Chapter 5 - edytowany (12.05)

107 12 6
                                    


     Mówienie, że byłam zaskoczona byłoby okropnym i wierutnym kłamstwem. Wmawianie, iż wcale mnie to nie zabolało i ani trochę się tym nie przejęłam, zdecydowanie minęłoby się z prawdą. Twierdzenie, że "to nic takiego" podchodziłoby pod najzwyklejsze łganie. Tak naprawdę nie łączyło nas nic. Żadna bliska relacja, nawet nie możnaby tego nazwać przelotną znajomością. Byliśmy po prostu obcymi dla siebie osobami, które zmuszone były od czasu do czasu minąć się na zatłoczonym korytarzu i znieść swoją wzajemną obecność na lekcji literatury. Podsumowując, dziennie łączyło nas tylko kilkanaście minut z naszego życia.

      Mimo tego, że było to tak niewiele, takie nic, to nie potrafiłam pogodzić się z zachowaniem chłopaka. Bycie bezczelnym i egoistycznym narcyzem to jedno, ale bycie agresywnym skurwysynem podchodzi już pod zupełnie inne kryteria. Wiedziałam, że Bieber jest pieprzonym dupkiem i skończonym chamem. Spodziewałam się również tego, że nie można na niego liczyć i w każdym starciu z jego osobą należy być cały czas w gotowości; mieć się nieustannie na baczności, gdyż jego chore pomysły były po prostu nieprzewidywalne. Ale nigdy w życiu, naprawdę pod żadnym pozorem, nie posądziłabym go o takie zachowanie. Traktowanie kobiet jako swoje prywatne zabawki do rozładowania młodzieńczego popędu seksualnego było bardzo w jego typie, ale wyżywanie się na nich i używanie wobec nich agresji... To było coś co najzwyczajniej w świecie mnie brzydziło, czym nieskończenie gardziłam. Co prawda, owszem, nie można wprost powiedzieć, że Justin mnie uderzył, ale z pewnością jego gest był użyty w gniewie, mając na celu zadać mi odczuwalny ból. Ta wściekłość i agresywność jaka paliła się w jego dziwnie pociemniałych oczach... To było coś przerażającego. Z ręką na sercu mogłam stwierdzić, że w życiu nie widziałam, aby ktoś tak źle zareagował na głupie, tak naprawdę nic nieznaczące słowa. Przecież zawsze między nami dochodziło do dziwnych spięć i natarć. Ale jeszcze nigdy nie odebrał tego w tak zły sposób. Zastanawiało mnie co było powodem jego zachowania. Miał zły dzień? A może nagromadził jakieś problemy, z którymi sam nie potrafił sobie poradzić i aby rozładować buzujące w nim negatywne emocje, musiał wyżywać się na innych, a głupi pech sprawił, że padło akurat na mnie?

      Po tym przykrym zdarzeniu nie byłam w stanie wysiedzieć w szkole. Musiałam pilnie się stamtąd wydostać, gdyż strach, że lada chwila spotkam szatyna na swojej drodze, powodował nieustanne pojawianie się łez w moich oczach, a pliczki automatycznie zaczynały piec, jakby chciały mi przypomnieć o tym co się stało.

     Jeśli mam być kompletnie szczera, to zupełnie nie pamiętam swojej drogi powrotnej do domu. Wiem jedynie, że poinformowałam mamę o tym, iż źle się czuję i muszę się natychmiastowo zwolnić oraz to, że jakimś cudem trafiłam na przystanek autobusowy. To jednak w jaki sposób pokonałam trasę od szkoły aż pod same drzwi domu, było dla mnie wielką zagadką.

      Kiedy tylko znalazłam się w swoim pokoju, pierwsze co zrobiłam to zamieniłam swoje niewygodne ubrania na jakąś luźną koszulkę z Nike, szare dresy tej samej firmy i grube, puchowe froty, które przysłużyły mi się zamiast kapci. Następnie padłam trupem na łóżko i owijając się szczelnie różowym, mięciusim kocem, naciągając go aż po sam czubek nosa, starałam się jakoś odrzucić od siebie wszystkie nieprzyjemne myśli i dać ponieść się w objęcia Morfeusza. I choć starałam się z całych sił, rozpaczliwie zaciskając swoje powieki, sen uparcie nie przychodził. Wierciłam się z boku na bok, jakaś przeklęta mucha latała mi tuż nad głową, a na dodatek doszły mnie z dołu głośne dźwięki, wydawane przez czarne szpilki mamy, która zdążyła już wrócić do domu razem z Kendall.

      Z zaskoczeniem zerknęłam na ekran telefonu, z uniesionymi brwiami stwierdzając, że przeleżałam tak dobre trzy godziny. Załamana rzuciłam urządzeniem na bok, które niefortunnie odbiło się od miękkiego materaca i z głośnym hukiem wylądowało na podłodze, co skwitowałam krótkim przekleństwem. Miałam tylko nadzieję, że nie wylądował na szklanym ekranie.

Our Beautiful Pain | JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz