Rozdział 2

1.3K 115 22
                                    

Pot spływał po moim czole. Za nim dojadę do szkoły pewnie będę mokry jak szczur. Spojrzałem na ekran swojego telefonu... jeszcze dwadzieścia kilometrów.

Dlaczego mój ojciec musiał wyprowadzić się na drugi koniec Londynu?! Do tego jeszcze na obrzeża!! Nie mógł zostać w starym domu?! Nie... lepiej było go sprzedać i zabrać mi wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Moje całe życie zostało sprzedane z tym niewielkim domkiem. To były czasy, kiedy mama była jeszcze przy nas... a ojciec nie przekładał pieniędzy nad rodzinę.

Poprawiłem swoje okulary i zatrzymałem się na światłach. Wyprostowałem swoje pochylone ciało. Jazda rowerem to było to co powinienem robić codziennie, przynajmniej miałem gdzie ulokować swoją złość. Przesunąłem ramiączko plecaka, które obecnie piłowało mnie trochę w szyję. Chyba pora kupić nowy plecak.

Całe napięcie z ostatnich dni, zaczęło powoli ze mnie uchodzić. Czułem się jak w jakimś filmie. Najpierw ukradziono mi auto, wyśmiano na komisariacie, a dziś mój ukochany ojciec po prostu to wszystko zbagatelizował. Kradzież auta obeszła go tak jak stłuczony kubek. Stwierdził, że to tylko auto i zawsze możemy kupić nowe. Był przecież ubezpieczony i kasa się zwróci.

Miałem go ochotę uderzyć. Czy on nie mógł znacząc zachowywać się jak normalny ojciec i nawrzeszczeć na mnie. Pozwoliłem przecież ukraść sobie auto!

Od samego początku wiedziałem, że powinienem jeździć rowerem, a nie tak drogim autem. Nie powinienem był się zgadzać na takie drogie prezenty.

Ojciec oczywiście obraził się, gdy odmówiłem przyjęcia nowego auta. Był wielce zbulwersowany moją odmową. Chciałem go udobruchać i zaproponowałem aby kupił mi nowy rower zamiast kolejnego samochodu. Wtedy to dopiero zaczęło się piekło.

Syn Desmond'a Styles'a nie będzie jeździł przecież rowerem.

Wyszedłem w połowie jego krzyków, co wkurzyło go jeszcze bardziej. Pewnie wydziedziczy mnie, miałem to jednak w dupie.

Nacisnąłem mocniej na pedały i ruszyłem ze świateł. Kochałem jazdę na rowerze. Sport to jednak zdrowie.

Zatrzymałem się na kolejnych światłach. Tuż obok mnie stanął czarny Land Rover. Na miejscu pasażera siedział blond chłopak. Szczerzył się jak głupi do sera.

Niall Horan, postrach szkoły. Nie wiem dlaczego wszyscy się go bali, przecież to kurdupel, który ledwo odrósł od ziemi. Choć ponoć jego ojcem jest jakąś gruba ryba, ale żyłem pośród takich i jakoś nie robiło to na mnie żadnego wrażenia.

Chłopak otworzył okno i chyba chciał coś powiedzieć, ale akurat zmieniły się światła i ruszyłem. Skręciłem w stronę parku, co skróciło moją podróż do szkoły o całe dziesięć minut.

Pod uczelnią ustawiłem swój rower w odpowiednim miejscu, uprzednio go zabezpieczając przed kradzieżą.

Ściągnąłem kask i rękawiczki. Wbiegłem do szkoły. Zatrzymałem się przy szafkach. Wcisnąłem wszystko co miałem w ręku do swojej. Wziąłem tylko notatnik i książkę.

Proszę państwa... Literatura wzywa.

Zajęcia jakoś minęły... Dało się to przeżyć. No dopóki nie pojawił się Stan i nie chciał za wszelką cenę umówić się ze mną na randkę.

Miałem go dość. Ileż to można odmawiać?! Nie byłem zainteresowany randkami. Od mojego ostatniego związku minął rok i to jeszcze było za mało. Za każdym razem gdy ktoś chciał mnie gdzieś zaprosić, od razu miałem dziwne przeczucie, że ta osoba tylko chce dostać się do mojego ojca i jego kasy.

Zbyłem go już kolejny raz i ruszyłem do swojego roweru. Po drodze dostałem wiadomość, że książki, które zamówiłem są już do odbioru. Trochę nie było mi na rękę, bo musiałem nadłożyć drogi, ale trudno.

Pod księgarnią wstawiłem się cały zalany potem. Upał dał o sobie właśnie nieźle znać. Wszedłem do środka i przywitał mnie przyjemny zapach książek. Cała złość minęła. Mógłbym tu zamieszkać.

-Harry... -starsza kobieta przywitała mi z uśmiechem na twarzy. Megan prowadziła małą księgarnię odkąd pamiętam. Mama pierwszy raz mnie tu przyprowadziła. Nigdy tego nie żałowałem.

-Megan, jak miło cię widzieć -przytuliłem kobietę i przez chwilę poczułem się jak w domu.

-dziś rano przyszły książki -rzuciła jak tylko się od niej oderwałem.

-tak, już. -wyciągam portfel z plecaka. Wiem, że teraz wydam prawie wszystkie oszczędności, ale trudno. Mógłbym użyć karty od ojca, ale nie... miałem być samodzielny. Jakoś przeżyje te kilka dni. W przyszłym tygodniu powinienem dostać pieniądze za pracę w kawiarni.

No właśnie kawiarnia, to pod nią jakiś dupek zapieprzył mi auto.

W powrotną drogę ciągle towarzyszył mi obraz niebieskich jak niebo i zimnych jak lód oczu. Nigdy go nie zapomnę. Zawsze i wszędzie go rozpoznam.

Nie wiem dlaczego... ale na samą myśl o nim robiło mi się gorąco.

Zatrzymałem się pod domem i wprowadziłem rower do środka. Zostawiłem go w przedpokoju. W salonie na kanapie siedział Liam i Thomas. Jeszcze mi tego tu brakowało. Kolejny do kolekcji: Umów się ze mną.

Jak tylko chłopak mnie zobaczył wstał. Przewróciłem oczami.

-jak tam, Hazz? -Liam odwraca się w moją stronę -jak tam Des?

-weź mnie nie wkurwiaj -rzuciłem wkurzony. Na sama myśl o ojcu, zalała mnie krew. -mojemu ojcu kasa wyżarła mózg...

Minąłem chłopaków i wszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie kanapkę. Nie byłem zbyt głodny, ale czekała mnie jeszcze praca. Musiałem mieć siły. Otworzyłem lodówkę i wziąłem z niej wodę. Do tej pory nie odczuwałem pragnienia, ale gdy moje oczy zobaczyły butelkę, poczułem Saharę w ustach.

Za jednym zamachem opróżniłem całą butelkę. Wziąłem kanapkę i wróciłem do salonu. Panowie dalej siedzieli i wpatrywali się w telewizor. Normalny obrazek, gdy Liam ma wolny dzień od zajęć.

-jak ojciec? -Liam ponownie pyta.

-wyobrażasz sobie, że nawet się nie przejął! -oparłem się o ścianę -stwierdził, że to tylko auto -roześmiałem się. Oboje spojrzeli na mnie -jeszcze się obraził, kiedy odmówiłem przyjęcia kolejnego.

-ja bym brał -Tom wepchnął mi się w słowa. Zmierzyłem go wzrokiem, ale całkowicie olałem to co powiedział. Tom i Li pochodzili z zamożnych rodzin, ale NORMALNYCH! Ich rodzice uczyli swoje dzieci, że należy szanować pieniądze, bo one nie rosną na drzewach. Liam musiał pomagać ojcu przez całe wakacje w biurze, aby ten kupił mu auto. Tom miał jeszcze większy rygor. Dostawał tylko symboliczne kieszonkowe. Też bym tak chciał! Mój ojciec raz w miesiącu przesyła mi na konto różnej wielkości sumy. Tego nawet nie można było nazwać kieszonkowym! Płaciłem z tego tylko za studia i za niektóre rachunki. Jednak za każdym razem miałem wyrzuty sumienia.

-chciałbym mieć takiego ojca -mruknął Liam. Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi. Czy on oszalał?! Nikt by nie chciał mieć takiego ojca jak ja. To, że na pokaz jest doskonałym ojcem to nie znaczy, że jest nim na codzień. Weźmy na przykład dzisiejszy dzień. Musiałem wstać o czwartej rano, aby spotkać się z nim, bo mój kochany ojczulek znalazł dla mnie czas tylko o szóstej rano.

-zaproponowałem mu, aby mi kupił nowy rower skoro tak bardzo mu zależy. Wściekł się konkretnie. Nie wiem co jest z nim nie tak...

-co z nim jest nie tak?! -Liam podniósł się -co z tobą jest nie tak?! Zaproponowałeś swojemu ojcu, aby kupił ci rower zamiast samochodu... oszalałeś!

Zmarszczyłem czoło i przypatrywałem się Li. No dobra, to wszystko było dość śmieszne, ale ja was wszystkich proszę! Nie chciałem żadnego cholernego auta.

-idę do pracy... a raczej jadę rowerem, ale najpierw wezmę prysznic. -odwracam się do nich plecami i idę do swojego pokoju. Za nim docieram do niego słyszę krzyki Liam'a. Chce się upewnić czy doszły do mnie słowa jak bardzo głupi jestem.

Cholera... nie chciałem żadnej kasy od ojca! Nie chciałem stać się taki jak on. Nie chciałem, aby to wszystko zniszczyło mnie jak mamę. Nie mógłbym...

Mama... powinienem ją odwiedzić...

yet the reward is death(love) •Larry Stylinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz