Rozdział II - Dzień 1

327 10 0
                                    

Takeshi przez cały dzień zachodził w głowę, jak wykonać wymyślone zadanie. Niestety, nie zdołał ułożyć żadnej strategii. Udało mu się za to przypomnieć sobie szyderczy uśmieszek na twarzy Isumo, kiedy z jego ust wypłynęła treść próby.

- Gnojek... - powiedział w przestrzeń, nadal mając przed oczami twarz kumpla.

W pewnym momencie przyszło mu na myśl pierwsze rozwiązanie, które zaproponował Isumo: „...podasz mu coś i zaciągniesz do domu..."...nie! Nie mógł zrobić czegoś takiego. Dodatkowo musiał dostarczyć pięć nagich zdjęć Kohei'a. Z początku pomyślał o zdjęciach z okna, ale szybko porzucił ten pomysł. Isumo był specem komputerowym, a w programach graficznych potrafił tworzyć prawdziwe cuda. Od razu zauważyłby, że zdjęcia zrobione były z daleka. O fotomontażu też nie było mowy.

- Szlag...Gdyby to była dziewczyna, poszłoby jak z płatka – głośno myślał. – Chyba nie pozostaje mi nic innego, niż uciec się do starych metod, opierających się na urodzie i uroku... - wymamrotał niezbyt zachwycony tym pomysłem. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Miał ochotę się rozerwać. Wypad na miasto z kumplami obecnie nie wchodził w grę. Pomyślał o Mei, ale po chwili przypomniał sobie, że zerwała z nim przez ostatni zakład...W sumie cieszył się z tego powodu. Mei była piękna, słodka i szalenie pożądana, ale też zaborcza i podejrzliwa, a czasami bardzo dziecinna. Męczył go związek, w którym przez większość czasu musiał przepraszać za niedorzeczności lub czuł się jak podczas przesłuchania. Od dawna chciał go zakończyć, ale nie mógł się jej oprzeć. Zawsze mówił sobie „Jeszcze trochę...Mogę się nią pobawić jeszcze jakiś czas...". Właśnie. Każda dziewczyna, z którą się spotykał była dla niego niczym więcej niż zabawką. Właściwie, to nie rozumiał ich. Im bardziej je ignorował, tym bardziej one się starały. Robiły mu wyrzuty, kiedy je zbywał, żeby kilka sekund później go przepraszać. Mimo że były traktowane jak zużyte chusteczki, ciągle do niego wracały. To on ustalał zasady i to on mógł je zmieniać kiedy chciał. Był królem. Nie tylko w zakładach.

Do końca dnia nie zdołał wymyślić niczego, co pozwoliłoby mu szybko i skutecznie wykonać zadanie, a tym samym - wygrać. Cały czas leżał na łóżku i gapiąc się bezmyślnie w sufit, obmyślał coraz to nowsze plany działania, które tak czy siak lądowały w koszu. Nie zauważył nawet kiedy jego powieki opadły na oczy. Obudził się godzinę wcześniej niż zwykle, ale nie miał ochoty zostać dłużej pod kołdrą. Nie miał także ochoty iść do szkoły. Westchnął i zaczął się ubierać.

- Zabiję tego zarozumiałego, czterookiego kutasa, kiedy już wygram... – mamrotał pod nosem, zakładając buty. - Wychodzę! – rzucił od niechcenia w stronę pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Lekcje mijały niesamowicie wolno. W czasie przerwy na lunch, Takeshi poszedł w to samo miejsce, co zwykle, żeby spotkać się z przyjaciółmi. Na wstępie przywitał go szyderczy uśmieszek Isumo.

- Jak ci idzie? Nawet do niego nie podszedłeś, mam rację? - zapytał.

- To dopiero pierwszy dzień. Mam mnóstwo czasu – odparł ze stoickim spokojem. W tej samej chwili zauważył Kohei'a, zbliżającego się do miejsca, w którym widział go ostatnio. Takeshi westchnął ciężko i zmotywował się, żeby podejść do chłopaka. Idąc w jego stronę, odwrócił się na chwilę, napotykając jakby przepraszający wzrok Kazukiego. - Th! W ogóle mi nie pomagasz! - pomyślał ze złością, ale szybko się uspokoił. - No dobra. Czas zacząć działać. Spokojnie...To tylko rozmowa – mówił do siebie uspokajająco.

- Cześć – odezwał się do chłopaka, który nawet nie podniósł wzroku znad lektury. Nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, Kohei z wzrokiem nadal utkwionym w książkę, wyrzucił z siebie jednym tchem:

Założymy się? *YAOI*Where stories live. Discover now