- Więc spędziłeś z nim kilka godzin? Na dachu? - głos Gwen podniósł się o oktawę, a Merlin ją uciszył, robiąc mechanicznie kolejną kawę dla klienta równie zaspanego co on.
- Tak. - odparł przyjaciółce. - Ale nie rozumiem czemu cię tak ekscytuje.
- Merlin! To jest dziedzic fortuny Pendragonów! Jego ojciec praktycznie posiada to miasto! - pisnęła Gwen, podając kawę klientce w zielonym sweterku. Merlin uśmiechnął się do chłopaka stojącego za nią i podał mu kawę. Rzadko brał poranne zmiany, ale w tym tygodniu nie miał wyboru, bo po południu był zmuszony „oprowadzić" swojego niezwykłego kuzyna, cud nad cudami i przyszłość tego narodu po mieście. Co pewnie sprowadzi się do zwiedzania każdego klubu, baru czy pubu po kolei i podrywania niezliczonej ilości kobiet, które nawet Merlina nie interesowały.
- Ja o tym wiem, Gwen. Ale to nie czyni go lepszym człowiekiem.
Gwen westchnęła.
- Ty nic nie rozumiesz. On tu przychodzi co rano, bierze karmelowe latte z wiórkami czekoladowymi, a wygląda przy tym świetnie. Nie to co my, śmiertelnicy. - zaśmiała się, poprawiając włosy i przeglądając się w ekspresie do kawy, który brzęczał, szykując kolejne zamówienie. Merlin zaśmiał się przyjaźnie i pokręcił głową. Miała rację, nie rozumiał. Choć musiał przyznać, że Artur był przystojny. Wysoki, umięśniony, blond włosy i te niebieskie oczy... Niebieskie oczy, które właśnie się w niego wpatrywały.
- Pracujesz tutaj? - usłyszał znajomy głos, a po chwili Gwen wciągającą powietrze przez zęby. Spojrzał na klienta, którym oczywiście był nie kto inny, jak Artur Pendragon.
- Nie, po prostu postanowiłem ubrać się tak samo jak moja przyjaciółka. - odparł, a potem spojrzał na swoją pierś w udawanym szoku. - Ty, patrz, mam też plakietkę.
- Bardzo śmieszne. - mruknął Artur, ale jego oczy się śmiały. Merlin wyszczerzył zęby.
- Co podać?
- To co zawsze.
- Stary, nie jesteś bogiem, skąd mam wiedzieć co zamawiasz. - prychnął, choć doskonale znał odpowiedź.
- Nie bądź wredny. Karmelowe latte z wiórkami czekoladowymi. - Artur wywrócił oczami. - Tylko to zapamiętaj.
Merlin prychnął, odwracając się do automatu i przygotowując zamówienie.
- Pijesz to codziennie? - spytał.
- Tak. - odparł Artur od niechcenia, przyglądając się jak maszyna napełnia jego kubek.
- I nie nudzi ci się? To cholerstwo jest strasznie słodkie.
- Jak widać nie.
Merlin zaśmiał się widząc minę Artura.
- Wyluzuj, to tylko kawa. - powiedział, podając mu zamówienie. - Może jutro weźmiesz coś innego? - spytał, przechylając się przez blat. W tej chwili nie mieli więcej klientów, więc mógł sobie na to pozwolić.
- Nie, ta jest moja ulubiona.
- Namyśl się. Prześpij się z tym. Obiecuję ci, że jeśli powiesz jutro, że chcesz jakiejś odmiany, to zrobię ci najlepszą kawę jaką w życiu piłeś.
Artur zaśmiał się, upijając łyk latte. Westchnął i spojrzał na Merlina.
- Nie dodałeś wiórek czekoladowych. Naprawdę, jeśli wszystko robisz tak jak kawę...
- Nie wszystko. - odparł natychmiast Merlin, unosząc jeden kącik ust. Usłyszał jak Gwen za jego plecami zakrztusiła się powietrzem, ale ją zignorował. Artur zamrugał, a potem wciągnął powietrze przez nos.
- Mniejsza z tym. - powiedział. - Muszę lecieć do pracy. Zobaczymy się jutro rano i przysięgam, że wezmę tę samą kawę co zawsze.
Merlin zaśmiał się i pożegnał. Potem odwrócił się do Gwen, która prawie tańczyła z podekscytowania.
- Co? - spytał unosząc brew.
- Flirtowałeś z nim! - pisnęła dziewczyna, odwracając się do ekspresu i robiąc sobie kawę.
- Nie prawda. - prychnął Merlin. Tak dla zasady, bo flirtował i to bardzo.
Hejo :) Zarówno na AO3, jak i na Wattpadzie, pojawiły się pierwsze komentarze do Pro Bono, dlatego postanowiłam dodać koleją część! Mam nadzieję, że się podoba i że wybaczycie mi tak niewielką ilość słów, przysięgam, że później będzie ich więcej :D
CZYTASZ
Pro Bono
FanfictionArthur nie pamięta poprzednich wcieleń. Merlin sobie je przypomina i wie, że musi przypomnieć je też przyjacielowi. I wie, że historia musi się rozegrać tak samo jak poprzednim razem. Nie wolno mu nic zmieniać. Nawet jeśli jego serce pęka na pół, a...