Chapter 1 - edytowany (19.04)

568 18 1
                                    

        Życie nie jest żadną instytucją charytatywną, która obejmuje funkcje spełniania naszych marzeń. Wszystko co osiągniemy, co zyskamy, jest tylko i wyłącznie owocem naszej ciężkiej i nieprzerwanej pracy. Jak to mówią: Los jest zmienny. Jednego dnia jesteś szczęśliwym i spełnionym człowiekiem, który rozkoszuje się wszystkim co ma, włącznie z tą ukochaną osobą, a następnego budzisz się całkiem sam, pozbawiony wszystkich uciech, pozostawiony wraz ze swoim wzrastającym cierpieniem. Wielką sztuką jest poradzenie sobie z pustką jaka zastaje cię na drodze pełnej rozczarowań. Tracisz czas i siły. Każdy upadek boli, ale najgorszy jest ten, który zrodził się z bezsilności.

         Bycie czterdziestojednoletnią rozwódką raczej nie jest zbyt przyjemną wizją dla każdej kobiety. Ludzie w rodzinnym mieście wytykają cię palcami i choć robią to po kryjomu, to nie interesuje ich to, czy uda ci się ich na tym przyłapać. Na co dzień, gdy się z nimi witasz, wlepiają na usta fałszywe, ociekające wręcz żalem uśmiechy, którymi starają się zatuszować co tak naprawdę o tobie sądzą. A przecież nie znają całej historii. Nie widzą jak było naprawdę. Ale czy to przeszkadza im w plotkowaniu na ten temat? Oczywiście, że nie. Rzekomo to matka wpajała nam złe wartości, przez które spieprzyła swoje cholerne małżeństwo. To ona była tą winną, która obarczała męża zbyt wysokimi wymaganiami. Śmiechu warte.

         Przez ostatnie dwa miesiące widziałam, jak ciężko było mojej rodzicielce podnieść się po rozstaniu. Miała na utrzymaniu dwójkę dzieci, wielki dom, odpowiedzialne stanowisko w pracy, a do tego wszystkiego doszła jeszcze strata najlepszej przyjaciółki. Tak, cóż. Ojciec zostawił mamę dla sukowatej Adrianny O'Connell, która była dobrą znajomą naszej rodziny. Twierdził, że dusił się w tym fałszywym małżeństwie i miał dość bezowocnych starań przypodobania się swojej oziębłej żonie.

                  Przy niej czuję, że żyję, nareszcie jestem szczęśliwy. Adrianna dała mi to, czego ty nigdy nie potrafiłaś. Powinnaś brać od niej przykład, inaczej skończysz samotnie do końca życia i nawet dzieci przestaną się tobą interesować.

         Czy takie słowa powinna usłyszeć od mężczyzny, z którym spędziła bite dwadzieścia trzy lata? Z którym miała dwójkę dzieci i zawsze marzyła, aby związać z nim swoją przyszłość?

        Owszem, ich małżeństwo nie było niczym planowanym. Byłam tak zwaną wpadką podczas pracy, która zasądziła o ślubie i wspólnym życiu. Kiedy mi o tym opowiadali zawsze mieli szerokie uśmiechy na ustach. Mówili że jestem ich małym przeznaczeniem, które popchnęło ich do przodu i dało szansę na szczęśliwe małżeństwo, mimo tak młodego wieku. Jak widać, jedynie jedno z nich było wtedy kompletnie szczere.

         Jako córka od zawsze byłam mocno związana z tatą, dlatego też sytuacja była dla mnie podwójnie bolesna. Nie chciałam nikogo osądzać i obwiniać za rozpad naszej rodziny, aczkolwiek moje wewnętrzne ja bezsprzecznie mówiło, że koń pogrzebany był po stronie ojca. Czułam do niego pewnego rodzaju obrzydzenie i niechęć przez to, że przez pieprzone szesnaście miesięcy potrafił utrzymać to w sekrecie. Wracał do domu szczęśliwy, chwalił obiady mamy i jej wygląd, mnie pytał o szkołę, a Kendall zawsze chętnie zawoził na lekcje tenisa, mimo iż wcześniej uważał to za kompletną stratę czasu i jedynie kolejne widzimisię mojej młodszej siostry. Codziennie patrzył nam prosto w oczy, kłamiąc, nie mając przy tym żadnych skrupułów i wyrzutów sumienia.

                    Kochanie w sobotę mam jednodniową konferencję, więc wrócę dopiero w poniedziałek. Mam nadzieję, że poradzisz sobie razem z dziewczynkami.

Skarbie wypadło mi coś ważnego w biurze, wiesz jak to jest z moim szefem.

Jocelyn, zrozum, mój awans równa się z tym, że muszę pracować dwa razy ciężej. Nie obwiniaj mnie o to, że spędzam z wami za mało czasu. Ktoś musi utrzymać naszą rodzinę.

Our Beautiful Pain | JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz