Rozdział 3

1.2K 99 19
                                    

Jeśli po imprezie można obudzić się z kacem moralnym a nie alkoholowym, to ja się na pewno z takim obudziłem. Przeciągnąłem się próbując jakoś ogarnąć się z sytuacją. W chuja pomogło.

Moją głowę znowu zalał obraz palącego się audi. Nigdy tak nie miałem, więc co się ze mną działo?! Cholera! Przecież minął już tydzień od tego momentu, a ja miałem wrażenie jakby to było wczoraj. Siedem dni minęło od momentu, gdy zwinąłem auto temu dzieciakowi, więc dlaczego to wszystko we mnie siedziało?!

Ogarnij dupę, Tommo...

Zginam się w pół, gdy nagle coś małego i ciężkiego ląduje na moich jajach. Ja pierdole...

-wujek, TomTo... -patrzę na Milen i mam ochotę zabić najpierw Malika, a później Don.

Kto do cholery jasnej wpuścił tego potwora do mojej sypialni?!

-Mili... idź sobie, tak? -pięciolatka patrzy na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Ja pierdole, czemu to dziecko tak na mnie patrzy?

-a pobawisz się ze mną -dziecko zaczyna po mnie skakać. Mam wrażenie, że wszystkie moje flaki zaraz wyjdą na wierzch.

-idź do Zayn'a -chcę zrzucić Milen z siebie, ale nie daję rady. Ten mały potwór oplótł się w okół mnie tak, że mogła uchodzić za moją drugą skórę.

-nie. Wujek Zu, nie umie grać na pianinku.

Przewróciłem oczami. Wiedziałem, że aby pozbyć się tego natrętnego dziecka, to muszę jej obiecać, że się z nią będę bawił. Dlaczego to do mnie te potwory tak lgnęły?!

Ostatecznie zgodziłem się na zagranie dziewczynce kilku utworów do których będzie mogła zaśpiewać.

Zakryłem głowę kołdrą jak tylko Mili opuściła mój pokój. Muszę pamiętać, aby zamykać się na klucz. Wizyty Don i Milen zrobiły się ostatnio bardzo częste.

Wyciągnąłem telefon spod poduszki i spojrzałem na godzinę.

DZIESIĄTA!! Czy oni poszaleli?! Miałem zamiar dziś spać do dwunastej!

Musiałem się przecież wyspać na kolejny wyścig. Oczyścić myśli, a nie być budzonym przez jakiegoś posmarkanego bachora!

Oczywiście już nie usnę... ja pierdole!

Zrzuciłem z siebie pościel. Nałożyłem na tyłek dresy i ruszyłem w stronę kuchni, aby zrobić porządek z towarzystwem.

W kuchni przywitał mnie szeroki uśmiech Don i niespecjalnie zadowolony Zu. No czyli było nas dwoje. Czyli oszczędzę mojego ukochanego 'braciszka'.

-zginiesz kiedyś -rzuciłem w stronę Don, która w ogóle nie przejęła się tym co mówię. Z uśmiechem popijała kawę. Chyba naprawdę powinienem ją zabić. Irytowała mnie jak nikt inny. Miała szczęście, że była siostrą Zayn'a, inaczej już by leżała trupem, a ja miałbym spokój.

-miło cię widzieć -mówi spokojnie.

-cokolwiek...

Olewam rodzinną sielankę i robię dla siebie śniadanie. Porze sobie jakieś ziółka na uspokojenie i robię kanapkę z dżemem. Trzeba sobie jakoś osłodzić pierdolony początek dnia.

Milusio.

Dokładnie o dziewiątej wieczorem melduję się w hangarze, aby odebrać swojego starego złomka. BMW m3 widziało już lepsze czasy, a rok jego produkcji dawał dużo do myślenia (w sensie... zmień auto), ale to było niezawodne auto. Stare, ale jare. Nikt jeszcze ze mną nie wygrał.

Otworzyłem drzwi od garaży i uśmiechnąłem się szeroko, gdy zobaczyłem moje żółte cacko.

Zacisnąłem usta, gdy zobaczyłem Ashton'a opierającego się o moją niunię. Miałem ochotę przestrzelić mu mózg, ale powstrzymywało mnie to, że chłopak reperował i dbał o moje auta. Nikt inny nie zrobiłbym tego lepiej od niego.

yet the reward is death(love) •Larry Stylinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz