Cholera jasna.
Tak brzmiały pierwsze słowa Merlina następnego ranka. W ustach miał sucho jak na pustyni, czuł jak jego własny oddech zabija wszystkie rośliny w pokoju, a na dodatek w głowie krasnale urządziły sobie kuźnię.
- Merlin? - jego mama weszła cicho do pokoju ze szklanką w jednej ręce i tabletkami w drugiej.
- Nigdy więcej nie piję. - wymamrotał chłopak, zanurzając głowę w poduszce. Usłyszał jak mama się z niego śmieje. Ona zawsze taka była. Ostrzegała go przed konsekwencjami, a kiedy jej nie słuchał nigdy nie krzyczała. Spokojnie czekała, aż sam wyciągnie wnioski i zrozumie lekcję.
- Pocieszę cię, że John wcale nie wygląda lepiej. Alice już zdążyła mi zrobić wykład o tym, jak cię wychowałam, skoro pozwoliłeś jej synkowi się upić.
Merlin podniósł głowę i odwrócił się, spoglądając na matkę.
- Właściwie to czemu oni tu siedzą? - spytał.
- Chcieli zwiedzić miasto i nie mieli się gdzie zatrzymać.
- Ciągle to powtarzasz... Ale ja czuję, że jest inaczej. - powiedział obojętnym głosem, popijając tabletkę wodą.
- Nie bądź taki mądry. - zaśmiała się kobieta.
- Mamo. Mam szósty zmysł pamiętasz? - zaśmiał się Merlin, pukając palcem w skroń. Matka tylko pokręciła głową z uśmiechem.
- A ja mam matczyny instynkt, którym mówi mi, że jak zaraz nie wstaniesz, to spóźnisz się do pracy.
Merlin spojrzał na zegarek i poderwał się z łóżka. Opanował zawroty głowy, wypił resztę wody i zaczął szukać koszulki wśród sterty ubrań.
- Posprzątałbyś tu. - powiedziała kobieta, idąc w stronę drzwi.
- A po co? I tak nikt do mnie nie przychodzi. Z wyjątkiem Gwen, a ona jest przyzwyczajona.
Kobieta westchnęła i wyszła z pokoju. Merlin przebrał się i ruszył do łazienki. W pośpiechu umył zęby i złapał za torbę z koszulką z logiem kawiarni.
- Cześć mamo. - powiedział, całując kobietę w policzek i prawie wybiegając z domu. W kiosku po drodze kupił butelkę wody, a potem poszedł w stronę kawiarni. Głowa wciąż go bolała, a w ustach miał sucho, ale nie był to najgorszy kac w jego życiu. Czuł się na tyle znośnie, że dotarł do pracy na pięć minut przed otwarciem i mógł jeszcze szybko podleczyć się zaklęciem. Przebrał koszulkę na bordowo – granatowe polo i z uśmiechem stanął za ladą, obok Gwen.
- Nieciekawie wyglądasz. - powiedziała przyjaciółka, polerując ekspres, zanim zejdą się klienci.
- Ja i John mieliśmy wczoraj baromaroton. Z Arthurem. - odparł Merlin, pocierając twarz, z nadzieją, że doda to mu trochę kolorów. Gwen pisnęła radośnie nad jego uchem.
- I jak było? - spytała podekscytowana.
- John padł jak nieżywy, a ja i Arthur uprawialiśmy gorący seks u niego w mieszkaniu. - prychnął Merlin, przygotowując czekoladową mokkę dla ślicznej brunetki.
- Słucham?! - Gwen prawie rozlała mleko, spoglądając na przyjaciela z szeroko otwartymi oczami.
- Żartuję. Cały wieczór patrzyliśmy jak John próbuje wyrwać jakąś dziewczynę i obstawialiśmy, która będzie następna. - powiedział, odwracając się do klientki. - Trzy pięćdziesiąt.
Odebrał zapłatę i podniósł głowę na dźwięk otwieranych drzwi. Stal tam Arthur, wyglądając nie na dziedzica fortuny, a na zmęczonego, skacowanego pracownika biurowego. Co nie zmienia faktu, że garnitur od Armaniego leżał na nim świetnie.
- Nie czujemy się za dobrze, huh? - spytał Merlin, bez słowa podając mu butelkę wody. Czuł, że on tego potrzebuje.
- Żebyś wiedział. - mruknął Arthur, z wdzięcznością przyjmując napój. - Zrób mi coś mocnego.
- Nie karmelową latte? - Merlin uniósł brew, a Arthur się skrzywił.
- Jakim cudem możesz być taki wesoły? - jęknął – Czuję się jakby mi ktoś bludożerem po głowie jeździł.
- Już tak mam. - chłopak wzruszył ramionami, przygotowując Arthurowi kac kawę. Specjał ten nie figurował w menu, ale na specjalną prośbę każdy z pracowników umiał ją przygotować.
- Słuchaj, Merlin... - zaczął Arthur niepewnie. - Wstyd się przyznać, ale urwał mi się film... Robiłem coś głupiego? - spytał, a Merlin zamrugał, przypominając sobie pocałunek. Arthur go nie pamiętał. To dobrze. W innym przypadku mogłoby być niezręcznie.
- Nie. - powiedział szybko. Być może trochę za szybko, ale Arthur nic nie zauważył, zbyt zajęty kawą.
- To dobrze. - powiedział. - Dzięki za kawę. - dodał, płacąc.
- Za to mi płacą. - zaśmiał się Merlin. Arthur uśmiechnął się lekko.
- Muszę już iść, bo się spóźnię do pracy. A ty masz klientów. - dodał, zerkając na powiększającą się kolejkę.
- Tak... - mruknął Merlin. Momentami naprawdę nienawidził tej roboty. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - uśmiech Arthura rozświetlił jego twarz. Merlin odwrócił się do następnego klienta i przyjął zamówienie.
- On cię lubi! - pisnęła Gwen. Merlin pokręcił głową. Kochał swoją przyjaciółkę, ale momentami była zbyt emocjonalna.
- Nie da się nie lubić osoby, która odprowadziła cię pijanego do domu. - odparł, przygotowując kawę.
- Ale on cię lubi lubi! - dziewczyna była nieustępliwa. Próbowała zeswatać Merlina już chyba z każdym stałym klientem kawiarni.
- Może zamiast dbać o moje życie miłosne zajęłabyś się swoim, huh? - zaśmiał się chłopak.
- E tam, mnie nikt nie chce. No popatrz tylko, nie jestem niesamowicie atrakcyjną, długonogą blondynką, czy coś. Jestem zwykła, a nikt nie chce zwykłych dziewczyn.
- Lance cię lubi. - powiedział Merlin. - I nie jesteś taka zwykła jak ci się wydaje.
- Oh, Merlin, jesteś zbyt uroczy. - prychnęła dziewczyna i to był koniec tematu.
XXX
Mam już dość szkoły, wysysa ze mnie całą energię... Przepraszam za nieobecność.
CZYTASZ
Pro Bono
FanfictionArthur nie pamięta poprzednich wcieleń. Merlin sobie je przypomina i wie, że musi przypomnieć je też przyjacielowi. I wie, że historia musi się rozegrać tak samo jak poprzednim razem. Nie wolno mu nic zmieniać. Nawet jeśli jego serce pęka na pół, a...