Dwa tygodnie później Merlin przyzwyczaił się do widywania Arthura codziennie rano, robienia mu za każdym razem innej kawy, a potem rozmawiania, dopóki nie zrobiło się zbyt późno, lub dopóki Gajusz nie wyszedł i nie upomniał Merlina, że jest w pracy. Rozmowy z Arthurem szybko stały się jego ulubioną częścią dnia, brał każdą poranną zmianę, choć wcale nie musiał, bo ciotka i kuzyn już wyjechali.
Któregoś dnia Arthur nie przyszedł. Było za dziesięć dziesiąta, a jego dalej nie było, choć do pracy miał na dziesiątą. Arthur pracował jako prawnik w kancelarii, co naprawdę imponowało Merlinowi.
- Gwen, nie wiesz może, co z Arthurem? - zagadnął, niby obojętnie.
- Ty spędzasz z nim więcej czasu. - odparła dziewczyna, udając, że nie zauważa nerwowości przyjaciela.
Merlin prychnął, ale przez resztę ranka był strasznie nerwowy. W końcu nie wytrzymała.
- Na litość boską, idź do niego! - wybuchła, strasząc klientkę.
- Gwen! - jęknął Merlin. - Pewnie jest przeziębiony, czy coś.
- A ty, jak to ty, zapomniałeś wziąć od niego numer, więc nawet nie możesz napisać, prawda?
- Nie zapomniałem, po prostu nie było okazji! - zaprotestował Merlin, czując jak się rumieni. Fakt, zapomniał, ale nigdy się do tego nie przyzna. Na chwilę zapadła cisza, kiedy oboje przygotowywali zamówienia.
- Nie przesadzasz trochę? - spytała łagodnie Gwen.
- Słucham? - Merlin spojrzał na nią znad szklanki, którą właśnie wycierał.
- Znasz go jak długo? Dwa tygodnie?
Merlin zmarszczył brwi. Nie do końca rozumiał o co chodzi.
- I odchodzisz od zmysłów, bo raz się nie pojawił. - dokończyła dziewczyna.
- Ja... - Merlin nie wiedział co powiedzieć. - Gwen, to jest coś innego. Nie rozumiem tego, ale mam to odczucie... Że coś jest nie tak.
- Merlin, błagam, może zaraz wyskoczysz z bratnimi duszami?!
Chłopak odstawił szklankę. Postanowił ignorować przyjaciółkę. Wiedział, że ona pierwsza pęknie. Zawsze tak było.
- Dobra, wygrałeś! - wybuchła wreszcie, strasząc dziewczynę czekającą na kawę. - Idź do Gajusza, powiedz, że się źle czujesz.
- I zostawię cię tu samą?
- Będziesz moim dłużnikiem, kochaniutki.
Merlin uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
- Załatwię ci randkę z Lance'm. - powiedział, za co otrzymał pacnięcie w głowę, przed którym nie zdążył się uchylić. Magią zmienił nieco swój wygląd i zapukał do biura Gajusza na zapleczu. Rzadko tu wchodził i trochę tego żałował, bo tu powstawały nowe kawy, zapach więc był intensywniejszy niż w reszcie kawiarni.
- Szefie? - mruknął, starając się mieć jak najbardziej zmęczony głos. - Czy mógłbym wrócić do domu...
Gajusz podniósł głowę znad ziaren kawy, które właśnie testował.
- Merlin? Coś się stało? - głos miał wyraźnie zaniepokojony.
- To chyba przeziębienie... Nie chcę zarazić Gwen czy klientów.
- Tak, tak, masz rację... Idź do domu i pamiętaj, pij dużo herbaty. - powiedział mężczyzna, wracając do swojej kawy. Merlin podziękował mu i wyszedł. Droga do kamienicy Arthura nie zabrała mu dużo czasu, tak samo jak dotarcie na ostatnie piętro. Tam się zatrzymał, z uniesioną dłonią. Gwen miała rację, to bez sensu, Arthur pewnie ma się świetnie. Może po prostu zaspał i nie miał czasu wstąpić po kawę. Już miał się odwrócić, kiedy usłyszał łomot. Poczuł jak żołądek mu się skręca z nerwów. Otworzył drzwi i prawie wbiegł do mieszkania Arthura. Łomot się powtórzył, tym razem z salonu. Merlin prawie wbiegł do pokoju, żeby zobaczyć Arthura leżącego na ziemi, z najbardziej wściekłym wyrazem twarzy na świecie. Obok niego leżały zdjęcia, figurki i piękny miecz ze zdobioną rękojeścią (Merlina jakoś to zdziwiło najmniej, w końcu Arthur i tak zachowywał się jak książę).
- O, Merlin, miło cię widzieć. - powiedział Arthur z podłogi. Miał na sobie koszulę rozpiętą pod szyją i wymięte spodnie od garnituru.
- Arthur? - Merlin uniósł brew, próbując zrozumieć na co właśnie patrzy.
- Nie pytaj. - mruknął Arthur, wstając i otrzepując spodnie. - Zdrętwiała mi noga, chciałem złapać się półki, a ta zleciała, ale jeśli komukolwiek o tym powiesz własnoręcznie cię zamorduję.
Merlin wybuchł śmiechem i schylił się, podnosząc z podłogi śnieżną kulę z zamkiem w środku. Była trochę badziewna, ale w zasadzie pasowała do Arthura, który łączył kicz z elegancją (dawało to dość interesujący efekt).
- Dostałem ją od klienta, nie pytaj. - powiedział Arthur, podnosząc zdjęcia i stawiając je na stoliku. Merlin zrobił to samo z kulą i kilkoma figurkami smoków (zgadywał, że to też prezenty od klientów). Oboje schylili się po miecz leżący na podłodze. W momencie, w którym palce Merlina dotknęły broni chłopak zrozumiał wszystko. Obrazy przesuwały się przed jego oczami, aż w końcu zapadła ciemność.
XXX
Ssę, wiem. Sorry za to, że nie dodaję regularnie, nie mam głowy do tego...
CZYTASZ
Pro Bono
Fiksi PenggemarArthur nie pamięta poprzednich wcieleń. Merlin sobie je przypomina i wie, że musi przypomnieć je też przyjacielowi. I wie, że historia musi się rozegrać tak samo jak poprzednim razem. Nie wolno mu nic zmieniać. Nawet jeśli jego serce pęka na pół, a...