałem jego kochacielem, a ten dzień byłby naprawdę idealny, gdyby nie to, co stało się wieczorem.

Nie zabrałem go nad rzekę, wciąż mając obawy co do tego miejsca, które znów mogłoby wywołać atak Hansola. Zabrałem go do centrum, na kolację w mojej ulubionej knajpie. Był bardzo zadowolony, ponieważ miał iść do restauracji po raz pierwszy, a ja cieszyłem się, że tak drobna i codzienna rzecz sprawi mu przyjemność. Usiedliśmy przy stoliku przy oknie, podałem Hansolowi kartę. On jednak nie był już wtenczas taki radosny.

Wyglądał jakby bolała go głowa, był blady i pocierał na siłę oczy. Nie zwracałem mu na to uwagi, bo tarcie oczu w przypadku osób takich jak on było normalne, bardziej martwił mnie jego chory wygląd. Chłopak wkrótce odłożył menu, niezbyt delikatnie i jeszcze mniej delikatnie oparł głowę na stole. Aż podskoczyłem, gdy rozległo się huknięcie podczas spotkania czoła hyunga z drewnianym blatem.

Podniosłem się z krzesła i w mig znalazłem się przy nim. Z gardła Hansola zaczęły wydobywać się jęki, przypominające te, które wydają cierpiący.

Nie, proszę, nie teraz...

- Hansol, Hansol popatrz na mnie, proszę – próbowałem go sprowadzić z powrotem do stanu świadomości, lecz nie najlepiej mi to wychodziło.

Położyłem mu dłoń na policzku i przekręciłem jego głowę tak, by na mnie patrzył, ale znów miał zaciśnięte powieki. Nie zabrałem swojej ręki, którą począłem głaskać hyunga, aby przynajmniej tym lekko go uspokoić, bo poprzednio taki gest nieco pomógł. Nie trwało to długo, ponieważ Hansol odwrócił się gwałtownie, siadając prosto, przodem do stołu. Zdezorientowany, skamieniałem, przez jakiś czas po prostu tępo przypatrując się Hansolowi, którego atak postępował do przodu.

Najpierw krzyknął boleśnie, a potem jego czoło kilkakrotnie spotkało się z blatem. Całe szczęście zdołałem się opamiętać zanim Hansol straciłby przytomność, obejmując go i biorąc na ręce. Ludzie siedzący w restauracji zwrócili na nas uwagę, ale żaden nie zainteresował się tym na tyle, by zamiast mruczeć niepochlebne opinie o hyungu, pomóc mi wynieść szarpiącego się chłopaka z lokalu.

Ku mojej uciesze przy wejściu knajpy stała ławka, na której usadziłem hyunga. Jednak na zewnątrz dostał drgawek i nawet przez swój nieprzytomny stan obejmował się ramionami, uświadamiając mnie, że jest mu zimno. Tak jak wczoraj zdjąłem swój płaszcz i założyłem go jemu.

- Nie..ee..e...eee...

- Nie, nie będziesz dzisiaj cierpiał, Hansol – mówiłem do niego, przytulając go do piersi.

Drugą ręką sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem telefon. Wybrałem numer mojego przyjaciela, studenta trzeciego roku psychiatrii, który mieszka bardzo blisko stąd i nacisnąłem zielony symbol. Kilka sygnałów trwało wieczność, ale w końcu odebrał.

- Jiho-ssi, błagam, przyjdź pod tą restaurację z lokalnym jedzeniem.

W tle słyszałem jakieś szmery, co oznaczało, że wychodzi z mieszkania.

- Już idę, będę za jakieś parę minut.

- Dziękuję –wydukałem jeszcze, zanim komórka upadła mi przez wyrywającego się Hansola.

Jak zdążyłem się wcześniej zorientować, hyung podczas swoich napadów stawał się dużo silniejszy, więc utrzymanie go sprawiało mi trudność. Kamień częściowo spadł mi z serca, gdy ujrzałem znajomą czuprynę. Najwyraźniej zauważył, że mam problem, bo od tamtego miejsca podbiegł i od razu przystąpił do pomocy, o nic nie pytając.

Po krótkim czasie Hansol znów chciał zrobić sobie krzywdę, tym razem uderzając tyłem głowy o ścianę znajdującą się za nim, ale z pomocą Jiho mogłem przetransportować go do swojego samochodu, przy którym zgodnie stwierdziliśmy, że zawieziemy go do szpitala. Podróż do Namsan nie była zbytnio rozsądna, bo nie wiadomo co Hansol jeszcze zrobi podczas jazdy. Poprosiłem Jiho, by prowadził, ponieważ ja chciałem być przy Hansolu.

Jako jego przyjaciel powinienem być z nim w każdych, trudnych momentach życia.

the voice inside my heart || hanjooWhere stories live. Discover now