Rozdział 1

3.2K 148 12
                                    

Biegłam przez las, nie wiedząc gdzie i dlaczego. Mrużyłam oczy, bo nie widziałam dokładnie wystających korzeni, krzaków, mniejszych drzewek. Gdzieś niedaleko słyszałam czyjeś kroki, od razu poczułam narastające we mnie strach. Przyspieszyłam, ale to spowodowało, że kroki stały się coraz głośniejsze. Odwróciłam się za siebie, ale jedyne co widziałam to ciemność. Nikt mnie nie gonił, a mimo to wciąż słyszałam kroki, coraz bliżej mnie. Biegłam dalej, aż w końcu potknęłam się o jakiś korzeń i upadłam na ziemię. Szybko przewróciłam się na plecy, żeby dostrzec ewentualne zagrożenie, ale nic nie widziałam, było zbyt ciemno. W końcu poczułam moje zmęczenie, moje mokre od potu włosy kleiły się do wszystkiego, moich pleców, czoła, ramion. Nogi odmawiały posłuszeństwa, trzęsły się od intensywnej pracy nimi. Zamknęłam oczy i wtedy usłyszałam jakiś głos ,, Już niedługo Aurora, lepiej uważaj".

Otworzyłam szybko oczy i gwałtownie podniosłam się do siadu. Przez chwilę pracowałam nad doprowadzeniem moich wdechów i wydechów do normalnego stanu, po czym rozejrzałam się po pokoju. Żadnego lasu, trochę ciemno, ale światło księżyca rozjaśniało mój pokoik. Byłam lekko spocona, ale to nic. To był tylko sen. A raczej koszmar. 

Westchnęłam i opadłam na łóżko. Przetarłam dłonią twarz i spojrzałam na zegarek. Trzecia. Próbowałam zasnąć, ale szło mi to kiepsko, jestem nawet w stanie stwierdzić, że w ogóle mi to nie szło. Przestałam nawet próbować i postanowiłam wziąć długi, gorący prysznic. 

Stałam prawie godzinę i starałam się oczyścić myśli. Wyobrażałam sobie, że razem z wodą spływają strach, ten koszmar, jakaś dziwna niepewność. W końcu kiedy zdecydowałam, że moja skóra na palcach za bardzo zaczyna przypominać twarz starego dziadka wyszłam z kabiny. Otuliłam ciało puchatym, dużym ręcznikiem, a włosy mniejszym, ale równie miękkim. Podeszłam do lustra i spojrzałam na zaparowaną powierzchnię. Przesunęłam po niej ręką i podskoczyłam ze strachu. W lustrze zamiast mojego odbicia była dziewczyna, cała poraniona. Jej ubranie było brudne, zakrwawione. Twarz tak samo. Dotknęła ręką tafli lustra i zniknęła. Stałam sparaliżowana i nie wiedziałam co zrobić. Co to w ogóle było? Powoli przejechałam ręką po powierzchni lustra, ale nic niezwykłego się  nie wydarzyło. Spojrzałam na swoje odbicie.

Kurwa!

Przeklnęłam w myślach. Fioletowe oczy. Zamknęłam je i odetchnęłam głęboko trzy razy. Kiedy znowu spojrzałam na siebie, moje oczy wróciły do brązu. 

Całe szczęście.

Wróciłam do pokoju i skierowałam się do szafy. Wzięłam moje ulubione dresy i szarą bluzę z kapturem. Przed ubraniem się sprawdziłam prognozę pogody i dziękuję, zapowiadali deszcz i wiatr. Idealna pogoda, która oddaje mój stan psychiczny. Z powrotem poszłam do łazienki. Nie spojrzałam w lustro od razu, tylko wychyliłam się, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Nie widziałam żadnej dziewczyny, moje oczy były normalne. Norma. Ubrałam się i wysuszyłam włosy, od razu poczułam się nieco lepiej. Jednak ciągle z tyłu głowy miałam mój dziwny sen-koszmar i dziewczynę z lustra. Odsunęłam to na bok i udałam się do ogrodu.

Ponieważ pogoda nie będzie nikogo dzisiaj rozpieszczać, to znalazłam idealny czas do malowania. Zrobiłam zdjęcia paru kwiatom, żeby wiedzieć co malować i wróciłam do siebie. W duchu dziękowałam wujkowi, że zainteresował się moim wolnym czasem i sprawił mi wszystkie potrzebne przybory malarskie. Wyłączając swój umysł skupiłam się na malowaniu.

--------------

Spełniałam się artystyczne już jakąś trzecią godzinę, gdy mój spokój został zburzony pukaniem do drzwi. 

- Proszę! - powiedziałam, mieszając nowy odcień czerwonego.

- Nie spisz już? - zapytał mój wujek - Myślałem, że nastolatki w wakacje śpią do południa, a wczoraj miałaś imprezę. 

Zaśmiałam się, dodając czarnej farby do czerwonej. 

- Słaba to była impreza. Wstałam coś około trzeciej i nie mogłam zasnąć, więc postanowiłam oddać się sztuce. Dziękuję za przybory. 

- Nie ma sprawy! Przyszedłem bo chciałem zapytać, czy czegoś nie potrzebujesz ze sklepu, właśnie się wybieram.

- Sok pomarańczowy, więcej mi nie trzeba. - powiedziałam, nie odrywając się od nanoszenia farby. Bycie kobietą ma wiele zalet, można robić milion rzeczy naraz!

- Jasne, jakieś specjalne życzenia co do śniadania?

Pokręciłam głową, spoglądając na zdjęcie w telefonie.

- Zdaję się na ciebie. 

- Dobrze, powinienem wrócić za niecałą godzinę. Miłego malowania! - powiedział, machając.

- Dziękuję! - odkrzyknęłam i całą swoją uwagę skupiłam na płatku, miał dziwny kształt i musiałam go jak najwierniej odwzorować na obrazie.

--------------

Po zjedzeniu śniadania, wypiciu trzech szklanek soku pomarańczowego i rozmowie na temat globalnego ocieplenia z wujem dalej malowałam. Kto by pomyślał, że kwiatki są takie ciężkie do pokazania na obrazie. 

Podczas wykańczania trzeciego kwiatu do mojego królestwa wparowała Rose. 

- Maestro! W końcu mogę sobie popatrzeć jak malujesz! - krzyknęła i rzuciła się na łóżko. Jej oczy świeciły się jak małemu dziecku, które dostało najlepszą na świecie zabawkę i szerzyła się w moją stronę.

- Hej Rose, miło cię widzieć. U mnie w porządku, a co u ciebie?

- Ha, ha. Bardzo śmieszne.

Zaśmiałam się cicho, wyciskając różowy na moją paletę. 

- Jak po wczorajszym? - zapytałam.

- Dobrze, wino zawsze tak na mnie działa. Wiesz, w dobrym towarzystwie jeszcze. No, ale pamiętam wszystko o czym rozmawiałyśmy. Nawet ten sms do Maddie był sensowny. 

- Super, cieszę się. - powiedziałam cicho, skupiając się na dodawaniu żółci do środka jednego z kwiatów. 

- A! Zerwałam z Louis'em, już mi nie musisz przypominać. 

- Co mu powiedziałaś?

- Że nie chcę z nim dłużej być i tyle. Spytał się, że niby dlaczego, a ja mu na to, że no jest nudny i tyle.

- Powiedziałaś mu, że jest pizdą, prawda? - zapytałam, odwracając się w stronę przyjaciółki, która bawiła się swoim pierścionkiem na palcu wskazującym.

- Jak ty mnie dobrze znasz! - odpowiedziała, śmiejąc się i objęła mnie w talii. Zaczęłam się śmiać razem z nią i poklepałam ją po czuprynie. 

Wróciłam do malowania w między czasie rozmawiałam z Rose. Po jakiś dwóch godzinach w końcu odłożyłam paletę i umyłam ręce. Moje dzieło zostało ukończone! Spojrzałam na zdjęcie, które zrobiłam dla porównania i muszę przyznać, wyszło nie najgorzej, a nawet cudownie. 

- I co myślisz? - zapytałam przyjaciółki, gdy ta wróciła z łazienki.

- O mamo! Wygląda jak zdjęcie. Moja zdolniacha! - przytuliła mnie, pocierając moje ramiona. - Co z nim zrobisz?

- Nie wiem. Jak chcesz to możesz go sobie wziąć.

Rose pisnęła i znowu mnie przytuliła, dodatkowo dając mi buziaka w policzek. Zaśmiałam się i zaczęłam sprzątać bałagan. Jedyny minus w malowaniu, jeśli ktoś by się pytał o moje zdanie w tym temacie.

- Gotowa na szkołę? - spytała przyjaciółka, kiedy chowałam farby do szafki.

- Chyba?

- Nie martw się, zajmę się tobą! Nawet nie licz, że gdzieś ode mnie uciekniesz. Wiem, że będzie ci ciężko, ale dasz radę!

- Dzięki kochana!

Oby Rose miała rację.


Marked |Dylan O'Brien|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz