Rozdział 2

418 40 10
                                    

Jeśli powiedziałabym, że wtedy nienawidziłam swojego życia, ile byłoby w tym prawdy? Wtedy.. cóż, myślę, że zdecydowana większość. Leżałam otępiała na łóżku, bez celu wgapiając wzrok w sufit. Kilka minut po jedenastej ktoś zaczął dobijać się do drzwi, więc musiałam wreszcie się ruszyć.
Uderzył we mnie zapach mięty i papierosów, kiedy nie do końca gość przekroczył próg mojego tymczasowego lokum. Westchnęłam, kiedy bez słowa upił kawę z filiżanki, która miała być dodatkiem do i tak zimnego już śniadania. Nie tknęłam posiłku, choć mój żołądek domagał się jedzenia.
Andy rozsiadł się na moim łóżku, uprzednio zrzucając ze stóp buty. Siedząc po turecku chyba czekał na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, bo jego błękitne spojrzenie wwiercało się we mnie z szalonym uporem maniaka.
- Wyłączyłem telefon, możesz zacząć się spowiadać - przerwał ciszę, przyprawiając mnie tym o gęsią skórkę. Znałam jego głos, to jasne. Ale w normalnych warunkach, kiedy nie wypalił na raz połowy paczki papierosów i o mało nie stracił głosu, śpiewając na koncertach, brzmiał inaczej. Melodyjniej. Nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Przecież znałam go dopiero drugi dzień.
Będąc pod ostrzałem jego uważnego spojrzenia, zostałam przyparta do muru bez możliwości ucieczki. Wiedziałam, że nie mam wyjścia. Musiałam mu o wszystkim opowiedzieć, zapewne ze szczegółami...
Ułożyłam się więc obok niego i przytuliwszy poduszkę, zaczęłam się zwierzać. Począwszy od najstarszego wspomnienia z życia, poprzez podstawówkę i liceum. Mówiłam o rodzicach, siostrze, przyjaciołach, którzy wybrali swoje drogi i krocząc krętymi ścieżkami, zgubili właściwy tor. Opowiedziałam o tej chorej tradycji, której w ostatniej chwili się sprzeciwiłam, i o tym, że z pewnością straciłam rodzinę.
Biersack westchnął, prawdopodobnie przytłoczony nadmiarem informacji do przetrawienia. Patrząc wciąż na mnie, opuścił głowę i zdjął z szyi czarny, drewniany różaniec, który wylądował w moich rękach. Niewiele myśląc, po prostu założyłam go i uśmiechnęłam się do mężczyzny z wdzięcznością.
Gdy zaproponował wspólne oglądanie Batmana, nie protestowałam. Znalazł Netfilx i z wielkim przejęciem zatopił się w fabule filmu, niczym małe dziecko w trwającej bajce. Na wielkim łóżku leżeliśmy ramię w ramię, bez słów. Po prostu. Próbowałam pójść w jego ślady, nieudolnie wlepiając wzrok w ekran telewizora. Jednak nie docierało do mnie nic, co działo się w filmie.
Czułam się dziwnie rozproszona jego zapachem, obecnością i świadomością, że wybrał siedzenie ze mną w czterech ścianach, kiedy mógł robić coś bardziej pożytecznego. Na przykład wyjść na miasto, rozdać kilkanaście autografów i uszczęśliwić tym ludzi. Przecież dobro ogółu jest ważniejsze niż zadowolenie jednostki. Ale z naszej dwójki chyba tylko ja tak do tego podchodziłam.
Sturlałam się z łóżka, a mój uderzający o podłogę tyłek narobił sporo huku. Na niebieskookim nie zrobiło to nawet najmniejszego wrażenia, więc nawet jeśli bym tam umarła, nie zauważyłby tego. Batmanowski zapaleniec. Chyba pod tym względem zawsze pozostanie dzieckiem. Usiadłam na fotelu i chwyciwszy telefon wraz ze słuchawkami, wygrzebałam pierwszy teledysk Black Veil Brides, jaki kiedykolwiek widziałam. Fallen Angels zadudniło mi w uszach, aż rozbolała mnie głowa. Wpatrując się w pięć lat młodszego Andy'ego, nie mogłam nadziwić się, jak bardzo się zmienił. Jak wydoroślał i z chłopaka, który lubił prowokować wyglądem zmienił się w stonowanego i zdecydowanego mężczyznę. Uśmiechnęłam się na tę myśl, co chyba nie umknęło mojemu towarzyszowi, który zerwał się z łóżka i nachylając się nade mną, wyrwał mi słuchawkę z ucha.

- Jak chciałaś, żebym ci pośpiewał, wystarczyło poprosić - zaśmiał się, po czym wyszedł na balkon. Kiedy dołączyłam do niego, palił. Jego chuda, a zarazem niemożliwie wysoka sylwetka garbiła się, opierając o żelazną balustradę.
- Zmieniłeś się - wyznałam po chwili ciszy.
- To zasługa Juliet - odparł z uśmiechem, a mnie zmroziło krew w żyłach. - Jaka kobieta chciałaby za męża idiotę z włosami na pół twarzy, który nosi więcej makijażu niż te wszystkie panny po solarium?
Nie wiem dlaczego, ale na dźwięk słowa mąż, zrobiło mi się słabo i ugięły się pode mną nogi. Wciągnęłam ze świstem powietrze, totalnie nie wiedząc, co powinnam powiedzieć. Spojrzałam na lewą* dłoń chłopaka, a na palcu serdecznym spoczywała srebrna obrączka. Oparłam głowę na dłoniach, kiedy tylko łokcie zatrzymały się na okuciu barierki. Miałam wielką ochotę powyrywać sobie włosy, kiedy dotarło do mnie, że ma żonę. Kobietę, która go kocha, i którą on darzy równie mocnym uczuciem.
Po prostu byłam zazdrosna. Andy był naprawdę wyrozumiałym, pomocnym i sympatycznym facetem, który potrafił zrozumieć drugiego człowieka. Człowieka, w każdym znaczeniu tego słowa. Bez względu, czy to rozhisteryzowana fanka, która zanosi się szlochem, czy oszalała panna młoda, która zwiała, zanim zdążyła powiedzieć tak.
- Więc dlaczego siedzisz tutaj ze mną, zamiast być z nią? - zapytałam, kiedy wreszcie udało mi się przełknąć wielką, kulistą kluchę, która zatrzymała mi się w gardle. - Nie wiem, planować dziecko, kupno nowego domu, kolejnego samochodu, psa, świnki mor...
- Hej, April, powoli - położył mi rękę na ramieniu, ale od razu zabrał ją, kiedy tylko się wzdrygnęłam pod wpływem jego dotyku. - Myślę, że ty potrzebujesz jakiegokolwiek towarzystwa, więc w tym aspekcie nie ma czego kwestionować. Juliet jest w trasie do końca października, co oznacza, że nieprędko się z nią zobaczę. Co do dzieci, to nie możemy tego planować, bo to niemożliwe. Nie mówię, że bym ich nie chciał, ale po prostu jest bezpłodna.
Wybałuszyłam na niego oczy z niedowierzaniem tak, jak żaba, którą kroiłam razem z moją przyjaciółką Violet jeszcze dwa lata temu na biologii. Nie mogłam pojąć, jakim cudem mówił mi o tym z takim spokojem, którego nawet stoicy** by mu zazdrościli. Uśmiechnął się półgębkiem, odpalając kolejnego papierosa.

Ale jak? Jak można mówić o tym bez żadnego drżenia choćby dolnej powieki? No jak? Pamiętam, jak Fran doczekała się pierwszego potomka, Todd'a. Chłopczyk wyglądał jak laleczka, taki pucołowaty i pachnący, z wielkimi niebieskimi oczami. I choć nie ja go urodziłam, i nie należał do mnie, kochałam go jak własnego syna. Pierwszy raz, kiedy mogłam wziąć go w ramiona sprawił, że sama zaczęłam marzyć o swojej zwariowanej, licznej rodzinie. Jak widać, sama sobie te marzenia spaliłam na starcie. Falstart życia, no naprawdę.
Stojąc tak obok niego, nagle poczułam ogromną ochotę, by go przytulić. Z jednej strony zazdrościłam mu, że ma kogo kochać i o kogo dbać, ale z drugiej strony... nie mieć możliwości posiadania własnego dziecka, miesiące wspomnianej rozłąki i wieczny bieg od najmłodszych lat.
- Zazdroszczę jej - mruknęłam i zabrałam od niego paczkę czerwonych Marlboro i zapalniczkę. Nie, to nie był mój pierwszy raz z papierosami, ale po bardzo długiej przerwie. Poczułam zawroty głowy po pierwszych dwóch machach, ale uspokoiłam się na tyle, by nie zaprzątać sobie głowy Juliet i prywatnym życiem mojego gościa. Wypaliwszy fajkę do końca wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Z telefonu puściłam The Reason od Hoobstrank i znów zaczęłam analizować wszystko, co miało miejsce w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Nawet matka przestała się dobijać. W zasadzie nie odzywał się nikt. Poza Andym, który koniec końców też milczał.
Ale był. Fizycznie był, a to się chyba bardziej liczy niż jakiekolwiek telefoniczne rozmowy, prawda? Był obcy, a zarazem dziwnie znajomy i bliski. Jak przyjaciel, który niespotykanie spada nam z nieba, kiedy osuwa się stabilny grunt pod nogami. Jak to mówią, prawdziwych przyjaciół weryfikuje los, nie czas. I choć nie wiedziałam o nim nic, i on o mnie też, to i tak poczułam z nim jakąś więź porozumienia. Dodało mi to swego rodzaju motywacji i nadziei, że pewnego dnia wszystko jednak jakoś się ułoży. Wierzyłam w to. Albo po prostu chciałam wierzyć, by nie musieć tkwić ciągle w tym samym miejscu.
Usłyszałam dźwięk odsuwanej firany i moim oczom ukazał się Andy z roztrzepaną grzywką. Kiedy usiadł obok mnie, uderzył we mnie smród papierosów, który cholernie idealnie pasował do niego.
Łobuz.
Zawadiacki uśmiech, styl zbuntowanego eleganta, masa tatuaży i ten głos, który lata temu powodował na mojej skórze gęsią skórkę. Uśmiechnęłam się szeroko, wspominając tamten czas, dopóki nie poczułam, jak chudy łokieć Biersack'a wbija się pomiędzy moje żebra.
- Może wpadniesz i upichcimy jakąś kolację? Poznasz chłopaków, wyrwiesz się stąd i chociaż na kilka godzin zapomnisz o tym wszystkim, co? - Brunet uniósł pytająco brwi, kiedy dłuższą chwilę zastanawiałam się nad wszystkimi za i przeciw tej wyprawy. Mogłam albo zostać tutaj, i dopóki sen by mnie nie pokonał, wlepiać ślepia w ekran telewizora, albo zgodzić się na ten głupawy plan i poznać Chrisa, Jake'a, Ashley'a i Jeremy'ego, z którymi nie da się nudzić. - Może, jeśli zasłużysz, usłyszysz jamową wersję niektórych piosenek.
Uniosłam na niego zszokowane spojrzenie, na co wybuchł gromkim śmiechem.
- April, nie udawaj - zachichotał, chowając telefon w kieszeń kurtki. - Widziałem, jak głupawo uśmiechałaś się, oglądając teledysk. Co jak co, ale własny głos poznam wszędzie. Nie wykręcisz się od tego.
Naburmuszona skrzyżowałam ręce na piersi, bo znów miał mnie w garści. Do tej pory zastanawiam się, co w nim takiego było i jest, że każdy, a w szczególności kobiety, ulegały każdemu jego słowu. To na pewno przez ten jego cholerny głos.
Zaciskając usta w cienką linię wiedziałam, że musiałam się zgodzić. Biersack z natury był uparty i zawsze stawiał na swoim, o czym mogłam się już przekonać na własnej skórze.
- Przyślij Prudy'ego albo CC o osiemnastej - poprosiłam, kiedy zbierał się do wyjścia. Poszłam za nim do drzwi, nie mogąc się nadziwić temu, jak bardzo mnie przewyższał. Cholerny ze mnie kurdupel. - Za bardzo ci ulegam, Andrew Dennisie Biersack. Obym tego nie pożałowała.
- Nie będziesz! - krzyknął, biegnąc do windy. Zanim do niej wsiadł, usłyszałam tylko: - Jinxx, jedź po zakupy, robimy kolację.
Śmiejąc się pod nosem zastanawiałam się, w jakie gówno wdepnęłam.

*W USA nosi się obrączkę na lewej dłoni.
*Stoicy to myśliciele, którzy nie podchodzili do życia z gwałtownością.
xxx


OGŁOSZENIA PARAFIALNE

Wakacje dobiegają końca, więc mam coraz mniej czasu na pisanie.
Obiecuję jednak, że publikowane rozdziały będą miały minimum 1500 słów, co wydaje się być dobrym wynikiem. Chciałabym, by pojawiały się codziennie, ale nie mogę tego obiecać, niestety.
Proszę, niech każdy, komu podoba się to opowiadanie, żeby zostawił komentarz. Nawet w postaci jakiejś emoji. Zależy mi na tym.
Poza tym chciałabym wiedzieć, co myślicie o wplątaniu w opowiadanie Juliet i jej "bezpłodności".
Uwielbiam Was za to, że interesujecie się tą historią. Jak dla mnie, 75 wyświetleń, 15 gwiazdek i 10 komentarzy w dobę po publikacji prologu to dużo, uwierzcie.

My Black Veil | Andy BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz