Rozdział 21.

2K 170 18
                                    

 Okłamała ich, mówiąc, że musi złożyć raport Voldemortowi, a coś w jej wnętrzu szeptało, że Dumbledore doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Prawdziwym powodem jej nagłego wyjścia, była chęć zbadania przyczyny strasznej martwicy, którą spostrzegła na prawej ręce dyrektora. Jego dłoń wyglądała, jakby już nie była zdolna do robienia czegokolwiek, a przeczucie podpowiadało, że to straszne choróbsko — czy cokolwiek to było — nie poprzestanie na dłoni.
Mijały godziny nim wpadła na krótką wzmiankę o tej przypadłości w książce dotyczącej różnych, magicznych chorób. Jak się okazało, nie była to żadna przypadłość, którą można się zarazić, a klątwa, która z czasem pochłaniała coraz większą część ciała ofiary. Katharina nie miała pojęcia skąd wzięła się ona na dłoni dyrektora. Czyżby Voldemort rzucił ją w trakcie pojedynku w gmachu Ministerstwa Magii?
— Niemożliwe — odpowiedziała na własne pytanie. — Klątwa działa tylko na przedmiotach martwych. Jest czymś w rodzaju zabezpieczenia. Krążyła właśnie w kółko pomiędzy regałami, kiedy do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Wspięła się szybko po ruchomych schodach i wstąpiła do swojej sypialni, gdzie naprzeciw okna stało jej biurko; ściana ponad biurkiem oblepiona była różnymi wycinkami z artykułów „Proroka Codziennego". Były tutaj stare numery, sięgające czasów pierwszej wojny czarodziejów, a także te najświeższe. Ruchem ręki zapaliła świecznik znajdujący się na biurku i przyjrzała się zapisanemu pergaminowi.
Most Brockdale Emmelina Vance Amelia Bones
Postukała koniuszkiem palca w ostatnią pozycję na liście i odszukała wzmiankę w artykule, wiszącym na ścianie.
Cholerna Bones warknął Goyle, siedzący przy stole w salonie Malfoyów. Chyba myśli, że jest panią świata. Ten cały wywiad z Potterem, w którym szczeniak ujawnia nasze nazwiska ją zainteresował... Może stanowić problem, w końcu jest dyrektorką Departamentu Przestrzegania Prawa.
Wiemy gdzie się znajduje? spytał Voldemort, wpatrując się w bliżej nieokreśloną przestrzeń.
Staramy się to ustalić, panie.
Westchnęła, widząc zdjęcie ładnej czarownicy. Bones. Ciotka jednej z uczennic Hogwartu, która straciła już wiele osób ze swojej rodziny. Niedługo przyjdzie czas na kolejną.



*


Trzydziesty czerwiec był wyjątkowo ciepłym i przyjemnym dniem, co wspaniale kontrastowało z nieciekawym nastrojem Narcyzy Malfoy. Zresztą nie było to żadnym zaskoczeniem dla Kathariny. W końcu trzydziesty czerwiec oznacza koniec roku szkolnego, co z kolei oznacza powrót Dracona, obecnie narażonego na gniew Czarnego Pana. Katharina syknęła, czując pieczenie na lewym przedramieniu. Zarzuciła na siebie swoją szatę i opuściła wieże.
— Panie. — Skłoniła się przed czerwonookim i stanęła niedaleko niego.
Tym razem była pierwszą, która odpowiedziała na wezwanie. Niedługo po niej do salonu wkroczyła Bellatriks.
— Wzywałeś, panie?
— Istotnie. Zamknij drzwi, Bellatriks — polecił.
Katharina obejrzała się za siebie.
"Tylko dwie osoby?" — zdziwiła się.
— Chciałem opowiedzieć wam o pewnym planie... Jednak, jako iż nie lubię się powtarzać, musimy zawołać tu jeszcze dwie osoby. — Spojrzał na Katharinę — Dracona i Narcyzę. Przyprowadź ich, Katharino.
— Tak, panie. — Kiwnęła głową i skierowała się do drugiego wyjścia z salonu, a następnie przystanęła na schodach.
Nie wiedziała gdzie znajdują się obecnie Malfoyowie, więc wysłała duży impuls skanujący pomieszczenie. Nie było ich w domu, ale wyczuła ich obecność w ogrodzie.
— Draco, miło cię widzieć — przywitała się z blondynem, który wpatrywał się w przechadzającego się pawia. — Czarny Pan cię wzywa. Ciebie i twoją matkę.
Chłopak odwrócił się i rzucił w jej stronę zaniepokojone spojrzenie.
— Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. — Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Zza żywopłotu wyłoniła się Narcyza.
— Narcyzo! Czarny Pan was wzywa. Chodźmy.
Pani Malfoy zacisnęła zęby i nieco zbladła, ale prócz tego nie okazała żadnych oznak słabości.
— Draco, Draco, Draco... — mruknął Voldemort, przechadzając się wokół stołu. Jego głos był łagodny, zupełnie niepasujący do tej stresującej sytuacji. — Mam dla ciebie pewne, bardzo istotne zadanie. — Zrobił chwilową pauzę, po czym podjął: — Widzisz, dyrektor Hogwartu — Albus Dumbledore — stał się ostatnimi czasy bardzo natrętny. Wadzi nam w wielu rzeczach... Trzeba się go pozbyć.
Katharina zamrugała gwałtownie i z całych sił postarała się, by jej szczęka nie opadła. Narcyza wstrzymała gwałtownie oddech. Tylko Bellatriks i sam Draco zdawali się nie wzruszeni.
"Czy on zwariował?!" — ryknęła jej podświadomość. "Robi to specjalnie! Przecież to jest niewykonalne!"
— To bardzo odpowiedzialne zadanie i szczerze sądzę, że jako syn Lucjusza, dasz sobie radę.
"Ten sarkazm mógłbyś odpuścić" — mruknęła ponuro w myślach.
— Tak, mój panie — odezwał się blondyn. Katharina musiała przyznać, że radził sobie z tym faktem doskonale. Jego twarz nie zdradzała nawet krztyny strachu czy niepewności. — Kiedy oczekujesz, panie, abym to uczynił?
— Och, Draco. Ojciec byłby z ciebie taki dumny — zaśmiał się lodowato. — Jak najszybciej, mój drogi, jak najszybciej! Do końca wakacji jednak oczekuje od ciebie jakiegokolwiek zarysu planu.
— Tak, panie. Nie zawiodę. — Ukłonił się.
Voldemort machnął ręką, dając znać, że mogą odejść. Katharina poczuła dziwny uścisk w żołądku.
— Jeszcze jedno. Tylko wybrani wiedzą o tym planie, więc zakazuję wam komukolwiek o nim mówić — ostrzegł, kiedy Draco położył rękę na klamce.
Katharina skinęła głową i wyszła z pomieszczenia.
— Draco. — Narcyza położyła dłoń na ramieniu chłopaka, ale ten odszedł. — Draco.
— Mamo, przestań.
— Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. — W oczach Narcyzy błysnęły łzy.
— Nie masz powodu, by mnie przepraszać. Nareszcie mogę coś zrobić, na coś się przydać.
— Draco, Czarny Pan chciał ukarać Lucjusza, nie dać zadanie dla ciebie! — warknęła cicho Katharina.
— Potrzebujesz pomocy, to bardzo niebezpieczna misja — zaszlochała Narcyza, gdy znaleźli się poza zasięgiem salonu.
— Dam sobie radę — zapewnił ją Draco, wyjątkowo pewnym tonem.
— Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co musisz zrobić? — Matka spojrzała mu prosto w oczy. Jej ręce zawędrowały na przód jego drogiej marynarki. — Musisz ZABIĆ, Draco. ZABIĆ.
— A więc o to chodzi, tak? — spytał, wyrywając się z jej uścisku. — Ty po prostu uważasz, że nie zdobyłbym się na coś takiego... Że nie mam wystarczająco dużo odwagi? — Wspiął się szybkim krokiem na schody i odszedł, zostawiając kobiety w przejściu.
— Chwila, chwila... Czy wy też dokładnie to widziałyście, czy ja mam coś nie tak z głową? — zapytała Katharina, robiąc minę jakby się nad czymś zastanawiała.
Narcyza nie odpowiedziała tylko rzuciła się w stronę drzwi wejściowych.
— Hej, Cyziu! — zawołała za nią Bellatriks i pobiegła jej śladem.
"Och, czyli jednak wszystko ze mną dobrze" — pomyślała Katharina, stojąc w miejscu. W południe tego samego dnia odbyło się spotkanie śmierciożerców.
— Panie, udało mi się namierzyć Amelię Bones — oznajmił triumfalnie Yaxley. — Mieszka w mugolskiej dzielnicy, w pobliżu ministerstwa.
— Doskonale. Zajmiemy się tym dzisiaj. Katharino, czy twoja misja się powiodła?
— Panie, zniszczyłam most, Knot już jest bardzo bliski dymisji. Nasz świat huczy od protestów przeciw niemu. Wraz z Yaxleyem dowiedzieliśmy się, że Zakon obstawił mugolskiego premiera.
— Kto go pilnuje? — syknął Voldemort.
— Kingsley Shacklebot — odparł Yaxley niechętnie.
— Panie, jeżeli dzisiaj napadniemy na Amelię Bones, stawiam swoje życie na to, że — zastanowiła się chwilę — dokładnie pierwszego lipca na stanowisko ministra wejdzie Scrimgeour.
— Swoje życie, powiadasz? — Uśmiechnął się złowieszczo. — Zobaczymy.
Katharina była tak pewna siebie, że nie zrobiło to na niej jakiegokolwiek wrażenia.
— Greyback, Gibbon, Selwyn — odezwał się po chwili Czarny Pan — mam dla was zadanie. Florian Fortescue jak zapewne niektórzy z was wiedzą, prowadzi lodziarnie na Pokątnej, odpowiedzialna funkcja, prawda? — zaszydził, a przy stole rozległy się śmiechy. — Oprócz tego jakże fascynującego zajęcia, Florian ma wspaniały widok na Pokątnej. Chciałbym, aby był naszą wtyką. Dowiedzielibyśmy się chociażby kiedy Pokątną odwiedzi Potter. Dałoby to nam bardzo dobre pole do manewrów — wytłumaczył. — Oprócz tego potrzebny będzie mi Ollivander. Jeżeli nie będzie chciał po dobroci... wiecie co robić.
Greyback obnażył swoje kły. Selwyn i Gibbon mruknęli:"Tak, panie".
— Doskonale. Zatem zaczynajcie. — Wskazał ruchem ręki drzwi, a trójka pospiesznie opuściła pomieszczenie. — Bellatriks, Katharino, Yaxley, Goyle, my zajmiemy się Amelią.
— MY, panie? — Bellatriks wpatrzyła się z pasją we wstającego wężogłowego.
— Tak, Bello. My.
Katharina była zaskoczona, ale nie zadała żadnego pytania. Po opuszczeniu budynku Yaxley wytłumaczył jej dokładnie miejsce, gdzie mają się przenieść, a ona najzwyczajniej w świecie ich tam aportowała. Cała piątka pojawiła się w cuchnącej śmieciami alejce, oddalonej parę metrów od ulicy. Wlepili swe oczy w chodnik przed nimi, dokładnie analizując otoczenie, po czym równocześnie zarzucili na głowy głębokie kaptury.
— Nie bójcie się usuwać świadków. Powiedziałbym, że jest to nawet wskazane — syknął Voldemort.
Wargi Bellatriks rozciągnęły się w szatańskim uśmiechu. Grupka śmierciożerców ruszyła naprzód , osłaniając z każdej strony swego pana. Katharina wraz z Bellą stąpały na czele, rozglądając się bacznie. Ich buty stukały cicho o brukowany chodnik.
— Hej ślicznotki — rozległ się dziwnie ochrypły głos za ich plecami, kiedy minęły jedną z ciemnych i ciasnych uliczek, oddzielając się nieco od grupy. — Gdzie się wybieracie? — zapytał gruby, zarośnięty mężczyzna, wyłaniający się z cienia.
— No właśnie, gdzie? — Drugi mugol stanął obok swojego towarzysza, błądząc mętnym wzrokiem po sylwetkach śmierciożerców.
Bellatriks i Katharina wymieniły ze sobą znaczące spojrzenia. Skinęły głowami, odłączyły się od grupy, która teraz uważnie je obserwowała, po czym podeszły uwodzicielskim krokiem do dwójki mężczyzn. Bellatriks odrzuciła swoje loki do tyłu, odsłaniając nieco większą część wyeksponowanego dekoltu, zaś Katharina zarzuciła swoją grzywkę na drugą stronę i zmierzwiła ją swoimi palcami. Zrzuciła kaptur na plecy, podobnie jak zrobiła to Bellatriks. Starsza kobieta okrążyła wynędzniałego bruneta, a Katharina położyła swoją dłoń na piersi grubszego mężczyzny.
— Pokazać ci coś? — spytała, szepcząc do jego ucha.
Śmierciożercy poruszyli się z wyraźną niecierpliwością, tylko Voldemort uśmiechał się lekko, zupełnie jakby przeczuwał co za chwilę nastąpi. Katharina odgarnęła poły swojego płaszcza i dyskretnie sięgnęła po nabitą kuszę. Pijak oblizał się obleśnie. Bellatriks przystanęła u boku drugiego i objęła jego szyję ramieniem.
— Och, zobacz! — Ślizgonka pokazała losowy punkt na niebie, po czym przystawiła kuszę pod jego brodę.
— Co? — Zachwiał się i spojrzał z powrotem na nią.
— Gówienko! — zawołała, naciskając spust.
Bełt z kuszy wbił się z łatwością w dolną część podbródka, druzgocąc jego czaszkę. W tym samym momencie Bellatriks skręciła drugiemu mugolowi kark. Obie spojrzały na siebie i roześmiały się szaleńczo.
— Mor... Hahaha! MORSMORDRE! — krzyknęła Bellatriks, celując w niebo.
Z jej różdżki wytrysnął strumień zielonego światła, który z sekundy na sekundę stawał się coraz to większy, aż w końcu osiągnął gigantyczne rozmiary, zawisł w chmurach i uformował się w pięknie zielony, Mroczny Znak.
— Ahaaa! Więc tak się to robi. — Katharina wpatrzyła się w niebo z otwartymi ustami.
— Piękny występ, dziewczęta, ale nie zapominajcie że mamy coś do zrobienia — mruknął Voldemort, wyraźnie zadowolony. — A teraz już nie ma mowy o dyskrecji.
— Bello, Bello! — szepnęła Katharina. Bellatriks spojrzała na nią z mniejszą niechęcią niż zazwyczaj. — Popatrz! — Wskazała na zmasakrowaną twarz mugola.
— O co chodzi? — spytała, patrząc to na nią, to na martwe ciało.
— Nie uważasz, że taki jest przystojniejszy? — zaśmiała się histerycznie, podpierając się o starszą kobietę, która obecnie zwijała się ze śmiechu.
Voldemort parsknął i przywołał je ruchem ręki do siebie.
— O nieee! — krzyknęła Katharina, a Yaxley spojrzał na nią pytająco, kiedy obok niego przechodziła. Sięgnęła ręką po bełt i nabiła kuszę. — Właśnie wpadłam w pewien stan, z którego ni cholery nie potrafię wyjść...
— Jaki stan? — spytała zaciekawiona Bellatriks. Jej oczy błysnęły szaleńczo.
— W stan całkowitego braku kontroli nad swoimi działaniami — wytłumaczyła, uśmiech nie spełzał z jej twarzy. Odwróciła się w stronę Voldemorta i zapytała tonem, jakby prosiła swojego tatę o kupno smakołyku: — Możemy, panie?
Czarny Pan skinął głową i odrzucił swój kaptur. Katharina rzuciła się w stronę jadącego naprzeciw samochodu, z Bellatriks u swego boku. Wbiegła po masce, wycelowała i strzeliła w czoło kierowcy. Bełt przebił szybę samochodową i wbił się z impetem w obrany cel.
— Nie, no — mruknęła Katharina, stojąc na szczycie samochodu. — Bello, wiesz kto tam siedzi?
— Zgadnę... Pierwszy ludzki jednorożec?!
— Dokładnie — wykrzyknęła Katharina i niemal spadła z samochodu.
Lestrange zaczęła radośnie kicać, przeskakując z nogi na nogę; nuciła przez jakiś czas wesołą melodyjkę, po czym stanęła i wbiła wzrok w Yaxleya, który teraz nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Gdzie jest ta Srones?
— Już niedaleko — parsknął. — Dokładnie tam. — Wskazał na trzeci z kolei budynek.
Bellatriks wykrzyknęła coś w stylu:"Ojej!" i popędziła w tamtą stronę. Dopadła drzwi, szarpnęła je, wpadła do środka, a chwilę później leżała z powrotem na środku drogi. Katharina podbiegła do niej, lecz obecnie Bellatriks była wściekła. Zdmuchnęła z twarzy swoje włosy i już miała ponawiać próbę natarcia, gdy Voldemort zaszedł jej drogę.
— Zajmę się tym, Bello.
— Och tak, tak. Dobrze, mój panie. — Skłoniła się nisko i z braku lepszego zajęcia wysadziła w powietrze ścianę któregoś budynku.
— Wiesz, chyba jednak jestem bardziej opanowana od ciebie — mruknęła Katharina, stojąc spokojnie obok brunetki, która teraz chichotała.
— Czy oni naprawdę muszą mieszkać na takich odludnych ulicach? Zabawy nie ma! — zawołała oburzona Bellatriks, kopiąc jakieś pudło stojące przy krawężniku.
Z piętra domu rozległ się krzyk, a w następnej sekundzie okropny dźwięk, przypominający odgłos strumyczka wody, uderzającego o mur. Zaraz po nim coś upadło na ziemie. Katharina stała wpatrzona w okno na piętrze, z którego dochodziły te makabryczne dźwięki, podczas gdy cała reszta śmierciożerców starała się znaleźć sobie zajęcie: Yaxley bawił się różdżką, patrząc na Katharinę; Goyle schylał się nad martwym już ciałem mugola, jego knykcie były zaczerwienione; Bellatriks opuściła różdżkę i zaklaskała, widząc jak Czarny Pan pojawia się w oknie.
— Wracamy! — oznajmił, zmieniając się w obłoczek czarnego dymu.

Pośród ŚmierciożercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz