(od au.: o matko, mamy 20 rozdział... nie wiem jakim cudem go napisałam. Ogólnie niedawno pisałam piąty rozdział, a mamy już dwudziesty. Małymi kroczkami zmierzamy ku końcowy... ech, a muszę się przyznać, że bardzo polubiłam postać Louis'a w tym opowiadaniu i będzie mi się trudno z nim rozstać. Chciałabym napisać dużo więcej od siebie, ale zrobię to dopiero na zakończenie. A teraz życzę miłego czytania, kochani :*)
Ciężkie uderzenia mojego serca wybudzają mnie ze snu. Nieprzyjemny impuls rozchodzi się po mojej głowie. Mam ochotę wyć jak wilk do księżyca. Matko, czy ja tak mocno wczoraj przesadziłem z alkoholem?!
Próbuję otworzyć oczy. Czuję jednak jakby na moich powiekach znajdowała się tona ołowiu. Chyba umarłem i trafiłem do piekła. Nic dobrego!
W ogóle gdzie ja jestem do jasnej cholery?! Pokój nie pachnie lawendą, a... czymś niezidentyfikowanym. Siadam gwałtownie, co prawie rozsadza mi głowę. Otwieram oczy i widzę nie znane mi miejsce. Pokój jest mały, z oknem zajmującym prawie całą ścianę. Na moje szczęście, zostało zasłonięte.
Łóżko zajmuje centralną część pomieszczenia. Pościel jest w samochodziki. Poważnie?! Samochodziki?! Gdzie ja się znalazłem?! W pokoju dziecięcym?!
Ogarnia mnie lekka panika. Zaczynam ostro oddychać przez nos. Ktoś mnie porwał! Matko! Ale to nie jest dziwne, że przetrzymuje w pokoju dziecka?! Chyba uderzyłem się konkretnie w głowę. Odbija mi. Pewnie zabalowałem i przespałem się z kimś. Czy Tomlinson i Malik mają w swoim domu, pokój dla dziecka?!
Wstaję z łóżka i podchodzę do jakiegoś krzesła, na którym leżą czyjeś ubrania. Cholera, gdzie są moje?! Nie mogę przecież wyjść w samych bokserkach!
Pocieram dłońmi twarz i biorę ubranie. Wciągam na tyłek jakieś dresy, które pasują na mnie na styk. Koszulka jest trochę opiera, ale lepsze to niż nic. Wkładam własne byty i muszę stwierdzić, że pierwszy raz spałem w skarpetkach.
Patrzę na drzwi i nagle dostaje olśnienia. Nie byłem w domu Tomlinson'a. Louis mnie zabrał z imprezy po tym jak pobił Nick'a. Boże, Nick. Ten skurwiel dosypał mi czegoś do alkoholu! Nic nie pamiętam od momentu, gdy wyszliśmy z willi. Co się działo przez te parę godzin?! Pustka!
Spanikowany wychodzę z pokoju. Staję na małym korytarzyku. Rozglądam się dookoła. Jedne z wielu drzwi są otwarte. Łazienka. Wchodzę do niej, aby sprawdzić jak wyglądam. Nie mam żadnych siniaków na twarzy, plus.
Wychodzę z pomieszczenia i otwieram drzwi po kolei, aby znaleźć te wyjściowe. Trzy sypialnie, kuchnia i łazienka.
Ostatnie drzwi, wyjście. Przystaję jednak, gdy okazuje się, że jestem w jakimś magazynie. Przełknąłem ślinę. Delikatnie stąpając po ziemi ruszyłem przed siebie. Stało tu wiele samochodów. Rozpoznałem jeden z nich. Auto Tomlinson'a. Byliśmy więc u niego.
Potknąłem się o coś i wylądowałem twarzą na podłodze. Kiedy się podnosiłem zauważyłem, że ktoś przede mną stoi. Białe trampki z czarnymi plamami. Zielono-czarne rurki, fioletowa flanelowa koszula. Przenikliwy wzrok.
-co tu robisz?! -jego krzyk dudni mi w uszach -jeśli chciałeś coś ukraść, to ci się nie uda!
-ej, spokojnie -podnoszę się i równam się z nim wzrokiem. -też bym chciał wiedzieć gdzie jestem. -prycham, bo hello, gdzie ja jestem?! -możesz mi powiedzieć co tu robię i jak się tu znalazłem?
-to raczej ty powinieneś mi to powiedzieć, koleś. Jesteś w garażu Malik'a i nie powinno cię tu być -jego wzrok przyprawia mnie o ciarki. Co ja takiego zrobiłem?! No cholera, nie prosiłem się o znalezienie się tu. A może... włamałem się tu! O nie, nie...
CZYTASZ
yet the reward is death(love) •Larry Stylinson✔
FanficKiedy karty są w grze, nieważne jest nawet życie. Harry jest na ostatnim roku studiów architektury krajobrazu. Zazwyczaj stroni od ludzi, ma tylko jednego przyjaciela. Przestępstwa są mu tak obce jak oliwki, których nie znosi. Pewnego cichego w...