Chapter 2 - edytowany (20.04)

174 15 3
                                    


      Wypuszczając głośno powietrze z płuc, zajęłam swoje stałe miejsce w sali od literatury, pozwalając, aby ciężka torba zsunęła się z mojego ramienia na zakurzoną podłogę. Wyciągnęłam potrzebny do lekcji podręcznik oraz zeszyt z notatkami, a następnie zaczęłam nerwowo grzebać we wnętrzu mojej własności, nie mogąc znaleźć niezbędnego w tym momencie długopisu. Energicznie przeszukiwałam każdą kieszonkę, przebierając pozostałymi książkami jakie znajdowały się w środku torby, czując jak zaczyna ogarniać mnie wzrastająca frustracja. Zgryzłam mocno dolną wargę, powstrzymując tym samym niezadowolony jęk. W tym samym momencie, przez to całe roztargnienie i zdenerwowanie nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym moja własność zdążyła wysunąć mi się z rąk. Cała jej zawartość idealnie rozlała się po całej podłodze, we wszystkie możliwe strony klasy.

       - Cholera - przeklęłam siarczyście, marszcząc gniewnie nos. Zerwałam się z krzesła, kucając, zaczynając zbierać rozsypane przedmioty, wyklinając w myślach resztę uczniów, którzy nawet nie pomyśleli, aby zaoferować mi swoją pomoc.

      Jasne, nie ma sprawy. Poradzę sobie sama.

       Sięgałam właśnie po swój zeszyt od angielskiego, kiedy nagle ktoś stanął przede mną, a jego cień padł na moją klęczącą postać. Był to zdecydowanie ktoś cholernie wysoki i dobrze zbudowany, a więc bezsprzecznie miałam do czynienia z chłopakiem.

       Marszcząc nieco czoło, powoli spojrzałam się na nogi mego towarzysza, mrugając niedowierzająco powiekami, kiedy czerwień butów owego osobnika zakuła mnie w oczy. Chciałabym się w tamtym momencie mylić, ale dałabym sobie głowę uciąć, że doskonale wiedziałam, do kogo one należą. Takie Supry nosiła tylko jedna osoba w tej szkole...

       - Co jest Collins, tak szybko zmieniłaś zdanie? - jego męski, nieziemsko zachrypnięty głos echem odbił się w mojej czaszce, powodując nagłe pulsowanie skroni. Poczułam jak przez moje ciało przesuwa się bliżej niezidentyfikowany, aczkolwiek zdecydowanie nieprzyjemny dreszcz, w wyniku którego z wielką obawą uniosłam wzrok ku górze, napotykając jego głębokie, karmelowe spojrzenie.

       Te pieprzone, hipnotyzujące oczy... Jakim cudem mogły należeć do tak parszywego kolesia?

       - Bieber - wyszeptałam pod nosem, jednak wydawało się, że doskonale to usłyszał, gdyż na jego pulchne usta wdarł się chytry, arogancki uśmieszek. Skrzyżował swoje umięśnione ramiona na szerokiej klatce piersiowej, prześwietlając mnie na wskroś swoimi nieodczytanymi tęczówkami. To było tak nachalne spojrzenie, iż miałam wrażenie, że nagle stałam się kompletnie naga, a ten palant jest w stanie zajrzeć nawet do mej duszy.

       - Jak na tak piekielnie cnotliwą chrześcijankę, jakoś ciężko idzie ci dotrzymywanie słowa - zadrwił, a jego brwi poszybowały lekko ku górze. Rozchyliłam w zaskoczeniu swoje suche wargi, czując jak dłonie zaczynają mi się pocić.

       - Co do cholery...? - wymamrotałam pod nosem, zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. Czułam się żałośnie, będąc kompletnie niepewna swojej sytuacji, podczas gdy reszta klasy oglądała owe przedstawienie w kompletnej ciszy i z wielkim zaciekawieniem.

       Jego perlisty, męski śmiech echem odbił się w klasie, a wyraźne zirytowanie moją osobą pojawiło się w brązie jego oczu. Justin pomachał ze zrezygnowaniem głową, mamrocząc coś pod nosem. Błysnął w moim kierunku złośliwym, tak dobrze znanym mi uśmiechem, kucając przede mną. Chwycił między palce mój szaliczek i zaczął mu się przyglądać niby to z wielkim zaangażowaniem, choć wiedziałam, że tak naprawdę próbował stworzyć jedynie wielkie napięcie pełne ciszy.

Our Beautiful Pain | JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz