Rozdział III

313 46 3
                                    


Merlin miał już naprawdę dość. To był trzeci bar, a obecność kuzyna Johna była męcząca jak diabli. Nawet nie mógł poflirtować z jakimś facetem, bo oficjalnie nie wyszedł z szafy przed dalszą częścią rodziny. Wystarczyło, że wiedzieli o innym... aspekcie jego osobowości. Aspekcie, który teraz kusił Merlina, użycie magii byłoby takie proste i miałby spokój od kuzyna do jutrzejszego dnia, mógłby spokojnie iść na dach...

- Śledzisz mnie, czy co? - usłyszał za sobą znajomy głos i podskoczył. Stał tam oczywiście Arthur, z whiskey w ręce i skrzywionymi ustami. Merlin prychnął.

- Chciałbyś. To tak jakby los chciał mi się odegrać za te wszystkie cudowne lata bez ciebie. - odgryzł się. Arthur przez chwilę stał cicho, a potem wybuchł śmiechem i usiadł na krzesełku obok Merlina.

- Kim jest twój kolega? - spytał.

- Mój kuzyn, John. John, to jest Arthur, właściciel tego cudownego przybytku, w którym mieszkam.

John mruknął coś na powitanie, a potem zerknął na tyłek przechodzącej dziewczyny. Poprawił włosy, dopił drinka i ruszył w ślad za nią.

- Nie podoba ci się moja kamienica? - spytał Arthur, a Merlin się zaśmiał.

- Jest cudowna, żartowałem przecież.

- Wiem. Uda mu się? - blondyn wskazał brodą oddalającego się Johna. Merlin spojrzał na dziewczynę. Wysoka, szczupła, spódnica odpowiedniej długości, dekolt nie za głęboki...

- Nie. - odparł krótko. - Ale spróbuje z następną. Od kilku godzin tak robi i jakoś nie może żadnej wyrwać.

- A ty?

- Nie mam na to ochoty. Chcę się upić, żeby jego mamrotanie o tym jakie cycki miała ostatnia z nich przestało mnie denerwować.

Arthur zaśmiał się i skinął na barmana.

- Ja stawiam. - powiedział z uśmiechem, a Merlin z wdzięcznością przyjął drinka. Stuknęli się szklankami.

Minęło pół godziny, następne, a potem godzina i jeszcze jedna. John co jakiś czas nalegał zmianę baru, a Arthur nie wiedzieć czemu wlókł się z nimi. Merlin był wdzięczny, bo rozmowy z nim były ciekawsze niż te z kuzynem. Co nie zmienia faktu, że parę razy wytknął mu, że zachowuje się jak typowy dziedzic fortuny, ale z każdym kolejnym drinkiem przeszkadzało mu to coraz mniej. Tak samo jak coraz mniej przejmował się tym, co John pomyśli na temat zmniejszającej się odległości pomiędzy Merlinem i Arthurem.

Pod koniec tego maratonu Merlin jakimś cudem był najmniej pijany. John ledwo szedł, mamrocząc coś pod nosem, a Arthur opierał się o Merlina. Razem wdrapali się na 3 piętro, gdzie mieszkał Merlin.

- Poczekaj tutaj. - powiedział do Arthura i wprowadził kuzyna do swojego mieszkania. Ulokował go w łóżku i przezornie postawił obok niego kosz na śmieci. Następnie wyszedł z mieszkania i spojrzał na Arthura, który grzecznie czekał na schodach, tak jak Merlin przykazał.

- No, idziemy teraz do ciebie.

Arthur chichocząc pozwolił zaciągnąć się kolejne dwa piętra w górę.

- Daj mi klucze. - powiedział Merlin.

- Nie-e. - zaśmiał się Arthur, przechylając się w jego stronę i ogrzewając jego twarz oddechem. - Sam je weź.

Merlin westchnął, sięgając do kieszeni dżinsów Arthura. Musiał przy ty zbliżyć się jeszcze kawałek i teraz ich ciała praktycznie się o siebie ocierały w wąskim korytarzyku.

- Masz bardzo ładne usta. - wymamrotał Arthur.

- Dziękuję.- odparł Merlin, zastanawiając się jak bardzo pijany jest jego towarzysz.

- Są miękkie prawda? Muszą być, na takie wyglądają.

Merlin starał się ignorować to mamrotanie, chcąc trafić kluczem do dziurki. Przeszkodziło mu w tym męskie ciało, nagle opierające się całym ciężarem o niego. Poczuł obce usta na swoich własnych. Arthur całował go lekko, zapraszająco, a on nie był w stanie odmówić. Poruszył głową, łącząc ich wargi mocniej. Podobało mu się to, bardzo. Pocałunek nabrał ostrości, język Arthura wsunął się pomiędzy rozchylone zęby Merlina, a jego dłonie pieściły jego szyję...

Pocałunek skończył się równie szybko co się zaczął.

- Są miękkie. - oznajmił Arthur, chwiejąc się lekko. Merlin zamrugał, otrząsając się z szoku i otworzył drzwi.

- Dasz sobie radę? - spytał.

- Tak. - zachichotał Arthur i wszedł do mieszkania. - Dobranoc, Merlinie.

- Dobranoc, Arthurze. - wyszeptał Merlin po chwili, ale mówił już do zamkniętych drzwi. Potrząsnął głową i odwrócił się w stronę schodów.



✖✖✖

Wiecie co? Mam gdzieś ile osób zareaguje na ten rozdział. Dodaję bo mam dość patrzenia, jak historia się rozrasta, a ta część smętnie na mnie zerka z edytora tekstu. 

Pro BonoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz