Rozdział VII - Dzień 7

281 9 3
                                    


Takeshi zwlókł się z łóżka i podszedł do biurka. Zegarek wskazywał już 11:28. Nic dziwnego, że spał tak długo, skoro nie mógł zasnąć przez całą noc. Właściwie obudził się prawie godzinę temu, ale nie miał ochoty wstawać. Na nic nie miał ochoty. Poszedł do kuchni i zjadł szybkie śniadanie. Szybciej... Szybciej... Byle stąd wyjść, zanim matka go zobaczy.

- Wybierasz się dokądś? – nie udało się...

- Wychodzę na miasto z przyjaciółmi – wymyślił na poczekaniu.

- Szkoda... Miałam nadzieję, że może dziś... - zaczęła, ale widząc zupełny brak zainteresowania z jego strony urwała w połowie zdania. – Nieważne. Baw się dobrze.

- Taki mam zamiar. Wrócę późno, więc nie czekaj na mnie z obiadem – powiedział chłodno. Jakoś nadal nie mógł przemóc się, żeby przebić ten mur, który zbudował, żeby się od niej odgrodzić. – Wychodzę – oznajmił i wyszedł, nie czekając na odpowiedź. Zerknął na matkę przez ramię, kiedy zamykał drzwi. Stała na środku korytarza i obejmowała swoje lewe ramię, patrząc w podłogę. Chłopak zawahał się przez chwilę. Jej też musiało być ciężko... Miał ochotę do niej podejść i za wszystko przeprosić, ale drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem, oddzielając go od widoku rodzicielki. Stał przed wejściem jeszcze przez chwilę, zaciskając pięści, aż rozbolały go kostki. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie mógł jeszcze to wszystko zmienić...

Szedł ulicą, nie wiedząc właściwie dokąd zmierza. Po prostu maszerował przed siebie. Z nikim nie był umówiony, więc nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Musiał wszystko przemyśleć w spokoju. Skręcił w stronę parku i usiadł na pierwszej wolnej ławce, jaką zobaczył. Przyglądał się drzewom, ludziom, którzy go mijali, aż w końcu, przez natłok myśli, przestał zauważać, co się dzieje wokół niego. Siedział z rękoma w kieszeniach i rozmyślał.

Najpierw o tym, ile ma pieniędzy przy sobie i czy na pewno starczy mu na coś do jedzenia. Później o pogodzie, szkole, kumplach, a w końcu o zakładzie i Kohei'u. Jak w ogóle do tego doszło? Był niewyobrażalnym kretynem, że zgodził się na coś tak głupiego. Z drugiej strony, gdyby nie Isumo, pewnie nigdy nie zacząłby rozmawiać z Koheim. Zastanawiał się, czy jeśli zagadałby do niego bez inwencji Isumo, sprawy potoczyłyby się tak jak teraz. Lubił dziewczyny, zanim zaczął przyjaźnić się z Kohei'm... Nie, zaraz! Nie może myśleć w ten sposób! Czy to nie to samo, jak gdyby powiedział, że interesuje się nim w inny sposób, niż jako przyjacielem...? Nie, nie. Przecież wcale tak nie jest! A może zwyczajnie boi się do tego przyznać? Bądź co bądź, przerażała go sytuacja, w której się znalazł, choć nie musiał zbyt długo nad tym myśleć, żeby stwierdzić, że więź, która łączyła go z Kohei'm jest w pewien sposób wyjątkowa. To było coś nowego. Nawet Mai nie budziła w nim takich uczuć. Ale Kohei jest chłopakiem... Ugh! Czemu to takie skomplikowane?!

Westchnął sfrustrowany i oparł łokcie na kolanach, chowając głowę w dłoniach. W tym samym momencie usłyszał dźwięk odebranej wiadomości na telefonie. Spojrzał na wyświetlacz. Kohei. Uśmiechnął się mimowolnie do ekranu i przeczytał tekst.

„Impreza zakończona sukcesem. Kotomi była zachwycona tortem (^_^)". Takeshi trzymał w rękach komórkę i zastanawiał się czy odpisać. Właściwie powinni wyjaśnić sobie wszystko, co zaszło między nimi do tej pory. W końcu przesunął palcami po klawiszach i wysłał odpowiedź. Wstał z ławki i poszedł w kierunku starej kapliczki, gdzie postanowił spotkać się z Koheim. Dotarł tam trochę spóźniony, ale chłopaka wciąż nie było. Dziwne... Ruiny kaplicy znajdowała się kilka minut marszu od domu Koheia, więc powinien był dotrzeć tu przed nim. Sądząc po jego wiadomości zwrotnej, był w domu. Takeshi wyjął telefon i wybrał numer chłopaka. Ku swojemu zdziwieniu, kilka metrów dalej usłyszał komórkę Kohei'a, ale ten nie odbierał. Po chwili melodia ucichła. Takeshi podszedł powoli do fragmentu ściany kaplicy. Jakiś metr dalej, naprzeciwko niego stała druga ściana, rzucająca ponury cień na pozostałą część budowli, z którą tworzyła długi, wąski korytarz.

Założymy się? *YAOI*Where stories live. Discover now