Chapter 3 - edytowany (03.05)

140 13 4
                                    


      - O nie - jęknęłam załamana pod nosem, kiedy auto Hayley zatrzymało się na moim podjeździe. Marszcząc z niezadowoleniem nos, uderzyłam tyłem głowy o wygodne, miękkie siedzenie, zaciskając z irytacją swoje suche usta.

      Czemu akurat dzisiaj, do jasnej cholery? Ten dzień i tak był do bani!

      - Co się stało? - usłyszałam pytanie przyjaciółki, która nie bardzo rozumiejąc moją nagłą zmianę nastroju, wpatrywała się we mnie z wyczekaniem i dezorientacją. Bez słowa popukałam palcem w boczną szybę, tym samym wskazując samochód stojący po przeciwnej stronie ulicy. Czerwony Chevrolet z opuszczonym dachem i lśniącymi felgami.

      - Kurwa - wyrwało się z ust Woodley, która z emocji uderzyła otwartą dłonią w kierownicę, jednocześnie przypadkiem wciskając klakson. Dziewczyna podskoczyła zaskoczona, sprzedając kolejną wiązankę niecenzuralnych słów. Odsunęła markowe okulary na czubek głowy i zamrugała powiekami, wyginając usta w przedziwnym grymasie niezadowolenia.  

     Uśmiechnęłam się pobłażliwie pod nosem, ostatecznie decydując się tego nie komentować. 

     - Co ona tutaj robi? - syknęła równie pozytywnie nastawiona co i ja, niechętnie wyciągając kluczyki ze stacyjki. W ciszy wzruszyłam bezradnie swoimi chudymi ramionami, z ciężkim westchnieniem odpinając pas bezpieczeństwa.

      - Nie wiem, czy chcę się tego dowiedzieć - burknęłam po dłuższej chwili, ślamazarnie wychodząc z samochodu Hay, która podążyła moimi krokami. Trzasnęła mocno drzwiami, aż Fiat zachwiał się lekko, a następnie jednym przyciskiem zamknęła swój samochód, mocno zaciskając palce na torebce.

      - Oby miała dobry powód, bo jak matkę kocham, jedna zgryźliwa uwaga i straci wszystkie swoje doczepiane kłaki - warknęła walecznie, doganiając mnie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się jedynie ciepło, tym samym dając jej do zrozumienia, że byłby to mile widziany scenariusz. Jak dla mnie, byłby to jedyny pozytyw dzisiejszego dnia.

      Wkroczyłam razem z przyjaciółką do domu, zamykając za sobą drzwi z cichym trzaskiem. Wzrokiem uważnie ogarnęłam buty, stojące w równym rządku, tuż przy niewielkim, metalowym wieszaku na kurtki, jednakże nie dopatrzyłam się niczego nadzwyczajnego. Jedynie moje powycierane trampki, jakieś stare kapcie i czarne Lolity Kendall, które miała na sobie może z dwa razy.

    Zmarszczyłam lekko czoło, powolnie przekładając pasek od ciężkiej torby przez głowę, rzucając swoją własność w kąt niewielkiej szafeczki stojącej w rogu. Podobnie jak Hayley, nie zawracając sobie głowy zdejmowaniem butów, po prostu przeszłam prosto do kuchni, gdzie zastałam moją rodzicielkę, która z wielkim zaabsorbowaniem przeglądała jakieś papiery, jednocześnie mieszając w garnku coś, co raczej nie pachniało zbyt apetycznie. Zmarszczyłam minimalnie nos, wewnętrznie powstrzymując się od odruchów wymiotnych, podczas kiedy mój żołądek wykonywał pokaźne salta tam w środku.

      Gotowanie nigdy nie było mocną stroną mamy. Znaczy... owszem, potrafiła zrobić oklepane kotlety z ziemniakami, czy też najzwyklejszą zupę, jednakże nieco ciężej szło jej z bardziej wymagającymi kunsztu kulinarnego potrawami. Być może zabrzmi to dziwnie, ale to tata zawsze był królem chochli i garnków, podczas kiedy to rodzicielka miała zakaz wstępu do kuchni. Zazwyczaj w tradycyjnych rodzinach jest na odwrót, ale czy ktoś mówił, że byliśmy normalni?

     Matka zawsze była w osiemdziesięciu procentach oddana swojej pracy. Kochała to co robiła, a że słynęła ze swoich wysokich ambicji, nie było mowy o jakiejkolwiek pomyłce. Życie zawodowe zapewne miała o wiele bardziej bogatsze niż to rodzinne, czy osobiste, ale jakoś nigdy nie miałam jej tego za złe. Była przy mnie zawsze kiedy jej potrzebowałam i mogłam z nią porozmawiać niemal o wszystkim. Nie mogłam zatem narzekać na brak zrozumienia, akceptacji, czy po prostu zainteresowania ze strony rodzicielki. Wiem, że dawała mi i Kendall wszystko co tylko mogła, poświęcała się całą sobą rodzinie, nawet jeśli było to tylko marne dwadzieścia procent. Zawsze każdego wspierała i myślę, że w pewnym sensie to ona była solidnym fundamentem tej rodziny.

Our Beautiful Pain | JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz